O tym Szwedzie mówią wszyscy. Za kilka tygodni skończy dopiero dwadzieścia lat, a Holandia jego nazwisko odmienia przez wszystkie przypadki. Wypracował sobie średnią 1,13 gola na mecz, bo w ciągu czterech meczów zanotował trzy hat-tricki. Nim zaczął szaleństwa w kraju wiatraków, kopał piłkę na kenijskich pastwiskach, by potem w wieku piętnastu lat wejść do seniorskiej piłki. Oto John Guidetti, nowa gwiazda Eredivisie i młodzieżowy reprezentant Szwecji.
Zrobiło się o nim głośno dopiero pod koniec stycznia; to wówczas zaczęto traktować go poważnie. Wcześniej wpisywał się w ramy Eredivisie, a jego osoba elektryzowała w większości fanów w Holandii, Szwecji i w niebieskiej części Manchesteru. Młody, zdolny chłopak, będący na wypożyczeniu w Feyenoordzie – dla przeciętnego kibica w Europie to nic ponad szarość. Kolorów wszystko zaczęło nabierać w grudniu, a od nowego roku biło po oczach coraz jaskrawiej. Pod koniec stycznia na De Kuip lanie dostał mistrz z Amsterdamu, który wyjechał z bagażem czterech goli, a trzy z nich zapakował właśnie Guidetti. Dwa tygodnie później kolejny mecz w Rotterdamie i następne trzy bramki Johna – tym razem skrzywdził Vitesse Arnhem. Doliczając do tego trójkę z Twente Enschede, młody Szwed w ciągu ostatnich trzech meczów na własnym boisku zaliczył dziewięć trafień, a na najbliższą niedzielę zdążyli zapowiedzieć się już kolejni goście. Teraz na rozkładzie widnieje RKC Waalwijk, którego obrona w listopadzie zdążyła poznać jak kąsa wychowanek akademii Ligi Ndogo.
– Guidetti jest przez nas bardzo dokładnie obserwowany, podobnie zresztą jak napastnik Montpellier, Olivier Giroud – potwierdził Björn Andersson, w Bayernie Monachium pełniący funkcję skauta. Ale jeżeli w stolicy Bawarii ktokolwiek poważnie myśli o zatrudnieniu objawienia ligi holenderskiej, będzie musiał liczyć się z ciężką przeprawą. I wcale nie chodzi o przebijanie ofert Realu, Chelsea, czy Manchesteru City, bo właśnie z tym ostatnim klubem Szwed jest już związany. Oficjalne źródła mówią, że w wakacje nawet przedłużył kontrakt o trzy lata. O puszczeniu go za bezcen nikt specjalnie nie myśli, bo niektóre media są zdania, że chłopak wcale nie przedłużał kontraktu, a po prostu został odkupiony od Twente Enschede, do którego na zasadzie Prawa Bosmana odszedł chwilę wcześniej. Wszystko miało dziać się bez wiedzy Roberto Manciniego, gdyż szejkom żal było dziesięciu tysięcy funtów, które za podpis wołał ojciec piłkarza. Ostatecznie wszystko skończyło się na tym, że Włoch kiwnął palcem i młodzieżowego reprezentanta Szwecji ponownie sprowadzono na Eastlands.
Teraz młody jest szefem. W Rotterdamie z każdej strony na niego chuchają i dmuchają, kibice żądają od klubu przedłużenia wypożyczenia o kolejny rok, a trener Ronald Koeman mówi jasno: – Nie było stuprocentowej pewności, że on tu pasuje, ale jeśli widzisz rzeczy, które dziś robił to nie masz wątpliwości. Jest młody, ale już mądry. Daje zespołowi dużo spokoju – twierdził po meczu z Ajaksem. Sam bohater zamieszania odpowiadał: – Mogłem strzelić trzy gole, ponieważ mam zaufanie kolegów i oni mi stworzyli sytuacje, za co chcę im podziękować – klepał standardową formułkę. Nic nowego, poza boiskiem niespecjalnie interesujący, ale na murawie przejawia instynkt zabójcy. Zestaw piętnastu meczów i siedemnastu goli kreuje go na Arthura Shawcrossa holenderskich boisk, co może traktować wyłącznie jako komplement.
