Trener mentalny sportowców: – Nawet jeśli ktoś ma depresję, to nie znaczy, że jest wariatem…

redakcja

Autor:redakcja

28 stycznia 2012, 20:44 • 8 min czytania

Sami się zastanawiamy – dzisiejsza wypowiedź Franciszka Smudy bardziej nas zażenowała czy jednak rozbawiła. Mamy dylemat, nie wiemy, co o tym myśleć, więc po poradę udaliśmy się… do trenera mentalnego sportowców, Dariusza Skorupy. Niech specjalista oceni, czy to z Franiem jest coś nie tak, czy najwięksi sportowcy świata faktycznie są wariatami…
„Psychologa w reprezentacji nie potrzebujemy, bo nie mamy w drużynie wariatów” – powiedział dziś Franciszek Smuda. Niektórzy pozostali chyba w poprzedniej epoce.
Smuda podtrzymuje stereotyp, czym zajmuje się psycholog sportowy. A to błędne myślenie, bo psycholog sportowy nie zajmuje się leczeniem czy prowadzeniem terapii, tylko nauczaniem pewnych umiejętności, które potem mogą się sportowcom przydać.

Trener mentalny sportowców: – Nawet jeśli ktoś ma depresję, to nie znaczy, że jest wariatem…
Reklama

U nas na takie działania patrzy się z ignorancją, o czym świadczy opinia Smudy.
To stereotyp mówiący o tym, że jak ktoś idzie do psychologa, to znaczy, że jest chory. Zawodnicy nie chcą być postrzegani w kategorii nie radzących sobie z problemami. Staramy się zmieniać to podejście, stąd nawet w grupie przygotowującej się do Igrzysk Olimpijskich nie mówi się o psychologu, tylko o trenerze.

To w sumie to samo, tyle że ludzie boją się tej pierwszej nazwy.
Tak, bo trener ma trenować, a nie leczyć. Trener jest dla kogoś „zdrowego”. Taki ma iść za tym przekaz, by zachęcać sportowców do treningu mentalnego. Im wcześniej taką współpracę się zacznie, tym lepiej. Jeśli psycholog zaczyna pracę, kiedy wszystko jest dobrze, to nie ma problemu, że nagle potrzebna jest pomoc w momencie kryzysu. Ja zajmuję się działką psychofizjologii, gdzie można badać zawodników pod kątem ich kondycji psychofizycznej i obserwować, co się z nimi dzieje. Tyle że potrzebna jest skala porównawcza. Jeśli badamy fale mózgu u zawodnika, który jest w dobrej dyspozycji i potem wpada w dołek, to można go przebadać jeszcze raz i stwierdzić – „aha, nie idzie ci, bo zaszły takie i takie zmiany”. Ale mówię, wszyscy dostają olśnienia dopiero, gdy drużynie nie idzie.

Reklama

Wyjątkiem są zawodnicy otrzaskani z zachodnią mentalnością. Najświeższy przypadek to Grzegorz Sandomierski, który miał duże problemy z aklimatyzacją w Belgii. Klub zaproponował mu współpracę z trenerem mentalnym i po jakimś czasie zaczęło to wyglądać lepiej.
To problem przełamania pewnej bariery. Zawodnicy boją się, że będą musieli opowiadać o swoim życiu, intymnych sekretach i tak dalej. A to jest nieprawda, nie ma takiej potrzeby. Pracowałem z piłkarzem, który siedział na ławie w ekstraklasowym klubie po transferze z trzeciej ligi, ale nie miał żadnych problemów w życiu osobistym. Pracowaliśmy nad jego sytuacją, w końcu osiągnął cel i dostał nawet kontrakt z innego klubu. Inni zawodnicy mają wahania nastroju, problemy z koncentracją, nawet depresję czy ADHD. Wtedy wymaga to podejścia bardziej klinicznego, ale i tak nie mamy do czynienia z żadnym wariatem. To ludzie, nie maszyny i mają prawo do słabszych dni. Współpracowałem z jednym z zespołów, w którym w krótkim czasie dwóm zawodnikom zmarli ojcowie. To też bardzo ciężkie przeżycie i wpływa na formę boiskową tym bardziej, że koledzy są z nimi zżyci i też się przejmują ich problemami.

To już dość drastyczny przykład. Ale kiedy „normalny” piłkarz, bez większych problemów życiowych, prosi psychologa o współpracę, to zaraz się zaczynają docinki, szyderka w internecie itp.
Dlatego im wcześniej młodzi sportowcy zetkną się z psychologiem, tym lepiej. Pamiętam, mieliśmy taką sytuację przed ostatnimi igrzyskami olimpijskimi. Większość zawodników, która jechała na turniej, nie miała w życiu styczności z psychologiem. W Chinach, Anglii czy w Stanach nad przygotowaniem olimpijczyków pracują całe sztaby. U nas taki program ruszył niedawno, jest na etapie wdrażania i za jakiś czas pewnie będziemy obserwować jego efekty. AC Milan, Real Madryt czy Chelsea mają specjalne, bardzo dobrze wyposażone laboratoria psychofizjologiczne. W Polsce z czymś takim się nie spotykamy, to dopiero raczkuje.

Praca z piłkarzami jest trudniejsza niż np. ze szczypiornistami lub siatkarzami? Wiemy, jaki jest stereotyp polskiego piłkarza. Niezbyt inteligentna osoba w porównaniu z innymi sportowcami.
Różnice wynikają chyba przede wszystkim z wynagrodzenia.

Które bywa demoralizujące.
Czasami pewnie tak. Pracowałem z jednym z zespołów piłki ręcznej, w którym praktycznie wszyscy zawodnicy mieli ukończone wyższe studia, głównie AWF-y, część uczyła też na pół lub jedną czwartą etatu w szkołach. A jeżeli chodzi o piłkarzy, to jednak procentowo wygląda to gorzej. Choć trzeba też przyznać, że ich w przypadku bardzo trudno pogodzić naukę z zajęciami. Zaoczne studia są zazwyczaj w weekendy, a wtedy przecież oni rozgrywają mecze. Potrzeba bardzo dużo samozaparcia.

Musimy też rozdzielić sporty indywidualne od zespołowych, bo w tym drugim przypadku to bardzo ciężka praca. Bardzo ciężka…

Bo trzeba trafić do wszystkich?
To po pierwsze. Po drugie czasami trzeba wręcz walczyć ze sztabem szkoleniowym, bo nie zawsze trenerzy są otwarci. Czasem zatrudnia nas prezes i mówi – „naprawmy zespół”. A problemy nie muszą leżeć w samym zespole, tylko właśnie wokół zespołu. Jeśli sztab nie jest nastawiony na współpracę z psychologiem, to nie ma ona sensu. Tak jakby ci ktoś powiedział – „dziecko mi się zepsuło, proszę mi je naprawić”. A problem może być z rodzicami, tak jak z trenerem. On też może być wykończony swoją pracą, co wpływa na jego decyzje i kontakt z zespołem.

Pasuje do Smudy.
Nie wiem, bo pana Smudy nie poznałem. Ale obserwuję wypowiedzi trenerów na konferencjach i niektórzy faktycznie wyglądają, jakby mieli pozakładane plecaki z trzydziestoma kilogramami cegieł. Widać straszne obciążenie psychiczne. Mówimy o zawodnikach, a czasem to właśnie trenerom przydałaby się współpraca z psychologiem. Spotykałem ludzi w wieku podobnym do trenera Smudy i nie wydaje mi się, żeby to było problemem. Teraz jednak praca z reprezentacją byłaby bardzo trudna, bo czasu do Euro jest mało, a zawodnicy na co dzień trenują w swoich klubach.

Czyli nie ma sensu zatrudniać psychologa na same mistrzostwa?
Zależy od samych zawodników. Czasami mogą mieć jakieś dylematy, mogą chcieć przyjść pogadać, pobluzgać czy ponarzekać na trenera. Wtedy nie przenoszą tych negatywnych emocji na boisko. Pytanie tylko, czy jest taka chęć współpracy. Z tego, co mówisz, takiej otwartości nie ma. Brakuje mi tu przede wszystkim prowadzenia diagnostyki psychofizjologicznej, np. EEG głowy, badania stanu fal mózgowych sportowców. Na pierwszy rzut oka nie ma co oceniać, bo to wróżenie z fusów. Dopiero bardziej specjalistyczne badania lepiej naświetlą nam całą sytuację.

Ale jednego piłkarza za pomeczową wypowiedź pochwaliłeś na swojej stronie. Mówię o Mateuszu Ł»ytce.
On rzeczywiście mi zaimponował, bo w trudnej sytuacji potrafił mówić o swoich problemach. To świadczy o bardzo dużej dojrzałości. Mówienie o swoich problemach, szczególnie na miejscu mężczyzny, sportowca, jest dla niektórych bardzo trudne. Ł»ytko skupił się nawet na szukaniu przyczyny. Może, jak sam stwierdził, za bardzo się starał. Pamiętam taką sytuację w piłce ręcznej. Po kilku dobrych meczach – rzucał po dwanaście bramek – prezes obiecał młodemu zawodnikowi podwyżkę. Chłopak był bardzo zmotywowany, chciał się pokazać przed prezesem, udowodnić, że zasługuję, obstrzelał całą bramkę, słupki, reklamy, a trafił tylko dwa razy. Trener musiał go zdjąć, zszedł nabuzowany i tak walnął w ławkę, że myślałem, że to koniec jego kariery. Czasami tak jest – nadajemy jakiemuś meczowi olbrzymie znaczenie, myślimy, że pójdzie nam super lekko, wychodzimy lajtowo i nagle okazuje się, że tak nie jest. Musimy dążyć do stanu, który nazywa się optymalizacją. Ł»eby nie było za dużo pobudzenia, ani lęku.

Przed samym Euro 2012 reprezentacja wybierze się na zgrupowanie do Austrii, co zostało ostro skrytykowane m.in. przez Zbigniewa Bońka. On twierdzi, że piłkarze powinni trenować w Polsce, czuć, że mają wsparcie kibiców i same treningi powinny być otwarte. Twoim zdaniem, takie sztuczne wyciszanie przed turniejem ma sens?
Jeden lubi to, drugi lubi tamto. W przypadku zespołu trudno znaleźć złoty środek. W psychologii sportu mamy jednak takie zjawisko „home advantages”, czyli „przewaga domu”, ale czasem ta presja może działać w drugą stronę.

Ale piłkarze przemotywowani to chyba raczej wyjątki od reguły.
Oczywiście, takich przypadków jest mniej. Zaufałbym chyba specjaliście, skoro tak się wypowiedział i jemu to pomagało. Poza tym gra się przecież dla kibiców i błędem jest kompletne odcinanie się od nich. Ale ostatecznie i tak wynik mówi, czy to, co zrobiliśmy, było dobre.

***

Kilku innych wariatów, którzy skorzystali z pomocy psychologa:

Adam Małysz – nie lubimy skoków narciarskich. To dla nas kompletnie absurdalna dyscyplina sportu, ale nawet w niej widać, że współpraca ze specjalistą może pomóc zawodnikowi w dojściu na szczyt. Forma Małysza zaczęła podobno lecieć w dół po tym, jak przestał pracować z psychologami. Tak przynajmniej twierdzą eksperci od skoków narciarskich. Sam Wąs podkreślał jednak wiele razy, że zajęcia z Janem Blecharzem dawały mu bardzo dużo.

Krzysztof Włodarczyk – kolejny sportowiec, którego talentu – mówiąc delikatnie – fanem nie jesteśmy (wolimy bokserów walczących efektowniej), ale coś facet osiągnął i trzeba mu to oddać. Włodarczyk nigdy nie wstydził się tego, że w pewnym momencie życia musiał się udać do psychoterapeuty. Dariusz Nowicki, który opiekował się Włodarczykiem, stwierdził, że przywrócił „Diablo” sportowi.

Artur Boruc – przełom 2008 i 2009 roku to chyba najgorsze chwile w jego karierze. Wtedy, jeszcze w barwach Celticu, zdarzało mu się puszczać szmatę za szmatą i pomoc zaproponował mu znany angielski psycholog sportowy, Tom Lucas. Dla Boruca nie była to nowość, bo już wcześniej zwracał się do fachowców. A ci doradzali mu… słuchanie kaset, na których sam mówi, że świetnie broni, powinien być sobą i ogólnie jest zajebisty. Przynosiło efekt? Podobno tak…

Wayne Rooney – jego recepta na sukces jest prosta. Wizualizacja. Dzień przed meczem „Roo” udaje się do magazyniera, żeby zobaczyć strój, w jakim wystąpi. Następnie, przed snem, wyobraża sobie siebie w tym stroju w różnych sytuacjach boiskowych. Jak się zachowa, jeśli dostanie piłkę z tej strony, jak powinien uderzyć z tego miejsca, a jak z tamtego. Sam twierdzi, że czyni go to o jeden procent bardziej przenikliwym.

Rafael Nadal – jeden z najlepszych tenisistów świata też nie przejmował się docinkami internetowych hejterów i nie robił tajemnicy z tego, że przed zeszłorocznym finałem US Open poprosił o konsultację psychologa, aby ten pomógł mu przygotować się do tego pojedynku.

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama