Patryk Małecki udzielił rzewnego wywiadu stronie Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków (skwk.pl). Okazuje się, że wszyscy jesteśmy świadkami jakiejś piramidalnej manipulacji, ponieważ w rzeczywistości Małecki nie zrobił nic złego (no, prawie nic), stawiał się, gdzie miał się stawiać, nie odmawiał gry, a wszyscy wokół nagle się na niego uwzięli. Tak chyba faktycznie jest, w rzeczy samej – klub uparł się, by swojego zawodnika, który teoretycznie mógłby się przydać, ot tak, dla jaj, odizolować od wszystkich pozostałych graczy. Mamy więc do czynienia z klasyczną sytuacją, w której cały świat uparł się na Patryka, a on biedny nawet nie ma szans, by udowodnić swoją oczywistą niewinność.
Aż wypada zapytać – ejże, to za co przepraszałeś w oświadczeniu rozsyłanym w poniedziałkowy wieczór?
Jak ktoś chce, niech się z tym wywiadem zapozna w całości. Wcześniej zaopatrzyć się trzeba w karton chusteczek higienicznych, ponieważ takiego wyciskacza łez dawno nikt nie zaoferował. Z ciekawostek, wiadomo już, co tak wkurzyło Małeckiego w czasie meczu ze Standardem. Uwaga: – Był to pierwszy mecz w tej rundzie i ja byłem zdegustowany, że trener mnie zdejmuje z boiska w 57 minucie, a nie w przerwie, to była sportowa złość.
Toż to jeden z większych absurdów, na jakie w tym roku trafiliśmy. Małecki ma żal do trenera – ba, on jest zdegustowany! – nie tylko o to, że został zmieniony. Nie! Małecki ma żal, że został zmieniony w 57. minucie, a nie w przerwie! Zmianę w przerwie – o, taką by jeszcze zaakceptował. Ale zmieniać go później, tak przy ludziach, gdy kumple patrzą? Szanujmy się! Pierwszy raz spotykamy piłkarza, który woli grać 45 minut niż 57 i który uważa, że zmiana w 45. minucie jest fair ze strony trenera, a taka przeprowadzona kilkanaście minut później to już zwykłe chamstwo.
A czy Patryk zgadza się, że ze Standardem grał słabo. Spytajmy go!
– Przyznajesz, że zagrałeś słabo?
– Na pewno jako drużyna nie wypadliśmy najlepiej.
Oj, to jest właśnie problem Małeckiego. On najwyraźniej sądzi, że drużyna to on. Bo przecież było troszkę inaczej – on zagrał żenująco, natomiast drużyna bardzo dobrze. Z wywiadu dowiadujemy się jednak, że co dobre – to Patryk. Jemu jako jedynemu zależy na wynikach, on jedyny się przejmuje, on jedyny oddaje serce. A co złego – to wszyscy inni. I nawet gdy mowa o fatalnej grze ze Standardem – to nie on, to oni! „Jako drużyna nie wypadliśmy najlepiej” – stwierdza Małecki, pytany o swoją katastrofalną postawę. Łatwo jest wycierać sobie gębę kolegami z zespołu, ale akurat w przypadku tego spotkania to taktyka trochę debilna – w końcu mecz transmitowała telewizja i ludzie widzieli, jak grał Małecki, a jak grali inni.
Oczywiście, Patryk ma świadomość, że trochę, odrobinkę nabroił. Coś mu tam świta. Dlatego jeszcze do końca nie wie, z jakiego powodu, ale na wszelki wypadek się kaja. Czasami zdarza mu się przekroczyć granicę, lecz tylko i wyłącznie z dobrych chęci, których wszystkim wokół niego brakuje. Trener niestety go nie rozumie, kierownik drużyny nie przekazuje mu kluczowych informacji, działacze lekceważą, a piłkarze – z nielicznymi wyjątkami – nie dopieszczają. On jednak się nie łamie. O nie! Jest gotów budować wielką Wisłę. W pojedynkę. W końcu jak sam przyznaje: – Ja nie liczę na drużynę, tylko liczę zawsze na siebie.
No to chyba te indywidualne treningi to dar z niebios, nieprawdaż?