„Martin, masz wszystko. Samochody, pieniądze i możesz mieć w łóżku każdą kobietę tego świata.” Miał i mógł. Grał w Interze Mediolan i uchodził za jedną z najjaśniejszych gwiazd w historii szwedzkiego futbolu. Po nieudanej próbie samobójczej, dziś żyje w Berlinie i jest muzykiem. Martin Bengtsson.
Wszystko zaplanowane. Cztery dni przed podcięciem sobie żył, wyłącza telefon. – Jak nie dajesz więcej rady, wróć proszę do domu – prosiła w trakcie ostatniej telefonicznej rozmowy jego dziewczyna Jako jedyna wiedziała, że Bengtsson zmaga się od dłuższego czasu z depresją. Osiemnastoletni wówczas Szwed potrafił błąkać się godzinami bez celu po piłkarskiej akademii Interu – Interello , widział postacie w lustrze i słyszał głosy, których nie było. A potem znowu odprawa, trening, mecz. Bengtsson odbębniał swój program. Tego, że z dnia na dzień było z nim coraz gorzej, nie zauważył nikt. W drużynie od dłuższego czasu uchodził za dziwaka. Godzinami słuchał utworu „Days” Davida Bowie. – W tej piosence była jakaś tajemnica, którą ja chciałem odgadnąć – wspomina dzisiaj. Tego poranka, w którym Bengtsson decyduje się zakończyć swoje życie, jego drużyna siedzi przy śniadaniu. On ścieli swoje łóżko tak dokładnie, jak gdyby stał za nim oficer. Z jego MP3 Bowie. Idzie do łazienki. Wyjmuje żyletkę.
Bengtsson wychowuje się w Örebro – niewielkim miasteczku, położonym 200 km na zachód od Sztokholmu. Dzielnica klasy średniej. Rodzina średniozamożna. Zdjęcie z przedszkola. Martin w trykocie AC Milanu. „To przecież schizofrenia. Ubóstwiałem Milan, a kontrakt podpisałem z Interem”. Lato 1994. Podczas gdy Szwecja awansuje do półfinału Mistrzostw Świata, rozgrywanych w USA, kilkuletni Martin siedzi na kanapie i nie może odkleić wzroku od telewizora. Chce być taki jak Tomas Brolin. Wkrótce wstępuje więc do lokalnego klubu IK Sturehov. Przy końcowej linii boiska rodzice wspierają i z zapałem śledzą poczynania swoich pociech. Jedynie Bengtssona rodziców brakuje. Jego ojciec jest artystą i muzykiem, stąd często nie ma go w domu. Matka pracuje jak menadżer lokalnej grupy tanecznej. – Piłka nożna jest przecież stokroć lepsza niż narkotyki, papierosy, alkohol i życie na scenie – mówią i z dumą podziwiają ambicje swojego syna. Ambicje, które za kilka lat, będą przyprawiać go o lęk i strach.
Ma 12 lat. Po obejrzeniu filmu dokumentalnego o piłkarskiej akademii Ajaxu, Bengtsson zastanawia się: „Na cóż mi moje „złote stopy”, skoro nie pracują jak maszyna?”. Czuje się ociężały i powolny. Zaczyna od zmiany sposobu odżywiania. Po każdej zjedzonej kanapce opróżnia swój żołądek, biegając w lesie. Trenuje pięć razy dziennie, na ulicy gra boso. Jak Ronaldo..”Widziałem gdzieś w telewizji, że on tak robił”. Zdrowotnie z dnia na dzień czuje się jednak coraz gorzej i kiedy zaczynają go nękać wątpliwości, czy kiedykolwiek uda mu się wspiąć na wyżyny świata futbolu, otrzymuje telefon od pierwszoligowego Örebro SK.
Odtąd wszystko nabiera rozpędu. Bengtsson ma 16 lat i debiutuje w najwyższej szwedzkiej ekstraklasie. Dostaje także powołanie do młodzieżowej reprezentacji kraju. O swoich wewnętrznych rozterkach nie mówi nikomu. „W Örebro od początku była widoczna, gruba linia pomiędzy zawodnikami starszymi, a młodszymi. Zasady jak w wojsku”. Podczas zgrupowania na Cyprze jeden z zawodników Örebro dowiaduje się o permanentnym lęku wysokości Bengtssona. Załatwia więc dla niego tuż przed powrotem do kraju skok na bungee.. Młody chłopak przeżywa dni pełne strachu. W nocy przed skokiem budzi się skąpany potem i decyduje się następnego dnia opuścić wyspę łódką. Rankiem dowiaduje się jednak od kolegów, że był to jedynie żart.. „Chrztu piłkarskiego” tym samym jednak nie zdaje i w oczach drużyny nie jest jej pełnowartościowym graczem. Co więcej, na głowie Martina pojawiają się dredy, a w uszach punkowa muzyka. To na znak rebelii. Bengtsson chce zwrócić na siebie uwagę.
Jego kariera piłkarska nie zwalnia tempa. Wkrótce zostaje kapitanem narodowej drużyny do lat 18. Zainteresowane są nim Chelsea, Ajax i Inter. Decyduje się na ten ostatni. Pobyt w Interello jest jak marzenie. Już pierwszego dnia ma okazję podziwiać Marco Materazziego. Trener Alberto Zaccheroni bierze go na stronę: „Myślę, że niedługo będziesz lepszy od niego”. Włoska „Gazzetta dello Sport” zachwyca się Bengtssonem, nazywając go wschodzącą gwiazdą serii A. Blask przyćmiewa jednak monotonia życia codziennego. Siedemnastoletni Martin mieszka w niewielkim pokoju w internacie, a jego plany o poznawaniu Mediolanu, włoskiej kultury i nauce musi odłożyć na plan boczny. „Nie było niczego poza piłką. Jak nie graliśmy czy nie trenowaliśmy, „wisieliśmy” godzinami przed playstation albo oglądaliśmy stare mecze drużyny na kanale Inter”. Z zawodnikami z drużyny od czasu do czasu rusza w miasto, kupuje ubrania od Dolce&Gabbana, najnowsze modele telefonów (które następnie wysyła swoim przyjaciołom w Szwecji, w ramach „patrzcie, na co mogę sobie pozwolić”).
Latem 2004 roku, podczas pobytu w Szwecji zakochuje się. Wspólnie z dziewczyną udają się na Music Festival. Nowe przeżycie, nowe wrażenia. Kluczowe.
Z początkiem nowego sezonu, podczas zgrupowania trzech zawodników Interello zostaje przyłapanych na paleniu haszu. Zasady obowiązujące w akademii zostają zaostrzone. Zakaz nocnego wychodzenia, zakaz odwiedzin. Bengtsson kupuje więc sobie gitarę, zaczyna pisać wiersze i utwory. Dla takiego stylu życia nie ma jednak miejsca w świecie futbolu. Po jednym z meczów, powraca do swojego pokoju. Po „kreatywnym chaosie” nie ma śladu. Piosenki, wiersze, teksty – nie ma. „Pokój profesjonalnego zawodnika nie wygląda tak przecież”- tłumaczy się sprzątaczka. Koledzy z drużyny wzruszają ramionami: „Napiszesz nowe”. Dwa tygodnie później po raz ostatni rozmawia ze swoją dziewczyną. Wie, że nie może wrócić do domu ot tak, bez niczego, bez tekstów piosenek, jako przegrany i pokonany. Wyłącza telefon.
Bengtsson budzi się na izbie przyjęć jednego z miejscowych szpitali. – Ty masz wszystko. Samochody, pieniądze. Możesz mieć w łóżku każdą kobietę tego świata. Jesteś piłkarzem Interu Mediolan – krzyczy nad nim lekarz. Kilka dni później otrzymuje telefon z klubu. Na czas rehabilitacji i odpoczynku zostaje wysłany do domu, do Szwecji.
Od 2008 roku Martin Bengtsson mieszka w Berlinie. Jest muzykiem i występuje pod nazwą „Waldemaar”. Na regale w jego jednopokojowym mieszkaniu: książki Noama Chomsky’ego, Charlesa Bukowskiego, biografia Baracka Obamy, płyty CD The National, The Smiths, Nirvana i gra komputerowa „Pro Evolution Soccer”. Na ścianie szkice ołówkowe i fragmenty piosenek. Ot, życie na 30 metrach kwadratowych. Ot, życie piłkarza po zakończeniu kariery..
„Waaldemar” nosi kurtkę z leopardzim wzorkiem, srebrne legginsy i maluje powieki. David-Bovie-Style. Wieczorami grywa swoje utwory w niewielkim barze przy rogu ulicy. Wśród nich jest „Keep all the demons away” – jedno z jego ostatnich dzieł, podczas pobytu w Mediolanie. Te demony do dzisiaj jednak nie zniknęły. Martin Bengtsson cierpi nadal na depresję i podlega terapeutycznemu leczeniu.
Po próbie samobójczej, od razu nie zakończył swej piłkarskiej kariery. „Moje ciało krzyczało, że ja muszę dalej grać”. Bengtsson podpisał wówczas kontrakt z lokalną drużyną w Örebro. Grał tak dobrze, że gazety pisały o nim:” Wielki powrót straconego syna”. Po kilku dniach odszedł jednak z drużyny.
Pracuje jako komentator i redaktor gazety. W 2007 roku wydaje swoją biografię: „I skuggan av San Siro” („W cieniu San Siro). Otwiera galerię sztuki, maluje, pisze artykuły, wiersze, piosenki.
Dwa lata temu Bengtsson powraca do Mediolanu. „Waldemaar” gra koncert w niewielkim pubie. Popołudniowa godzina, w środku niewielu ludzi. Opuszcza bar, na ulicach też jakoś pusto. Jest 22 maj 2010, parę minut po 22. A gdzieś daleko, w Madrycie, Diego Milito strzela właśnie dla Interu swoją drugą bramkę przeciwko Bayernowi w finale Ligi Mistrzów.
JK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]