Moratti jak Skorża – wypada tylko przeprosić kibiców. Inter na dnie.

redakcja

Autor:redakcja

18 lutego 2012, 08:17 • 4 min czytania

Blisko 80 milionów euro wydanych na transfery w ciągu roku = pięć z ostatnich sześciu meczów w Serie A w plecy. Ten wczorajszy zakończony wyjątkowym laniem, bo nawet piłkarze Bologny nie zakładali, że z Giuseppe Meazza wyjadą po triumfie 3:0. Inter Mediolan znalazł się tym samym w sytuacji bez wyjścia. Bo pocieszenie, że czas zagoi rany jest jak kolejny kop w dupę.
A czas należy odliczać do lata, bo wtedy dopiero rozpocznie się przebudowa kompletnie wypalonego zespołu. Zespołu, którego gracze od odejścia Mourinho przypominają ludzi przepuszczonych przez maszynkę do mielenia mięsa. Przebierańców, których z punktów może ograbić każdy. Przykłady? Przegrane z Lecce i Novarą. Jedni odnieśli pierwsze zwycięstwo w rozgrywkach u siebie, drudzy na wyjeździe. Nie dziwi dłużej, że „La Gazzetta Dello Sport” nie zna słów, żeby dalej pastwić się nad piłkarzami Claudio Ranieriego. Zostaje przy jednym, którego używa od kilku tygodni. Brzmi ono „upokorzenie”.

Moratti jak Skorża – wypada tylko przeprosić kibiców. Inter na dnie.
Reklama

Naturalnie, po blamażu z Bologną na świeczniku znalazł się i Ranieri. Jako pierwsza osoba do odstrzelenia, choć to byłoby w tym wypadku zbyt proste. Przyczyny kolejnych wpadek leżą znacznie głębiej niż w samej nieudolności trenera. I zdają sobie z tego sprawę kibice, bo sonda w internetowym serwisie poczytnego dziennika wskazuje niemal na remis. Pomimo dwóch skrajnych opcji: a) Włocha należy wypierdolić dyscyplinarnie i b) Ranieri musi spokojnie układać klocki do końca sezonu.

Reklama

Szkoleniowiec ma ten kłopot, że cały kręgosłup mediolańczyków do niczego się nie nadaje. Zanetti, Cambiasso, Stankovic, Lucio, Maicon i Julio Cesar – trudno dłużej oczekiwać, że któryś z nich stanie jeszcze na wysokości zadania. W dodatku ten pierwszy, legendarny kapitan, ucieka się ostatnio wyłącznie do wyświechtanych formułek. Jego niedawne usprawiedliwienia bez trudu można skleić w jedną wypowiedź: – To trudny czas, bo nie możemy wygrać (…) Musimy zachować spokój (…) Ciężko harujemy i dajemy z siebie wszystko. (…) Obyśmy zareagowali pozytywnie i kibice nas zrozumieli.

Tyle, że kibice nie potrafią zrozumieć tej sytuacji i najchętniej zastosowaliby na swych „ulubieńcach” średniowieczne tortury. Włóczyliby końmi lub łamali kołem. Dopisując do powyższej listy winowajców Andreę Ranocchię, który w ostatnich tygodniach robi same przysługi. Rzecz jasna rywalom, z uwzględnieniem bohatera wczorajszego wieczoru, Marco Di Vaio:

Zachowanie 24-latka kupionego za 18 baniek z Genoi to jednak pół biedy. Nic nie przebije postawy defensorów Interu z meczu z Romą. Wówczas w trafieniu do siatki Bojanowi nieudolnie usiłowało przeszkadzać trzech graczy…

Do poziomu swoich piłkarzy dostosował się tamtego wieczoru Ranieri, który w środku pola wystawił… samych defensywnych pomocników: Zanettiego, Cambiasso, Palombo i Obiego. A na dobitkę, przy stanie 0:2 wprowadził piątego, bo Andrea Poli zmienił… snajpera Giampaolo Pazziniego. Mecz skończył się wynikiem 0:4, a Zanetti znów obiecywał, że się podniosą.

Thiago Motta już wcześniej zwątpił w te brednie, bo w zimowym okienku transferowym poprosił o transfer. Dziś radość z gry odzyskuje dopiero w Paris Saint-Germain. Jeśli jego byli kumple z szatni nadal nie zaczną punktować, jego śladami pójdą kolejni. Weźmy pierwszy przykład z brzegu, Luca Castaignosa.

Historia Holendra jest dla nas przedziwna, bo młody snajper przychodził do Interu jako wielki talent z Feyenoordu, a redakcja portalu UEFA.com wybrała go potencjalną gwiazdą fazy grupowej Ligi Mistrzów. W dodatku już w listopadzie pokazał, że pasuje do zespołu seniorów i strzelił zwycięskiego gola ze Sieną. Problem w tym, że… od tej pory na występ czekał do wczoraj. Bo siwowłosy trener wolał bez końca czekać na przełamanie Pazziniego. Ale na tym nie koniec, bo 60-latek równie kurczowo trzymał się nazwisk Zanettiego i Cambiasso. A z tego względu rozgoryczenie ma prawo odczuwać Andrea Poli.

Nastolatek grał znakomicie w Pucharze Włoch, ale ciągle wracał na ławkę. Oprócz wymienionego argentyńskiego duetu immunitet chronił także Stankovicia. Tyle, że on przeważnie ostatnio się leczył, ale po kilkutygodniowej kontuzji od razu wyszedł od pierwszej minuty na mecz z Novarą. A Poli – jak zwykle – obserwował jego popisy w roli zmiennika. Na pocieszenie, dostał kabaret za darmo, w którym na szczęście nie musiał wystąpić…

Inter jest jak na video – pozbawiony gracji, niezdarny. A może nawet odarty z honoru i jakiejkolwiek ambicji? Niektórzy piłkarze mogliby dać sobie spokój, ale w klubie trzymają ich wielkie pensje. Z ich wypłatą może być jednak coraz trudniej, biorąc pod uwagę, że Moratti ma dosyć i pragnie jak najszybciej przewietrzyć szatnię. Wczoraj zamyślony i z minorową miną opuszczał stadion na pół godziny przed końcem meczu. – Przepraszam wszystkich – powiedział tylko prezydent klubu. Ma za co, bo jego zespół to już nie jest klasa światowa. Nawet nie międzynarodowa, a powoli zwykła ligowa szarzyzna. Jeśli wciąż nie wierzycie, w najbliższą środę odpalcie Polsat i mecz „Nerazzurrich” z Marsylią.

FILIP KAPICA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama