W mediach od dawna wrze, że jest nowym carem, bo przy władzy trzyma się z upartością godną Breżniewa czy Stalina. Władimir Putin nie wygląda jednak na przejętego surowymi porównaniami i robi swoje. Z pożądanym efektem, bo w marcu powinien zostać zaprzysiężony na prezydenta Rosji po raz trzeci w politycznej karierze. Ale dopiero po raz pierwszy przy tak ogromnym wsparciu środowisk piłkarskich. Bo Putin nie jest dłużej fanem tej dyscypliny, a jej niekwestionowanym królem na Kremlu i jedyną opcją wyboru dla działaczy oraz piłkarzy.
Były agent KGB nigdy nie czuł się specjalnie wyobcowany podczas spotkań z ludźmi futbolu. Ba, uchodzi nawet za najważniejsza głowę w rosyjskiej piłce według serwisu Sports.ru, a przed kilkunastoma godzinami znalazł kolejny sposób, by nie strącono go z tronu. Na niedawnej konferencji uświetniającej stulecie Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej trafił w sedno i udobruchał sobie kolejne rzesze kibiców-wyborców. Wystarczyła propozycja zdjęcia zakazu reklamowania i spożywania browarów na rosyjskich obiektach. Naturalnie – bez żadnego szemrania – jego wolę poparły największe piłkarskie autorytety.
– Piwo to część życia. Wyobrażacie sobie turniej rozgrywany w Niemczech bez alkoholu? – pytał zaproszony Sepp Blatter, który tego dnia wolał nie narażać się na spojrzenie wodza. I najwyraźniej dlatego przemilczał fakty opublikowane przez medyczny magazyn „The Lancet” – połowa zgonów w przedziale od 15 do 54 roku w Rosji jest skutkiem nadmiernego zaglądania do szklanki.
Mimo ogromnych wskazników alkoholizmu na Wschodzie, nie samym piciem Rosja żyje, więc Putin znalazł kolejny sposób na dotarcie do mas. U nas kibic to morderca, bandyta i zwyrodnialec, w Rosji szanowany obywatel życia publicznego. Taki, który zasługuje czasem na prezent od losu. Jak choćby darmowy przelot na mecze Euro 2012.
– Linia Aerofłot udostępni samolot dla kibiców, którzy polecą na turniej. Jeśli to nie wystarczy, wygospodarujemy kolejne, te od Transaero. Nikt na tym nie straci, bo będzie to w dodatku doskonała reklama dla naszych przewoźników – mówił 59-latek, ale wciąż było mu mało i skoro w garści miał już fanów, musiał znaleźć pomysł na piłkarzy oraz działaczy. Specjalnie nie musiał się za nimi nachodzić, bo błyskawicznie powstała ekipa pod hasłem…
„WYZNAWCY” WŁADIMIRA WŁADIMIROWICZA
A konkretniej komitet wspierający obecnego premiera i przyszłego prezydenta. Grono opiera się m.in. na sportowcach, którzy za swoim guru poszliby w ogień. – To dla mnie ogromny zaszczyt, że otrzymałem zaproszenie od ludzi, którzy chcą zmienić kraj na lepsze i walczyć z wszechobecną korupcją – twierdził bramkarz Zenita Sankt Petersburg, Wiaczesław Małafiejew. 32-letni golkiper dołączył do całkiem licznej grupy sympatyków polityka, w której pierwotnie znaleźli się Andriej Arszawin, Jurij Ł»yrkow, Igor Akinfiejew i Dinar Bilaletdinow. Podekscytowania nie ukrywał także ten ostatni.
– Wkrótce czeka nas jeszcze jedno spotkanie z Putinem, który wyjaśni nam w pełni cel tej akcji i nakreśli naszą rolę. Mam ten problem, że prawdopodobnie ze względu na treningi się na nie nie stawię, ale mogę z góry zapewnić, że na pewno oddam na niego swój głos i będę przekonywał innych, by go poparli – mówił Bilaletdinow, który w zimie powrócił do kraju i zamienił Everton na Lokomotiw. A pierwszym z działaczy, którzy postawili się po stronie Władimira i zamierza nawracać rodaków jest właśnie były szkoleniowiec moskiewskiego zespołu.
– Liczy się dla mnie futbol, ale za miesiąc odbędą się wybory prezydenckie, a my powinniśmy wspierać Putina. To on przywróci nam pokój, ład i stabilność. Tak wspominam jego rządy – mówił Walerij Gazzajew, aktualny prezes Ałanii Władykaukaz. Przemówienie weterana radzieckiej piłki zmieniło nieco charakter obrad krajowego związku i skręciło niebezpiecznie na politykę, ale poruszyło też ważną kwestię finansów. – Generujemy zysk 2,2 miliarda rubli, choć potrzebujemy kwot trzy razy większych, by uporać się z naszymi kłopotami, takimi jak brak rozwoju akademii dla juniorów – powiedział prezes federacji, Siergiej Fursenko. Jego zdaniem, zastrzyk jest niezbędny, by „żyło się lepiej”. Skąd my to znamy… Możemy jednak tylko pozazdrościć, bo wujek Władimir wystarczy, że prztyknie palcami, a kasa się znajdzie. Wystarczy się trochę cofnąć pamięcią. Konkretnie do 2009 roku.

Spotkanie z Putinem. Od lewej: Walerij Gazajew, Igor Akinfiejew i legenda łyżwiarstwa figurowego, Jewgienij Pluszczenko.
59-latek udowodnił wtedy, że ma sporo wspólnego z Vito Corleone. Na jego skinienie wicepremier Igor Seczunow znalazł sponsorów, które uratowały Krylja Sowietow Samara przed bankructwem. Drugim z przypadków zajął się osobiście, bo sprawa była bardziej poważna. Pracownicy Toma Tomsk nie widzieli światełka w tunelu i byli gotów ogłosić upadłość klubu, ale dali sobie ostatnią szansę i poprosili o spotkanie z premierem. A tutaj rytuał dyskusji o interesach nie odbiegał już ani trochę od powieści Mario Puzo. Wyprawa z prośbą o przysługę do pałacu równała się jeszcze kilkugodzinnemu oczekiwaniu na prywatną audiencję. W której na dobitkę pojawił się polski wątek.
– Mój klub miał poważne problemy finansowe. Nie płacił nam od 4 miesięcy i był bliski bankructwa. Ostatnią nadzieją dla klubu był Putin. Udało się zorganizować spotkanie z nim, na które pojechałem jako kapitan drużyny. Była na nim także osoba z federacji Rosji, trener, dyrektor klubu i przedstawiciele dwóch firm działających w Tomsku – wspominał Sergei Pareiko na łamach „Super Expressu” po transferze do Wisły. – Premier poprosił sponsorów, aby nam pomogli, bo bez nich klub upadnie. Poskutkowało. I choć wydaje się surowy i niedostępny, bardzo mi wtedy zaimponował. To fajny facet. Mam do niego sentyment, bo uratował klub przed likwidacją – kontynuował Estończyk.
Piłkarze z Tomska przeżyli deja vu i w tym roku, bo Putin ponownie zorganizował sponsorów, którzy rzucili na stół 20 milionów dolarów. Ł»eby znów przywrócić pół-trupa do życia. Spory echem odbiła się szczególnie konferencja, na której polityk zadał działaczom Tomu kilka niewygodnych pytań: – Grał kiedyś u was reprezentant Rosji Pogrebniak. Później wylądował w Zenicie, prawda? Ile kasy na nim ubiliście i gdzie podziały się te pieniądze? – pytał Władimir, a rzecznik prasowy zespołu odpowiadał: – Nie wiem, Spartak na pewno nie zapłacił za niego wiele…
– W tym rzecz. A później Zenit musiał wyłożyć kwotę pięć razy większą, niż sami dostaliście za Pogrebniaka – pouczał, ale koniec końców i tak załatwił pieniądze i dał biedakom drugi oddech. Nie może dziwić, że jego wizerunek przez całą kampanię zdobi stadionu w Tomsku. W tym czasie Putin – dokładnie jak Ojciec Chrzestny – dostał zadośćuczynienie za swoje przysługi.
Mimo wszystko, znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że Władimir nie kierował się wyłącznie sprawami biznesowymi i spojrzał na sprawę po kibicowsku. Argument trudny do odparcia, bo przed laty jego…
ZAINTERESOWANIA FUTBOLEM SIĘGNĘŁY ZENITU
Na wspominanym już spotkaniu z okazji stulecia Rosyjskiej Federacji Piłkarski, Putin wzniósł toast za Artura MacPhersona. Szkota, który pokazał Rosjanom piłkę. Przemilczymy fakt, że i tak bolszewicy znaleźli na niego jakiegoś haka i przez ostatnie lata życia gnił w pierdlu. Ważniejszy jest fakt, że był pierwszym prezydentem związku piłkarskiego ZSRR i dbał o rozwój futbolu w Sankt Petersburgu. Ukochanym mieście Putina.
To właśnie za jego namową w 2005 roku koncern Gazprom ostatecznie przejął większościowy pakiet akcji w Zenicie i wybudował zespół, który nie tylko sięgnął po upragniony ligowy tytuł, ale także po Puchar UEFA w 2008 roku. Ze zdaniem ekskluzywnego gościa przy stadionie Pietrowskim liczyli się wszyscy. Łącznie ze sztabem szkoleniowym, bo trener Dick Advocaat zaraz po europejskim triumfie pośpieszył do 59-latka z oświadczeniem, że chce odpocząć od piłki. Wkrótce odjechał do Holandii, ale wrócił trenować reprezentację Rosji. A o nią Putin dba nie mniej niż o Zenit. Czasem, wspólnie śledzi ją nawet przy kuflu z aktualnym prezydentem Miedwiediewem.
– W ogóle nie dziwi mnie, że wybrano Rosję, bo wszyscy widzieliśmy jak o to wydarzenie walczył pan Putin. To człowiek sukcesu i wielki kibic sportowy, bo w 2014 w Rosji odbędą się Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi – komentował Karl Heinz-Rummenigge po wskazanu organizatora mundialu w 2018 roku. Nawet nie śmiał kwestionować fanatycznego podejścia byłej głowy państwa, który co rusz ma nowe plany, żeby sportowo jego kraj stawał się coraz większą potęgą.
– Nie jestem przeciwny prywatnym inwestorom, którzy wykupują kluby zagranicą, ale lepiej, gdyby zdecydowali się na takie działania w Rosji. Przy podejmowaniu takiej decyzji należałoby czasem pomyśleć patriotycznie, bo o zyski nie trzeba byłoby się martwić. Nadal byłyby zadowalające – podkreślał niedawno.
Nic dziwnego, że jego zdanie opinie nieustannie powielają ci biedni. Między innymi właściciel Wołgi Uljanowsk, Siergiej Kuźmin. – Gazzajew ma rację. Musimy nawoływać o poparcie dla Putina, bo to dla nas ogromna szansa i nie możemy wypuścić jej z rąk. Futbol musi rozwijać się w ubogich regionach, żeby dzieci miały szanse odnosić sukcesy. Trzeba w tym wszystkim profesjonalizmu i edukacji dla młodzieży. Tak, żebyśmy mieli bardziej zdrowych fanów na trybunach.
Pytanie tylko – czy Putin nie pogubi się w swoich obietnicach? O jego cwaniactwo nie trzeba się martwić, ale wątpliwości pozostawia już temat piwa. Jeśli dla części kibiców jedyne wyjście to resocjalizacja, to jak pomoże im obiecany browar w czasie zawodów? Ale to już temat na debatę po zakończeniu wyborów. Na razie należy dowieźć do końca prowadzenie w sondażach.
FILIP KAPICA



