Można mieć o Piotrze Świerczewskim zdanie takie czy owakie, ale zaimponował nam, że zamiast się prosić o warunkową licencję trenerską, poszedł na chama i zwyczajnie zaśmiał się w twarz tetrykom ze związku. Ci jeszcze od czasu do czasu pohukują, grożą, ciskają kapciami i wymachują miotłą, ale faktycznie nie mają żadnych argumentów, by z menedżerem Świerczewskim walczyć. Niech o ich bezradności zaświadczy fragment z zamieszczonego w „Przeglądzie Sportowym” wywiadu z 75-letnim Wojciechem Łazarkiem.
A jakie ma pan wnioski po meczu ŁKS – Polonia?
Jestem przekonany, że Andrzej prowadził drużynę, a menedżer Świerczewski niepotrzebnie był taki nadpobudliwy. Znam charakter trenera Pyrdoła i wiem, że on dyryguje zespołem w spokoju. Menedżer chciał mu pewnie pomóc, ale to było niepotrzebne. A może Świerczewski przekazywał zawodnikom uwagi, które usłyszał od Pyrdoła.
Wyobraża pan sobie taką sytuację, że trener Śląska Orest Lenczyk siedzi cichutko wciśnięty w kąt ławki rezerwowych, a dyrektor Krzysztof Paluszek rzuca komendy stojąc przy linii bocznej. Albo że na meczach Wisły drużyną dyryguje Stan Valcx. Zresztą Świerczewski z Pyrdołem się nie komunikowali.
Jeśli z waszych obserwacji wynika, że kręcił ogon, a nie głowa, to raz jeszcze apeluję, żeby wziąć poprawkę na charakter Andrzeja. On naprawdę taki jest.
Jaki?
Bardzo spokojny. Ja to się bardzo dziwię Piotrowi Świerczewskiemu, że on biegał przy linii bocznej i krzyczał na piłkarzy. Menedżer nie powinien się tak zachowywać.
Łazarek – mówiąc krótko – rżnie głupa, w czym jest zresztą dalece wyspecjalizowany. Lata praktyki nie poszły na marne. W dalszej części rozmowy pan Wojciech jeszcze coś wspomina o kontroli, o przyjrzeniu się sprawie, ale ewidentnie widać, że walkę ze „Świrem” przegrał do zera. Już to zrozumiał, w porę, w końcu sam przecież powtarzał, że nie warto kopać się z koniem.
Jak tak dalej pójdzie, to trener Pyrdoł przekaże Piotrowi Świerczewskiemu uwagi dzień przed meczem, a zespołem będzie dyrygował w spokoju, z domowego fotela. Taki ma styl.