Ledwie trzy tygodnie temu treningi wznowiła Wisła Płock i Libor Pala już daje o sobie znać. Przy okazji pierwszego zimowego sparingu za wszelką cenę chciał pozbyć się z klubu dwóch osób – asystenta, który miał trzymać z rywalami i bramkarza, któremu w swoim stylu nawrzucał. Na razie pozbył się tylko tego drugiego.
Powrót do Polski Pala zaczął od wydzwaniania do Weszło, bo chyba niespecjalnie spodobał mu się nasz ostatnie artykuł na jego temat – TUTAJ. Przez słuchawkę na początku był miły i dowcipny („Skoro tak wszystko wiecie, to pewnie macie jakieś satelity”), potem już coraz mniej. Wykrzykiwał, że wie, że to był tekst na zlecenie (nie, nie był) i wie, że podkablował go jeden z trenerów (nie, nie trener). Nie wie tylko, który, ale się dowie!
Mieliśmy o tym nie pisać, ale… W relacji na sport.pl z niedzielnego sparingu Wisła – Legionovia Legionowo znaleźliśmy ciekawy fragment: „I jeszcze jedno – tuż po meczu zdenerwowany Pala zapowiedział, że nie chce pracować ze swoim asystentem Markiem Końko. O co chodziło? – Asystent poszedł po meczu gratulować rywalom dobrej gry. Ja nie chcę takiego asystenta. Z kim on trzyma? – mówił Libor Pala.”
Gdzie skończyło się prywatne śledztwo Pali i czy te dwie sytuacje miały jakiś związek – nie wiemy. Ale Libor, jeśli obstawiasz swojego asystenta, to niestety pudło. Szukaj dalej.
Cała sytuacja sama w sobie jest jednak naprawdę kuriozalna. Asystent pogratulował rywalom dobrej gry (nawet nie zwycięstwa), więc trzyma z rywalami. Końko, ty zdrajco! Od dłuższego czasu wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jednak, że coś z tym Palą chyba jest nie tak. Niestety, tych znaków jest coraz więcej… Bo w niedzielę facet robił porządki w klubie już od samego rana, jeszcze przed meczem z Legionovią, zanim doszło do haniebnego incydentu z asystentem.
Jacek Skrzyński, 21-letni bramkarz, od sierpnia ma duże problemy ze zdrowiem. Jak sam mówi, doszło do naderwania przywodziciela, miał dziury na kości łonowej i w listopadzie konieczna była operacja. Miał wrócić do treningów na początku stycznia. Nie wrócił. Potrzeba więcej czasu, jeszcze co najmniej sześć tygodni. Po konsultacji z doktorem poszedł zakomunikować to trenerowi. Pala: – W takim razie od dziś nie jesteś mi potrzebny. Możesz iść do prezesa rozwiązać kontrakt i stąd wypierdalać!
Nie żartujemy…
Pala natychmiast zakazał Skrzyńskiemu przychodzenia na obiady z pierwszym zespołem, kazał mu wynieść swoje rzeczy do szatni gości. Rehabilitować się miał więc albo tam, albo na klubowym korytarzu, ale też nie wtedy, kiedy ma ochotę i kiedy sobie ustali. Główny i jedyny warunek – nie może być w klubie w tym samym czasie, co pierwszy zespół. Dlaczego? No, właśnie nie wiadomo.
Niedziela, godzina 9. Skrzyński przychodzi na zajęcia rano do klubu, aby na nikogo nie natrafić. Wisła gra dopiero o 12. Wyrobi się. W połowie indywidualnych ćwiczeń do pomieszczenia dla gości wchodzi Pala. Rozpoczyna się dialog:
– Co ty tutaj robisz?! Drugi zespół ma trening?
– Nie, mają wolne.
– To ty też masz wolne. Zabieraj stąd rzeczy i zjeżdżaj.
– Ale w czym ja panu przeszkadzam?
– Ty tu nie jesteś od zadawania pytań. Możesz być w klubie wtedy, jak nikogo nie ma z pierwszej drużyny.
– Przecież nikt tutaj nie wchodzi! A jeśli już, to tylko ci testowani. Mam swój kąt do rehabilitacji, nikomu nie przeszkadzam, nikomu nie staję na drodze.
– Już ci mówiłem: spieprzaj stąd i zabieraj swoje rzeczy. Bo jak nie… Bo jak nie, to wezwę ochronę! Zaraz tu przyjdą i cię wyprowadzą. Chcesz tego? No, powiedz, chcesz? Chcesz sobie wstydu narobić?
– To ty chłopie wstydu sobie narobisz. Ja jestem przecież wciąż piłkarzem Wisły.
– Nie obchodzi mnie to. Mogłeś jesienią pokazać, ile jesteś wart.
– Byłem przecież kontuzjowany!
– Nie obchodzi mnie to. Mogłeś pokazać się jesienią… Mówię po raz ostatni: zabieraj się stąd! Ale już!
– Facet, co ty za sceny urządzasz? Mam swoje problemy, więc mnie zostaw w spokoju. A ty swoich problemów nie masz?
– Wypierdalaj stąd głupi chuju!
– W tym momencie wyszedłem – mówi Skrzyński. – Na koniec jeszcze się do niego uśmiechnąłem, wściekł się jeszcze bardziej. Ale wiadomo, kopał się z koniem nie będę. Nie mam pretensji, że rozwiązaliśmy umowę. Nie chodzi o to. Długo miałem kontuzję, potrzebowali miejsca dla nowego bramkarza – w porządku. Szacunek dla prezesa Dmoszyńskiego, bo pomógł mi bardzo, ale sam był zachowaniem Pali strasznie zbulwersowany. Nie ukrywajmy, gość zachował się bez jakiejkolwiek klasy.
Niestety, nie pierwszy i nie ostatni raz.
PIOTR TOMASIK