Grzegorz Bonin: – Polonia? Niech zaczną wygrywać po meczu z nami i skasują prezesa

redakcja

Autor:redakcja

17 lutego 2012, 11:31 • 9 min czytania

– Spójrzmy na Polonię, czyli klub, w którym nie ma kompletnie nic. Nie ma stadionu, kibiców na poziomie oczekiwanego mistrzostwa, boisk i zaplecza. Jest tylko jedna rzecz – pieniądze. Przy takich warunkach, jakie są w Polonii, prezes musi dać coś więcej, czasem przepłacić. Jeżeli ktoś ma do wyboru Legię, Lecha i Polonię, to przy podobnych zarobkach, tego ostatniego klubu na pewno nie wybierze – mówi w rozmowie z Weszło Grzegorz Bonin, do niedawna najbardziej przepłacany w lidze zawodnik. Spotkaliśmy się z nim dzień przed meczem فKS-u z… Polonią.
Jesteście gotowi na rundę wiosenną? Te przygotowania, nie ukrywajmy, to była prowizorka. Nie da się uciec od pewnych faktów.
Na pewno. Zima minęła nam bez żadnego okresu przygotowawczego, personalia też się codziennie zmieniały. Ciągle ktoś przyjeżdżał, ktoś wyjeżdżał. Ciężko było się połapać… Skład mamy niezły, ale braki w okresie przygotowawczym mogą wyjść na jaw. Zobaczymy, jak to będzie.

Grzegorz Bonin: – Polonia? Niech zaczną wygrywać po meczu z nami i skasują prezesa
Reklama

Miał pan już kiedyś takie przygotowania?
W ekstraklasie to na pewno nie. Ale wiedziałem przecież, jak to będzie w ŁKS, jakie są tutaj warunki. Niestety, nie bardzo było, gdzie trenować. W ciągu dwóch tygodni, odkąd trafiłem do Łodzi, mieliśmy trzy treningu na boisku, na sztucznej murawie zagraliśmy dwa sparingi. Boisko فKS jakieś nadzwyczajne to też nie jest.

A tak to hala i zajęcia w parku.
W parku chłopaki biegali za trenera Tarasiewicza.

Reklama

W piątek będziecie oddychali przez rękawy?
Nie wiem. Ciężko jest dobrze wejść w rundę, bo brakuje ogrania, świeżości…

Ale to są utarte slogany. Wy już macie gotową wymówkę?
Nie. To Polonia musi wygrać, a nie my. Naprawdę nie będziemy musieli się tłumaczyć.

No właśnie, Polonia. Jak słyszy pan nazwę tego klubu, to się cieszy, uśmiecha czy wyraźnie krzywi?
Było, minęło. Staram się nie żałować pewnych decyzji.

Zapytam inaczej. Kto się bardziej cieszy z rozwiązania kontraktu – Bonin czy Wojciechowski?
Nie wiem, ale myślę, że cieszą się obie strony. Mam taką nadzieję.

Pan cieszy się, bo…
Bo chciałem udowodnić, że niesłusznie jesienią szargano moim nazwiskiem właściwie po każdym meczu. Za każdą przegraną w pierwszej kolejności byłem obwiniany ja. W styczniu doszliśmy do wniosku, że ta współpraca nie może funkcjonować dalej na normalnych zasadach. Nie było już sensu.

Wojciechowski cieszy się, bo…
Bo wszędzie i na każdym kroku opowiada, jakie pieniądze mi płacił. Nie wiem tylko skąd te sumy brał, bo na moje konto to one na pewno nie trafiały.

Mówił, że dostaje pan miesięcznie 80 tysięcy.
Taa, 80, 90, a może 100. No, i za podpis pod umową to niby dostałem milion złotych. Różnie się mówiło. Ja takich pieniędzy w Polonii nie dostawałem.

Może 80 tysięcy miał pan w kontrakcie, ale 20 proc. trzeba było zamrozić?
Nie.

