O Patryku Małeckim pisaliśmy już tyle razy, że temat powoli staje się oklepany, jak dwunastoletni volkswagen sprowadzany na lawecie z Niemiec. Pisać jednak trzeba, bo sam Patryk nie pozostawia wyboru. Gdyby ktoś nie zauważył, to właśnie doszło do przekroczenia kolejnej granicy. Niegdyś Małecki odmówił wejścia na boisko w czasie meczu towarzyskiego – jeszcze gdy Wisłę prowadził Henryk Kasperczak. Tym razem odmówił udziału w spotkaniu ligowym z Zagłębiem Lubin i trudno powiedzieć, czy to już jego ostatnie słowo. Oczywiście, kwestią czasu jest, kiedy przeprosi, bo zawsze mniej lub bardziej szczerze przeprasza, ale jak długo poważny człowiek, jakim jest Bogusław Cupiał, będzie znosił fochy szczeniaka?
Cupiał kupił Wisłę, by mieć z niej przyjemność. Raczej nie w celu zarobkowym, tylko po to, by dawała mu satysfakcję. Czy zajęciem dla miliardera jest zastanawianie się, co siedzi w głowie Małeckiego? Czy Cupiał siadając przed telewizorem z odpalonym cygarem ma się stresować wiadomościami, iż Małecki akurat nie ma ochoty na grę? Przy całym szacunku dla umiejętności piłkarskich wiślaka – bo tych nie podważamy, nawet mimo katastrofalnego występu ze Standardem – nie jest on osobą tej rangi, by miał psuć nastrój Cupiałowi. W końcu zdarzy się więc – i to raczej prędzej niż później – że właściciel Wisły powie: zabierajcie mi z oczu tego bachora. Raz mógł machnąć ręką, drugi raz, trzeci. Ale w nieskończoność fochów Patryka puszczać mimo uszu nie będzie.
Chyba powoli trzeba kończyć z gadaniem, że Patryk Małecki jest młody, co stanowi pewne przyzwolenie do robienia głupstw. Owszem, względnie młody, ale w tym roku skończy 24 lata – to chyba najwyższy czas, by troszkę się ogarnął. Oczywiście, ma prawo uważać, że zarabia zbyt mało, zwłaszcza, że faktycznie są w Wiśle zawodnicy, którzy dają zespołowi mniej, a zarabiają trzykrotnie więcej. Jednak tak to już w piłce jest – każdy sam negocjuje sobie zarobki. Jeśli Małecki uważa, że jest wynagradzany niewspółmiernie do wkładu w sukcesy, ma odpowiednie argumenty prawne – może skorzystać z prawa Webstera (już niedługo), może też poczekać na koniec umowy i odejść za darmo. Na koniec umowy, którą zresztą podpisał sam, bez przymuszania, nikt mu rąk nie wykręcał i nikt pistoletu do głowy nie przystawiał. Wiedział, na co się godzi i na jakich warunkach. Jeśli nie zadbał o punkty gwarantujące wzrost wynagrodzenia w razie odnoszenia kolejnych sukcesów sportowych – jego strata.
(Nie ma zresztą sensu lamentować nad losem Patryka. To nie Artur Sobiech, który w Ruchu Chorzów zarabiał 4 tysiące złotych. Dzisiaj – wedle wiedzy „powszechnej” – Małecki inkasuje co miesiąc około 30 tysięcy złotych plus oczywiście premie, meczowe i sezonowe. Ciekawi jesteśmy bardzo, czy po zsumowaniu wszystkich rocznych wpływów i po podzieleniu na dwanaście miesięcy, jego miesięczny przychód jest niższy niż 50 tysięcy złotych…)
Małecki ma wobec świata postawę roszczeniową (dajcie kasę, bo nie zagram, nie zmieniajcie mnie w czasie meczu, bo się wkurzę, nie gwiżdżcie, bo wygonię na Cracovię) i staje się jednostką coraz bardziej destrukcyjną, toksyczną. Zamiast łączyć szatnię – dzieli ją. Zamiast łączyć kibiców – dzieli ich. Klub zamiast radości, że ma u siebie tego konkretnego zawodnika, ma kłopot. Notoryczny kłopot. Próby wychowywania nie skutkują, psychika Patryka wydaje się zbyt zwichrowana, by ktokolwiek mógł nad nią zapanować. Nie skutkuje ani metoda kija, ani marchewki. Owszem – lubimy piłkarzy niepokornych, charakternych, trudnych do ułożenia, ale jest jeden główny warunek: tacy piłkarze muszą wyrastać ponad innych. Czy Małecki w sposób oczywisty wyrasta? Czy jest AŁ» TAK dobry, by miał funkcjonować na aż tak specjalnych prawach?
Lubi się ten chłopak przedstawiać jako wiślak z krwi i kości, czym gra na emocjach części trybun. Tylko czy wiślak z krwi i kości odmawia występu w meczu ligowym, co być może skutkuje tym, że Wisła gubi dwa punkty? Czy wiślak z krwi i kości zachowywałby się w sposób, w jaki Małecki potraktował Kasperczaka czy Moskala? Czy wiślak z krwi i kości notorycznie nakręcałby spiralę negatywnych emocji wokół zespołu?
Dzisiaj całkiem zasadne jest pytanie – czy Wisła powinna trzymać zgniłe jabłko w koszyku? Stare piłkarskie powiedzenie głosi: masz cichą szatnię, to masz słaby zespół. Oczywiście, wewnątrz grupy powinno buzować, ale czy o takie właśnie buzowanie chodzi? Czy to jest ten rodzaj emocji, który napędza zespół? A może wszyscy wewnątrz są już Małeckim mocno zmęczeni? Rzućcie okiem poniżej – wiecie, co to jest?
To pocztówka, którą ze zgrupowania przysłali kontuzjowanemu Andrzejowi Iwanowi piłkarze Wisły Kraków. Na tym polega „team spirit”, jakby powiedział Leo Beenhakker. Na takich drobnostkach, świadczących o atmosferze. Nie wspominamy o chodzeniu na pocztę, bo to nie te czasy, ale czy Małeckiemu wiślacy po meczu z Zagłębiem wysłali chociaż smsa? Ciekawe u ilu pojawiła się myśl: dobrze, że go tutaj z nami nie ma?
Niestety, im dłużej Małecki gra w Wiśle, tym więcej osób odczuje ulgę, gdy już z niej odejdzie.
