Ci, którzy nazywają Pepe najgłupszym i najbrutalniejszych, chyba zbyt słabo śledzili losy jego rodaka (naturalnie Brazylijczyka, a nie Portugalczyka, na jakiego przefarbował się gracz Realu) – Edmundo. Przy nim zawodnik „Królewskich” to potulny baranek wielbiący zasady fair play. A do tego mowa o piłkarzu, który strzelał Manchesterowi, zaliczał po 40 trafień na sezon i tyleż samo nokautów, a nawet… upijał małpy.
Już sam pseudonim napastnika – Animal, oddaje jego charakter i przypomina o tym, że człowiek wbrew osądom niektórych jest typowym przedstawicielem królestwa zwierząt. Karierę piłkarską zapragnął łączyć z boksem. Tłukł rywali, sędziów, trenerów i dziennikarzy by po chwili zaprezentować widzom najlepsze dryblingi jakie oglądali w życiu. Jednak jak w wielu przypadkach, gdy ludzie otrzymują talent kosztem inteligencji, tak i Edmundo zmarnował wiele szans.
Zaczynał w Vasco da Gama i to temu klubowi postanowił być wierny. Była to jednak wierność dość dziwna, bo sprowadzała się do tego, iż zawsze po nieudanych wojażach w innych miejscach wracał właśnie tam. Potrafił jednak odwdzięczać się w wielkim stylu. Choćby w sezonie 96-97 popisał się 38-krotnym pokonaniem bramkarzy rywali. Kochał dryblować. Przypominał w tym trochę Georga Besta, który stwierdził kiedyś, że zdobywanie goli nie sprawia mu już przyjemności, bardziej podnieca go ośmieszanie przeciwników. Przez takie podejście często traciła drużyna, Edmundo wychodził sam na sam, mijał bramkarza i… wcale nie strzelał. Czekał niczym Garrincha aż obrońcy wrócą by jeszcze się chwilę pobawić. Ewentualnie cofał się, brał rozbieg i szczupakiem umieszczał piłkę w siatce (nie muszę chyba pisać, że często obrońcy zdążali temu zapobiec).
Mimo wielkiego talentu, kluby zmieniał praktycznie co roku. Do samego Vasco wracał pięciokrotnie. Nigdzie specjalnie za nim nie tęskniono, był idealny na jeden sezon – strzelał średnio około dziesięciu goli, robił show i niczym małpa w cyrku skupiał na sobie wzrok gapiów, którzy z chęcią kupowali bilety na przedstawienia z jego.
W 1999 roku po raz kolejny udowodnił, że potrafi się bawić – na swoje urodziny zaprosił cały cyrk. Niestety klowni okazali się niewystarczająco śmieszni, więc nasz bohater postanowił sprawdzić jak będzie zachowywał się pijany szympans. Ponoć całkiem zabawnie. Niestety smutasy z WWF nie zrozumiały żartu i próbowały oskarżyć piłkarza o znęcanie się nad zwierzętami.
Nie był rzeźnikiem w stylu Gattuso, który mimo, iż gra ostro to przynajmniej pozoruje walkę o piłkę. Do nawyków Edmundo należało kopanie w krocze obrońcy tylko dlatego, że zdecydował się go mu przeszkadzać. Loty a’la „Karate Kid”, zagrania mające na celu tylko i wyłączenie spowodowanie kalectwa u przeciwnika czy ciosy z łokcia lądujące niebezpiecznie blisko skroni. Tam, gdzie był pozostawiał po sobie głównie chaos. Gdy gdzieś na murawie wybuchała bójka można było stawiać tysiące, iż w jej epicentrum znajdziemy Edmundo.
W jednym meczu po przestrzelonym rzucie karnym postanowił wytłumaczyć nogą, ekwadorskiemu kamerzyście, że to materiał do wycięcia. Bezpiecznie nie mogli również czuć się rezerwowi, w pojedynku Palmeiras z Sao Paulo pobił trójkę graczy siedzących na ławce, którzy rzekomo obrażali jego matkę. Kolejne wybryki jednak nie zmieniały jego pozycji w brazylijskim futbolu:
– On ma ogromny talent. Nie tylko stoi w polu karnym, ale również przebija się do przodu, jest inteligentny i wie jak zdobywać gole. Nie mam wątpliwości, że bym go wybrał – mówił o nim Mario Zagallo, były szkoleniowiec „Canarinhos”.
Zmienił zdanie podczas mundialu we Francji. Wtedy o „Zwierzaku” nie wypowiadał się jako wielkim talencie, a raczej dzikusie, który psuł atmosferę w drużynie. Więcej złego spotkało ze strony Edmundo trójkę ludzi. Pewnej nocy zdecydował się na przejażdżkę po Rio. Niestety zapomniał, że jego samochód nie jest niezniszczalny. Spowodował wypadek, w którym zginęły wspomniane trzy osoby. Za ten incydent został skazany na trzy lata więzienia. Naszła go wtedy chwila refleksji: – Zrobiłem wiele głupich rzeczy, ale staram się zmieniać na lepsze. Kiedy patrzę na syna i żonę pragnę dla nich lepszego świata.
Kariery w Europie nie zrobił głównie przez ekscentryczność i olewanie obowiązków. Jednym z kluczowych był epizod w Fiorentinie. O dziwo, bardzo dobrze układała mu się współpraca z inną gwiazdą – Gabrielem Batistutą, do tego był całkiem skuteczny strzelając aż dwanaście goli. Jednak w najważniejszym momencie zdezerterował – kiedy „Viola” walczyła o cenne punkty i bardzo potrzebowała dobrego snajpera Edmundo wybrał się na karnawał do Rio. Balował dość długo, a w tym czasie jego zespół przegrał kilka istotnych spotkań. Batistuta grzmiał w mediach:
– To dobry gość, ale tylko i wyłącznie do zabawy. Jednak do wygrywania się nie nadaje. Zostawił drużynę w najważniejszym momencie! I to po co? Nie miał problemów ze zdrowiem, pojechał jedynie balować.
Osobny rozdział stanowi mariaż z Romario. Spotkali się w 2000 roku, tam gdzie najczęściej można było zobaczyć „Zwierzaka” – w Vasco da Gama. Z jednej strony mieszanka wybuchowa, która mogła roznieść w pył każdą defensywę świata, z drugiej bomba atomowa z opóźnionym zapłonem. Panowie uwielbiali po meczach wyskoczyć na miasto, a ich niewybredne żarty lotem błyskawicy obiegały świat. Słynna jest choćby karykatura Edmundo autorstwa drugiego gwiazdora, która zawisła na drzwiach męskiej toalety. Romario tłumaczył to żartem, niestety ofiara dowcipu tego nie zrozumiała.
Rywalizacja obu panów zaowocowała choćby genialnym występem Edmundo przeciwko Manchesterowi:
Nieraz jednak iskrzyło. Choćby wtedy, gdy „Zwierzaka” pozbawiono opaski kapitańskiej na rzecz bardziej znanego gracza. Obrażony napastnik opuścił wtedy trening i poszedł do domu. Innym razem obaj zaczęli kłócić się o piłkę ustawioną jedenaście metrów od bramki. Wygrał Romario i spudłował, co Edmundo skwitował w przerwie meczu: – Król zdecydował, że książe powinien to zrobić – odnosząc się do prezydenta klubu i swojego rywala. Po następnym spotkaniu, w którym Romario strzelił decydującą bramkę odgryzł się za słowa kolegi z drużyny: – Teraz w królestwie wszyscy są szczęśliwi: król, książę i nawet nadworny pajac.
Nie trzeba chyba tłumaczyć kogo widział w roli pajaca.
Dziwactwa Edmundo można by wymieniać jeszcze długo (choćby rzut piłką w przeciwnika z odległości metra, wejście nakładką na wyprostowane kolano, policzkowanie sędziego, kopanie leżącego, czy jedno z najśmieszniejszych: wymachiwanie tyłkiem podczas dryblingu w celu zdenerwowania defensora). Ale może lepiej je po prostu zobaczyć…
KACPER GAWŁOWSKI
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]
