Wczesna pora niedzielnego spotkania z Saragossą nie wpłynęła dobrze na zawodników Espanyolu. Piłkarze z Barcelony dali ograć się na własnym stadionie czerwonej latarni La Liga 0-2. Genialne spotkanie zaliczył bramkarz przyjezdnych, Roberto Jimenez, którego, mimo usilnych starań nie potrafił pokonać Kalu Uche. Dla Nigeryjczyka było to pierwsze spotkanie dla Espanyolu, w którym wyszedł w pierwszym składzie. Były zawodnik krakowskiej Wisły miał kilka świetnych okazji, ale w decydujących momentach albo nie potrafił utrzymać równowagi albo przenosił futbolówkę nad bramką.
Ciekawe czy Uche skorzystałby z oferty Espanyolu, gdyby nie jego nieudana przygoda sprzed kilkunastu lat. Występował wtedy w „dwójce” zespołu z Barcelony i to właśnie stamtąd przeniósł się pod Wawel. Nie trzeba przypominać tego, co Nigeryjczyk wyprawiał w naszej ekstraklasie. I to nie tylko na rodzimym podwórku, ale i szczeblu międzynarodowym. Przecież w pamiętnym sezonie 2002/2003, nie ujmując nic Ł»urawskiemu i Kosowskiemu – to on był motorem napędowym „Białej Gwiazdy”. Strzelał bramki m.in. w wygranym dwumeczu z Schalke i przegranym z Lazio. Błyskotliwy, dynamiczny, świetnie grający głową, dobry technicznie, skuteczny, posiadający genialne podanie, mimo wieku bardzo dojrzały – można wymieniać w nieskończoność jego ówczesne zalety. I jeszcze te akrobacje…
Jego dobre występy w „Białej Gwieździe” wzbudziły zainteresowanie zasłużonych, europejskich zespołów. Jednym z nich był Ajax Amsterdam, ale Wisła nie chciała zgodzić się na jego sprzedaż. Uche postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i odmówił gry w europejskich pucharach. Prezes Cupiał nie wytrzymał i postanowił ukarać go półroczną dyskwalifikacją. Zresztą nie była to pierwsza tego typu kara dla Nigeryjczyka. Tyle, że ta premierowa wyszła z inicjatywy Wydziału Dyscypliny PZPN. Nigeryjczyk splunął prosto w twarz grającego wtedy w Amice, Marka Zieńczuka. – Nazwał mnie bambo i obraził jeszcze moją mamę – tłumaczył zawodnik Wisły. W pewnym momencie – jeszcze przed sprawą z Ajaxem – Afrykanin rzeczywiście zaczął zachowywać się dziwnie. Niszczyły go plotki, które łączyły go z coraz to bardziej wymyślnymi klubami.
Dyskwalifikacja dobiegła końca, a Uche nie uśmiechało się pozostanie w Krakowie. Ostatecznie doszedł jednak do porozumienia z działaczami. Na jego decyzję bez wątpienia wpłynął nowy, o wiele bardziej korzystny finansowo kontrakt. Zaraz po jego podpisaniu wszyscy usłyszeli, jak bardzo cieszy się z pozostania w Wiśle. Spisywał się nieźle i transfer za granicę w końcu stał się faktem. Co prawda do Bordeaux trafił tylko na roczne wypożyczenie, ale jednak. Niestety nie udało mu się zawojować Ligue 1. W dwudziestu paru meczach strzelił jedną bramkę. Zresztą praktycznie wchodził tylko z ławki. Nie prezentował się jakoś tragicznie, ale broniącym się wtedy przed spadkiem do drugiej ligi „Ł»yrondystom” to nie wystarczało.
Z perspektywy czasu, Nigeryjczyk nie ma czego żałować. Po powrocie do Krakowa strzelił kilka bramek, trafił do siatki m.in. w spotkaniu z Panathinaikosem. Ostatecznie, w odejściu z Wisły pomógł mu Ilias Kotsios, który w dogrywce drugiego meczu z Grakami strzelił decydującą o ich awansie bramkę. 22-letni Uche mógł mu podziękować. Wątpliwe czy klub zdecydowałby się go sprzedać, gdyby losy dwumeczu potoczyły się inaczej.
Informacja o Almerii pojawiła się jeszcze pomiędzy spotkaniami z „Koniczynkami”. Jak została przyjęta? Najzwyczajniej w świecie ją wyśmiano, zresztą nie tylko rzekomą propozycję, ale całą, biedniutką Almerię. Ostatecznie Wisła przystała na milion euro i dodatkowe klauzule. Gwiazda Uche nie świeciła już tak mocno jak kilkanaście miesięcy wcześniej, ale na potrzeby beniaminka Primera Division miało to wystarczyć.
Przez sześć lat gry w La Liga, Nigeryjczyk strzelił więcej bramek, niż dobry, polski zawodnik jest w stanie zagrać w niej spotkań. Choć nie zawsze był ustawiany jako typowy snajper, wielokrotnie ratował swojej drużynie tyłek i ligowe punkty. Potrafił strzelać bramki Realowi i Barcelonie. Parokrotnie znajdował się w jedenastce kolejki. Krótko mówiąc, dzięki swojej grze przestał być anonimowy. W jednym z sezonów Almerii zabrakło zaledwie kilku oczek do gry w europejskich pucharach. Dobra gra Afrykanina sprawiła, że zaczęły interesować się nim kluby z Premier League – West Ham oraz Fulham. Ci drudzy w 2009 roku proponowali za niego nawet 3,5 miliony funtów. Kciuki za powodzenie w transakcji trzymali ludzie z Krakowa, bo 20 procent z transferu miało trafić do ich kieszeni. 3 miliony złotych piechotą nie chodzi, tym bardziej, że krakowianie właśnie skompromitowali się w spotkaniach z Levadią. „Biała Gwiazda” liczyła na pieniądze, ale się przeliczyła. Działacze Almerii nie chcieli wypuścić z garści swojej gwiazdy. Liczyli, że lada moment suma odstępnego wzrośnie jeszcze bardziej.
Sam Uche chciał odejść na Wyspy, ale tym razem nie zdecydował się na rozpaczliwy krok i grał swoje. Zanotował swój najlepszy sezon w La Liga. W kolejnym nie spuszczał z tonu, ale jego bramki nie pomogły w utrzymaniu zespołu. Zdegradowana Almeria nie była w stanie go zatrzymać. Xamax Neuchatel zapłacił 4 miliony euro, a 800 tysięcy przelano na konto Wisły. Sumując wszystkie transakcje (łącznie z wypożyczeniem do Bordeaux), krakowski zespół zarobił na Nigeryjczyku 2,3 miliony euro. Ł»eby zrobiło się jeszcze bardziej swojsko, ostatnie spotkanie Uche w barwach Almerii było jednocześnie meczem pożegnalnym Jerzego Dudka w madryckim Realu. Mało tego, czarnoskóry napastnik strzelił „Dudiemu” bramkę.
Uche miał propozycje z różnych stron świata. Interesowała się nim Swansea, Leicester City, zespoły z Turcji, a nawet Chin. Ostatecznie zdecydował się na Szwajcarię – kierunek może nie najbardziej atrakcyjny czysto piłkarsko, ale finansowo już na pewno. A wszystko dlatego, że właścicielem Xamax został czeczeński bogacz, Bułat Czagajew. Plany Czeczena były wybujałe, ale patrząc na ruchy transferowe wcale nie niemożliwe. Właściciel zdecydował się na kierunek hiszpański – Uche nie był jedynym pozyskanym przez niego zawodnikiem z La Liga. Z Półwyspu Iberyjskiego pochodził też szkoleniowiec – Joaquin Caparros. Zespół rozpoczął sezon katastrofalnie, za co posadą zapłacił właśnie były trener Sevilli. Zastąpił go Victor Munoz i wydawało się, że wszystko szło w dobrym kierunku. Nasz bohater strzelił sześć bramek w 14 spotkaniach i był gwiazdą całej ligi. Ale nagle zespół Czagajewa przeżył (a właściwie nie przeżył) trzęsienie ziemi.
Xamax zamiast stać się europejską (ba, chociażby szwajcarską) potęgą zbankrutował i z dnia na dzień bez pracy zostało kilku naprawdę dobrych zawodników. W tym oczywiście Uche, który całą sytuację skomentował następującym zdaniem: – To było najgorsze doświadczenie w moim życiu… Zawodnik prosto z Dubaju, gdzie przebywała drużyna, poleciał do rodzimej Nigerii. Jak to określił, opuścił klub „z powodów rodzinnych”.
– Tam było fatalnie. Panował totalny bałagan, na niczym nie mogliśmy się skoncentrować. Na pieniądze czekali wszyscy: od piłkarzy po sprzątaczki. Niektórym powoli zaczynało brakować na jedzenie, najtrudniej mieli oczywiście młodsi zawodnicy. Ciągle słyszeliśmy tylko, że jutro przyjdą pieniądze. „Jutro na pewno będą”. Tyle, że to trwało 80 dni. To największe rozczarowanie w mojej karierze. Obiecywano mi walkę o mistrzostwo i zawojowanie Europy. Oszukali mnie! Szczerze mówiąc, mam w tej chwili dość piłki. Chcę uciec stąd, najszybciej jak to możliwe. Szwajcaria jest piękna, ale nie chcę już słyszeć słowa ”Xamax” – skomentował kilka dni później Nigeryjczyk.
A wszystko przez cwanego Czeczena, który został oskarżony o fałszerstwa i pranie brudnych pieniędzy. Co ciekawe, milioner przebywał w Szwajcarii z nieważną od kilku lat wizą. Za złamanie warunków licencyjnych przez niedostarczenie wszystkich wymaganych dokumentów i ciągłe zaległości w wypłacaniu wynagrodzeń klub karany był odejmowanie punktów. Cała historia nie mogła skończyć się inaczej.
Young Boys Berno, Hannover 96, Nice, Sochau, Sion, Luzern, FC Koeln – to tylko niektóre zespoły, które były zainteresowane pozyskaniem Uche. Blisko byli też działacze Glasgow Rangers, ale nie dogadali się z nim w sprawach finansowych. Jasne, Szkoci są z reguły skąpi, ale jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności znowu pojawia się temat pieniędzy… Mimo wszystko, chyba nikt nie wątpi w to, że kierunek iberyjski jest dla Nigeryjczyka najlepszy. Działacze Espanyolu wstępnie przyznali się do błędu sprzed kilkunastu lat. Właśnie – wstępnie. Miejmy nadzieje, że takie spotkania, jak z Saragossą już mu się nie przytrafią. Bo jeśli tak się stanie, to ludzie z Barcelony utwierdzą się w przekonaniu sprzed dekady.
MATEUSZ MICHAŁEK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]