Praktykę w postaci seniorskiej piłki zaczął nabywać bardzo szybko, bo już w wieku piętnastu lat. Wówczas w barwach Brommapojkarny zadebiutował w lidze szwedzkiej, gdzie przed przenosinami do Anglii zaliczył zaledwie dwa występy. Tak młody piłkarz w przyzwoitej lidze nie umknął skautom w całej Europie i znane marki szybko zaczęły bój o chłopaka, który przebierał w ofertach Interu, Lazio, Sampdorii, Romy, czy właśnie City. Ostatecznie wybrał rodzącą się potęgę na Wyspach, której głównym atutem był inny Szwed – Sven-Göran Eriksson, wówczas menadżer The Citizens. Tam Guidetti najpierw błyszczał w zespole U-18, aby następnie z każdym kolejnym wypożyczeniem podnosić sobie poziom trudności. Brommapojkarna, Burnley i w końcu Feyenoord, w którym to poznał poważne rozgrywki. Transakcja była dość niespodziewana, bo początkowo Mancini wspominał o powierzeniu mu roli napastnika numer milion w pierwszej drużynie i jakby na dowód tych słów wpuścił go podczas przedsezonowego meczu ze Sportingiem Lizbona, a w sparingu z Vancouver otrzymał za to gratyfikację w postaci gola. Plany uległy zmianie dopiero 31 sierpnia i Guidetti ostatecznie wylądował w talii Koemana, gdzie dość szybko wcielił się w rolę asa.
Historia „nowego Ibrahimovicia”, jak nazywają go niektóre media, jest o tyle ciekawa, że mimo krótkiej kariery Guidetti zdążył zahaczyć nawet o Kenię. Jego ojciec pracował jako nauczyciel w szwedzkiej szkole w Nairobi, a sam John kopał piłkę w akademii Ligi Ndogo, której siedziba znajduje się nieopodal wspomnianej placówki. Tam darzą go tak wielkim sentymentem, że do dziś na stronie internetowej wisi artykuł na jego temat, okraszony zdjęciem z koszulką City. To właśnie z tym klubem młody napastnik wiąże największe nadzieje: – Jeśli tam wrócę, to chcę regularnie grać w pierwszym składzie. Mam nadzieję, że dostanę szansę. Jeśli chcę zaistnieć w piłce, to powinienem pokazać się z dobrej strony. Jestem typem środkowego napastnika, ale nie chce siedzieć na ławce i jeżeli trener wystawiłby mnie z lewej strony, to zagrałbym z lewej – snuje plany, do których realizacji jest jeszcze daleko. Tak czy siak, nawet trybuny w Manchesterze będą lepszym rozwiązaniem niż wyjazdowe mecze Ligi Ndogo:
W związku z jego fenomenalną formą, szwedzkie media ruszyły z kampanią, która doprowadzić ma do powołania go do pierwszej reprezentacji. Póki co selekcjoner Erik Hamrén nie wykonał znaczącego ruchu, ale niewykluczone, że 19-latek dostanie szansę już w lutowym meczu z Chorwacją. Sam zapewnia, że marzy o występie na Euro u boku Zlatana: – Selekcjoner w jednym z wywiadów powiedział, że ma na mnie oko. Jasne, że mam szansę zagrać w kadrze, bo dlaczego nie? Marzę o grze dla mojego kraju w takim turnieju, szczególnie u boku Zlatana, którego autentycznie podziwiam za charakter i umiejętności – odpływał w rozmowie z dziennikarzami. Niebawem powinien zejść na ziemię i zrealizować swoje cele, bo presja na selekcjonerze stale rośnie, a sam Hamrén nie ma specjalnie powodów, by go stale ignorować.
Patrząc na politykę transferową City nie zapowiada się, by Szwed szybko zaczął odgrywać znaczącą rolę. Dla niego może to i źle, ale dla Feyenoordu niekoniecznie. Przynajmniej będzie okazja do zmierzenia wartości słów, które niedawno wypowiedział: – Feyenoord to naprawdę wielki klub, który zasługuje na miano topowego w Europie. Mając piętnaście lat przyjechałem tu z reprezentacją i mówiłem kolegom, że marzę o grze na De Kuip. Teraz wszystko się spełniło i jestem z tego powodu bardzo zadowolony.
KRYSTIAN GRADOWSKI