To po co Wojciechowski miałby kłamać? Trochę nielogiczne.
Nie wiem, proszę zapytać prezesa. O mnie ciągle pisali, ile to zarabiam, ale nikt mnie o to nie pytał. Poza tym, jeśli o mnie pisano, to nie o tym, jak grałem, a ile dostawałem miesięcznie. Pod koniec pobytu w Polonii usłyszałem, że odchodzę wcale nie dlatego, że jestem taki słaby, tylko zarabiałem takie pieniądze i padłem ofiarą tych zarobków.

Prezes panu to powiedział?
Z prezesem dawno nie rozmawiałem. Nie widzieliśmy się nawet podczas rozwiązywania umowy.

Jeden unikał drugiego.
Podczas podpisywania kontraktu też go nie było. Ma swoich ludzi, inni się tym zajmują. Z Wojciechowskim jadłem tylko kiedyś lunch. Tylko, że to był bardziej monolog, niż jakakolwiek rozmowa.

Za co się panu oberwało?
Nie chcę już mówić publicznie. Ale było takie spotkanie drużyny z prezesem. Padły mocne słowa.

Wojciechowski w rozmowie z Andrzejem Iwanem dla Weszło mówił, że przy pana transferze poczuł się oszukany. Ł»e w Jagiellonii miał pan dostać 40 tysięcy, a w Polonii trzeba było zapłacić dwa razy więcej.
Czytałem ten wywiad. Zastanawiam się, kto z Wojciechowskim rozmawiał – pewnie ten prezes, który negocjował umowę ze mną. Jedna osoba drugą okłamuje. Po pierwsze, w Polonii 80 tysięcy wcale nie miałem. Po drugie, jak już Jagiellonia coś zaczyna mówić, to niech mówi prawdę do końca. Ale rozumiem, że spotkały się dwie osoby, które załatwiają interesy, a jedna powiedziała drugiej nieprawdę. Cóż, nie moja sprawa.

Wojciechowski dał do zrozumienia, że pana demoralizował takimi zarobkami.
Ale że co?

Ł»e był pan bardzo przepłacany.
Spójrzmy na Polonię, czyli klub, w którym nie ma kompletnie nic. Nie ma stadionu, kibiców na poziomie oczekiwanego mistrzostwa, boisk i zaplecza. Jest tylko jedna rzecz – pieniądze. Przy takich warunkach, jakie są w Polonii, prezes musi dać coś więcej, czasem przepłacić. Jeżeli ktoś ma do wyboru Legię, Lecha i Polonię, to przy podobnych zarobkach, tego ostatniego klubu na pewno nie wybierze.

Czuł się pan piłkarzem przepłacanym? O tym pisało Weszło, inne media, mówili też eksperci.
Pisali o tym wszyscy. Ale nikt ani pijany, ani ślepy podczas podpisywania umowy nie był. Jak w innych klubach zarabiałem mniejsze pieniądze, to nie narzekałem publicznie, że ktoś ma więcej ode mnie. Poszedłem do Polonii, a jednym z argumentów była dobra kasa.

Trafiło się ślepej kurze ziarno. Może trochę brutalne, ale…
Zimą pisano o tym, że jeśli przedłużę kontrakt z Górnikiem, to przez pięć lat zarobię pięć milionów. Specjalnie stratny wobec tego, co przez trzy lata miałem zgarnąć w Polonii, bym nie był. Ale nie chciałem wtedy robić Górnikowi pod górkę, wiedziałem, w jakiej był finansowej sytuacji. Chciałem się rozstać w zgodzie. W Warszawie miałem zarobki na podobnym poziomie do innych.

Iwan zapytał Wojciechowskiego wprost: czy czuje się pan dojną krową? Odnoszę wrażenie, że tak piłkarze zaczynają go już traktować.
Nie wiem. Ale tak, jak mówiłem, jeżeli Polonia zaoferuje podobne pieniądze do innych klubów, to nikt do Polonii nie pójdzie. Trzeba dać coś ekstra. Każdy przecież wie, że po trzech kiepskich meczach może zostać przez prezesa skreślony.

Ostra, publiczna zjebka. Mimo to, opłaca się iść do Wojciechowskiego?
Już wcześniej dwa razy odmówiłem Polonii. Inni mówili mi: idź, co się będziesz przejmował tym, co on gada. Nie chciałem tam trafić. Ale jak kończyła mi się umowa z Górnikiem, to gdzieś trzeba było iść – albo Warszawa, albo Białystok. Tak naprawdę, to kasa była podobna. Myślałem sobie, że skoro Polonia ciągle ma mistrzowskie aspiracje, to może w końcu się uda i będzie fajnie, pięknie. Jagiellonia niespecjalnie mi pasowała, bo na wylocie był już Probierz, nie było wiadomo, kto przyjdzie za niego. Chciałem podjąć rękawicę i wiedziałem, że ewentualnie po pół roku mogę odejść. Zapewniam, że nie jestem typem zawodnika, który siedzi z przyjemnością na ławie, odcina kupony i zgarnia wypłaty.

Trener Zieliński powiedział, że nie radził sobie z presją. Na panu i Sikorskim była ona największa.
Tylko, że o Sikorskim mówiono, że słabo gra, a Bonin dużo zarabia. Tak było.

Ale pan też w żaden sposób nie odpowiedział.
Miałem powiedzieć coś ostrego, a potem dostać po kieszeni? Nie, dzięki.

Mógł pan odpowiedzieć dobrą grą.
Jak piłkarz wie, że się na niego liczy, to gra mu się łatwiej. Jak grałem i drużynie nie szło, to schodziłem w przerwie. Jak nie szło i nie grałem, to w przerwie wchodziłem. Dziwne. Wiedziałem, że jeśli nie zrobię meczu – nie strzelę gola, nie będę najlepszy – to będzie mi ciężko.

To prawda, że zbyt osobiście przyjmował negatywne komentarze na swój temat? Tak twierdził Zieliński.
Nieprawda. Nie czytam gazet, for internetowych. Jak rzucają moim nazwiskiem na prawo i lewo, to się nie przejmuję. Nawet, jak mnie chwalą, to twardo stąpam po ziemi.

Jak jechał pan na reprezentację, to zapewniał, że nie jedzie tam jako turysta. W USA minuty pan nie zagrał i było to ostatnie powołanie.
W dobrej byłem wtedy formie, na zgrupowaniu nie odstawałem od pozostałych. Szkoda, że skończyło się wycieczką.

Dlaczego cała trójka – Bonin, Jeż, Sikorski – w Warszawie grało o 40 procent słabiej, niż w Górniku Zabrze?
Na papierze graliśmy tym samym systemem, ale w praktyce było zupełnie inaczej. Sikorski, zamiast dostawać prostopadłe piłki, miał grać sam. Nie jest typem piłkarza, który się zastawia i przepycha, nie potrafi tego. W Zabrzu, żeby trafić, marnował ze trzy sytuacje, a w Polonii problemy miał trochę większe. Jeż to rozgrywający, nie odnajduje się w zadaniach defensywnych, a zdarzało się, że biegał czasem tuż przed obrońcami. Poza tym, Górnik grał głównie skrzydłami, a w Polonii od dwóch lat grają przez środek, środkowi pomocnicy ustawiani są na bokach. Były pretensje, że nie robię akcji, ale co ja mogłem, skoro w jednej połowie dostawałem pięć, sześć piłek?

Kwestie mentalne też?
To dość banalne wytłumaczenie – albo nie wytrzymał presji, albo nie było zaangażowania. To tak, jak z tymi wymówkami na początku rundy, które wspomnieliśmy.

Nie bał się pan, że trafi do Klubu Kokosa?
Gdybyśmy nie rozwiązali umowy, to pewnie by się tak skończyło. Nie pojechałbym na zgrupowanie, więc pewnie musiałbym biegać po schodach.

Podobno obiecał pan Zielińskiemu, że wiosną będzie jak nowo narodzony.
Czytałem to. Ale napisane chyba było, że obiecałem to prezesowi. Tylko, że jak mogłem mu obiecać, skoro nawet z nim nie gadałem?

Podobno nikt nie chciał pana z Polonii. Tak mówił trener.
Aha, być może. Ja żałuję jedynie, że nie rozstaliśmy się wcześniej. Były kluby, które się mną interesowały, ale wyszło na to, że zostaję w Warszawie. Miałem walczyć o pierwszy skład, więc odpuściłem wszystkie tematy. Ale bądźmy szczerzy, nikt na Bonina czekał nie będzie. Jest też jeszcze wielu innych chętnych na moje miejsce. Jak rozmawiałem kontrakt z Polonią, to większość pojechała na zgrupowania, miała zamknięte kadry.

Zaciera pan ręce przed piątkowym meczem?
Dopiero co rozwiązałem kontrakt z Polonią i przeciwko niej zaczynam rundę. Wiadomo, że moglibyśmy wygrać 1-0 po moim golu, ale to tylko jedno spotkanie. Nikomu nic by to nie dało. No, chyba, że Polonii o kilka problemów więcej.

Mówił pan, że nikt przez długi czas pana nie pytał o zarobki, to zapytam ja. Ile razy więcej miał pan w Warszawie, niż w Łodzi?
Nie chcę mówić, bo nikomu to nie jest potrzebne. Ale fakt, nie da się tych kwot porównywać. فKS jest biednym klubem i nie tyle, co ma długi, ale brakuje mu funduszy na płynne funkcjonowanie. Wiedziałem od początku, jaka panuje tu sytuacja i na pewno nie podpisałem kontraktu dla kasy. Chcę grać regularnie, wywalczyć z zespołem utrzymanie. Wszyscy dziś się z nas śmieją, że jesteśmy zbieraniną, ale my też się z tego śmiejemy. Tak, jak to powiedział nasz trener, my jesteśmy szrot.

Który trener?
No, Świerczewski.

Przecież to menedżer.
(śmiech).

To, że Bonin, Gancarczyk, فobodziński czy Iwański są podrażnieni i chcą coś udowodnić, będzie waszą główną siłą?
Mamy ciekawy zespół, ale niezgrany i nieprzygotowany. Nie było warunków, nie było odpowiednich możliwości… Runda jest krótka, więc może damy radę. Na straconej pozycji też dziś nie jesteśmy, trzeba utrzymać obecne miejsce.

Nie boicie się powtórki ze startem z jesieni?
Nie. Pamiętam, jak فKS przyjechał wówczas na Konwiktorską. To nie była drużyna, po prostu było kilku chłopaków. Każdy z nich potrafił grać, ale wtedy to grali radosny futbol. Z każdym, obojętnie z kim, próbowali iść na wymianę ciosów. Mieli swoje sytuacje, choć ich nie wykorzystywali, a jak dostali jednego, dwa dzwony, to było pozamiatane. Teraz będzie inaczej. Zwłaszcza, że tylu rozegranych meczów w ekstraklasie to łącznie nikt nie ma. Doświadczenie jest po naszej stronie.

Możecie udowodnić, że pieniądze w piłce nie grają.
To już udowadnia Polonia. Był przecież moment, że zamiast o obiecywane mistrzostwo, co chwila walczyli o utrzymanie. Ale życzę chłopakom jak najlepiej. Niech zaczną wygrywać po meczu z nami, zdobędą mistrzostwo i „skasują” prezesa. Należy im się.

Kursy bukmacherskie na mecz فKS-Polonia.

BET-AT-HOME: 5.00 na zwycięstwo فKS-u , 3.40 na remis, 1.70 na wygraną Polonii.
BETCLIC: 4.75 na zwycięstwo فKS-u, 3.30 na remis, 1.70 za wygraną Polonii.
EXPEKT: 5.40 na zwycięstwo فKS-u, 3.35 na remis, 1.65 na wygraną Polonii.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama