Pewnie każdy, kto w niedzielne popołudnie odmówił sobie klasyka Premier League na rzecz miernego, acz „polskiego” widowiska na peryferiach Bundesligi wciąż zachodzi w głowę: Jak ten Borysiuk mógł się zachować aż tak głupio i nieodpowiedzialnie? Ano zwyczajnie, mógł. Skoro doświadczony van Bommel może wylecieć z boiska przy okazji debiutu w Serie A, to czemu 14 lat młodszy „Wizir” nie ma prawa zrobić tego samego w Bundeslidze?
Oczywiście, ktoś zauważy, van Bommel niczego nie musi udowadniać, za takie wybryki nie grozi mu utrata zaufania, ani miejsca w składzie Milanu. Jak najbardziej słusznie, tyle że w tym tkwi właśnie sedno problemu. Borysiuk m u s i a ł się wykazać i raczej zdawał sobie z tego sprawę. A że nie starczyło umiejętności, ani opanowania, to wylot z boiska szybko stał się tylko kwestią czasu. Znamy przecież podobną sytuację ze Świerczokiem, który akurat miał dość szczęścia, by dwa upomnienia rozłożyły się na dwa pierwsze spotkania. Znamy też przypadek Sobiecha, który na początek dostał tylko 10 minut i akurat w żadne żółte kartoniki nie miał czasu się bawić.
Najłatwiej jest oczywiście zrzucić winę na gorące głowy przemotywowanych juniorów. Z czym do gości żółtodziobie? Haha, Bundesligi mu się zachciało! Tak, to mogło być zabawne przy Sobiechu, mogło być niezauważalne ze Świerczkiem, ale trzeci z rzędu debiutant, niemogący powstrzymać się przed idiotycznym faulem? Aż kusi, aby sprawdzić czy wcześniej Polacy także miewali za zachodnią granicą podobne problemy. No więc sprawdzamy i …okazuje się, że jak najbardziej. Bardzo często i oni nie radzili sobie z podwyższonym ciśnieniem przy zapoznaniu z bundesligową rzeczywistością.
Co prawda, nikt przed Sobiechem nie wyleciał już na „dzień dobry”, ale np. żółte kartki w pierwszych kilkudziesięciu minutach, to bardzo popularna wśród polskich piłkarzy cena za przepustkę na futbolowe salony w Niemczech.
Braki szybkościowe, złe ustawienie, konieczność taktyczna – powody były tak różne jak różnie toczyły się ich losy na niemieckich boiskach. W jednym natomiast znakomita większość z nich była podobna – w niepohamowanym dążeniu, by wyróżnić się już na samym starcie. By dodatkowym wpisem do protokołu meczowego zaakcentować swoją obecność i przydatność dla zespołu. Część z nich inaugurowała więc rozgrywki żółtą kartką, ci lepiej wyszkoleni – golem, a niektórzy Tomek Hajto na wstępie pokazał, że niezdolny jest do kompromisów, zaliczając jedno oraz drugie. Przyjrzyjmy się, jak wyglądało to w reszcie godnych odnotowania przypadków.
KARTKI
Skoro temat wyszedł od kartek, to zaczynamy przegląd od graczy, którzy właśnie tym elementem zdradzali nieumiejętność radzenia sobie z presją i prędkością gry. Ł»ółkta w debiucie łapali choćby Matysik (Hamburger), Wójtowicz (Bayer), Bogusz (Arminia), Peszko (Kolonia), Krzysztof Nowak (Wolfsburg), czy wspomniany Hajto (Duisburg), a zatem zawodnicy, którzy potem rozegrali łącznie ponad 600 meczów na najwyższym poziomie ligowym.
Do tego grona spokojnie można doliczyć Krzynówka, Kosa (obaj Norymberga), Gilewicza (Stuttgart), Karwana (Hertha), Bandrowskiego (Cottbus) oraz Kłosa (Kaiserslautern), a wraz z nimi kolejne przeszło 400 spotkań. Każdy z nich ujrzał kartonik w meczu po debiucie, choć de facto – w pierwszych 90-ciu minutach swojej bundesligowej przygody, jako że większość zaczynała od roli zmiennika.
Gdyby mimo wszystko chcieć dopatrywać się w tym wszystkim zbiegu okoliczności, to obrazu dopełniają przypadki takie jak Kałużny, Kukiełka, czy Majak (względnie wymieniony już Kos), którzy swoje dziewicze sezony kończyli z dorobkiem odpowiednio: 6, 7 i 8 żółtych kartoników na koncie. Oczywiście wyczyny całej trójki i im podobnych bledną przy niezawodnym Hajcie, który po skromnych 6 upomnieniach w pierwszym roku gry, w następnym wystarał się już o 16 żółtek, co pozostało niepobitym do dziś rekordem w całej Bundeslidze. Do tego było zapowiedzią ciężkich czasów dla jej napastników – popularny „Gianni” to jeden z najbrutalniejszych obrońców w historii niemieckiej ekstraklasy.
ASYSTY
Dużo pomyślniejszy start zanotowali za to Piotrowie: Nowak i Tyszkiewicz oraz Artur Wichniarek, pieczętujący swoje udane debiuty asystą (Tyszkiewicz dwoma). Ostatni z nich może nawet mówić o podwójnym szczęściu, bo owo jedno dogranie wystarczyło, by mógł wybiegać na boisko w następnych 16 meczach, nie punktując już po drodze ani razu. To, jak dobrym omenem była niepozorna asysta z pierwszego meczu, pokazały kolejne sezony w Arminii, gdy „Król Artur” zaczął spłacać kredyt zaufania hurtowymi ilościami goli.
Po dwóch latach w 2. Bundeslidze, Arminia powróciła do ekstraklasy, a instynkt „Wichniara” zadziałał już prawidłowo. W 1. kolejce strzelił Werderowi, w następnej – pokonał Kahna (pierwsza akcja w filmiku)
GOLE
Licznik Wichniarka stanął dopiero na 49. trafieniu, dzięki czemu ustępuje on w snajperskim rankingu jedynie legendarnemu Janowi Furtokowi. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, skoro Furtok nie stracił pół roku na aklimatyzację, a trafiać do bramki zaczął już w premierowym spotkaniu (w rolę asystenta wcielił się sam Oliver Bierhoff). W latach ’90 kontynuatorami tradycji uczynili się Reiss (Hertha), Góra (Ulm) i Hajto, natomiast XXI wiek dopisał już do tej listy dwa nowe nazwiska: Dariusza Ł»urawia (Hannover) i Euzebiusza Smolarka (BVB).
Ten ostatni wpakował futbolówkę do siatki po 10 minutach przebywania na boisku i uratował 3 punkty z silniejszym wówczas Wolfsburgiem. Kibice z Dortmundu mogli bić pokłony, ale domyślamy się, że w domu Smolarków ta bramka nie zrobiła wielkiego wrażenia. Był sierpień 1986 roku i mały Ebi kompletował dopiero kredki do przedszkola, kiedy jego ojciec, Włodzimierz, debiutował w Bundeslidze. Pierwszego gola wbił Fortunie w 3. minucie meczu a po godzinie gry dorzucił jeszcze jednego i zszedł przy aplauzie publiczności, a jego Eintracht wygrał ostatecznie 5:0. Równie skutecznie, choć mniej efektownie, swój debiut koronował dekadę później Henryk Bałuszyński w barwach VfL Bochum.
O wymarzony początek otarli się z kolei Leśniak (Leverkusen), Wojciechowski (Bayern), Dembiński (HSV), czy Majak (Hansa). Przełamanie strzeleckie każdego z nich przychodziło tuż po odhaczeniu powitalnego spotkania w niemieckiej ekstraklasie. Jeśli chodzi o późniejszą karierę – dwaj pierwsi to przypadki skrajne. Za to o Dembińskim i Majaku można powiedzieć, że wykorzystali w Niemczech swoje szanse przynajmniej na tyle, na ile starczyło im umiejętności. Dla porównania, startujący z podobnych pułapów Piszczek (jeszcze jako napastnik w Herthcie) i Błaszczykowski ogrywali się przez 20 spotkań, zanim udało im się wreszcie znaleźć drogę do bramki.
od 5:28 druga z bramek Bałuszyńskiego, na stadionie w Gelsenkirchen. (Jakość nagrania nie powala, a w tym samym sezonie dla oddalonego o ledwie 50km Uerdingen grywałâ€¦ Michał Probierz. Przypadek?)
Oczywiście nie ma sensu z pierwszych spotkań robić wielkich wróżb na kolejne lata, ale jeśli przemawia z nich jakaś wskazówka, to właśnie taka, w nieco PR-owym stylu: dać się zapamiętać, nieważne czy dobrze, czy źle. I wcale nie znaczy to, że zaraz zaczniemy wychwalać falstarty naszych tegosezonowych pierwszoroczniaków, bo ocena tych wszystkich przewinień pozostaje taka sama. Po prostu, na ich szczęście, historia pokazuje jasno: jeśli piłkarz na wejściu zaprezentuje niezdrowy nadmiar determinacji to w ogólnym rozrachunku wcale jeszcze nie musi oznaczać, że się nie nadaje.
Koniec końców, na kartkach świat się nie kończy, a coś o tym wie Tomasz Wałdoch. W pierwszych 5 spotkaniach jego VfL tracił po 2 gole, i uciułał ledwie 1 punkt. Znany dziś ze swego profesjonalizmu stoper nie uchylał się jednak od odpowiedzialności, wytrzymał presję i w następnym meczu strzelał już zwycięskiego gola. Podobny zimny prysznic udało się przetrwać Andrzejowi Buncolowi w Homburgu, a nie trzeba być wielkim historykiem futbolu by wiedzieć jaką markę wyrobiły sobie w Bundeslidze oba nazwiska. Tak jak nie trzeba być wielkim wizjonerem, by stwierdzić, że pójście śladami akurat tej dwójki naszym świeżo wyeksportowanym talentom raczej nie grozi.
JULIUSZ SIKORA
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]
