Na początku roku do mediów rozesłano informacje dotyczące zasad dystrybucji biletów na Mistrzostwa Europy. Nieudolne zresztą próby naciągnięcia na kasę polskich kibiców nazwano tam zgodnymi z europejskimi standardami. A nawet podobnymi do działań najlepszych federacji, na których to rzekomo są inspirowane. Postanowiliśmy więc sprawdzić jak to faktycznie jest i okazało się, że w innych klubach kibicach szczerość to norma.
Normą wśród uczestników Euro 2012 nie jest za to sprzedawanie biletów na mistrzostwa wyłącznie kibicom zrzeszonym w takich organizacjach. Owszem, w większości przypadków mogą to robić logując się na stronie UEFA przy pomocy danych ze swojego konta w „klubie kibica”, ale jeśli ktoś nie jest jego członkiem, to może normalnie wpisać imię, nazwisko i resztę potrzebnych informacji, a potem ubiegać się o bilety na takich samych zasadach. Zazwyczaj warunek był tylko taki, że trzeba być obywatelem danego kraju albo być w nim zameldowanym. Tak jest choćby w Niemczech, Francji, Danii, Portugalii, Chorwacji, Czechach, Szwecji, a także na Ukrainie i we Włoszech. Wszędzie tam NIE TRZEBA nigdzie należeć, żeby ubiegać się o bilety na mecze swojej reprezentacji.
Tymczasem w komunikacie prasowym KK z 9 stycznia czytamy:
„Zgodnie z europejskim standardami dystrybucją biletów w Polsce zajmuje się Oficjalny Klub Kibica Reprezentacji Polski. Podobne działania prowadzą też federacje piłkarskie w Wielkiej Brytanii i Holandii. Czerpiemy więc inspirację od najlepszych, a klub ułatwi zakup biletów nie tylko na mecze Euro 2012, ale także na rozpoczynające się we wrześniu spotkania eliminacyjne mistrzostw świata.”
Dość sprytnie powołują się akurat na te federacje, które zdecydowały się na dystrybucję wyłącznie przez podmioty zrzeszające fanów. I buńczucznie dodają: – Czerpiemy inspirację od najlepszych! Od najlepszych tzn. od Holandii i Anglii, a czemu nie od Niemiec, Francji czy Włoch? Albo od Czech, które do podobnego klubu kibica starają się ludzi przyciągnąć, oferując im naprawdę w zamian coś więcej niż iluzoryczne zniżki i złudne szanse na wejściówki. Na start dostaje się tam taką paczkę…
A w niej nie tylko kartę członkowską, ale też certyfikat przynależności, list z gratulacjami od prezesa, szalik, kartę z autografem Vladimira Smicera i zniżki na zakupy. Z tym, że zniżki autentyczne i nie tylko na zakupy w internetowym sklepiku, ale także u sponsorów kadry. Do tego wstęp na ekskluzywne imprezy organizowane przez federację, możliwości zwiedzania stadionów przed meczami. I co najważniejsze: 20% zniżki na bilety. Przy czym za członkostwo płaci się tylko 200 koron (jedna korona to jakieś 17 groszy).
Natomiast we wspomnianej informacji prasowej, polski KK tak chwali się tym, co ma do zaoferowania:
„Członkostwo w klubie nie daje wyłącznie możliwości zakupu biletu, ale niesie też za sobą inne korzyści, w tym m.in. uczestnictwo w programach lojalnościowych, a także dostęp do specjalnej, promocyjnej oferty w sklepie kibica (oficjalne koszulki, szaliki, pamiątki, książki). Co warte podkreślenia, posiadanie karty Klubu Kibica RP ma również wpływ na nasze bezpieczeństwo. W dobie cyfryzacji plastikowy dokument z unikatowym ID ułatwia identyfikację i wejście na obiekty piłkarskie.”
To ma być ta inspiracja czerpana od najlepszych? Plastikowy dokument, który uratuje nas przed cyframi? Najwyraźniej chcąc czerpać wzorce od Anglików, postanowili obejrzeć Jamesa Bonda zamiast ofertę „England Fans”. Tam bowiem są rzeczy, które – podczas intensywnej czynności czerpania – najwyraźniej przeoczyli. Takie jak 5 funtów tańsze bilety na mecze kadry rozgrywane na Wembley i autentyczne zniżki – 15% w oficjalnym sklepie federacji i 15% u jej partnerów. Do tego udział w spotkaniach z piłkarzami i wstęp na treningi reprezentacji. U Holendrów też jakoś dziwnym trafem przeoczyli 10% zniżki na bilety i możliwość zwiedzania stadionów.
A można było wziąć przykład choćby z Greków, gdzie członkowie mają o 20% tańsze wejściówki, a podczas eliminacji do większych turniejów mogą sobie wybrać jeden mecz, który obejrzą za darmo. Gdy kupują rodzinie trzy bilety, to czwarty dostają gratis, a jak mają dziecko poniżej dziesiątego roku życia, to zabierają je na mecze za darmo. I również – a jakże – za darmo mogą chodzić na mecze reprezentacji kobiet i juniorów. Przy tym wszystkim już nawet głupio wspominać, że na wstępie dają jeszcze czapkę, smycz i torbę.
Za to w Rosji pomyśleli nawet o tym, żeby stworzyć szansę na bilety kibicom, którzy nie mają internetu. Będą mogli wziąć udział w losowaniu za pomocą SMS-ów. Z kolei Włosi oferują aż 50% zniżki na niektóre trybuny podczas meczów rozgrywanych u siebie.
Takie są europejskie standardy, więc skończcie wyjeżdżać z tym swoim kawałkiem plastiku, bo zwyczajnie robi nam się was żal.
TOMASZ KWAŚNIAK
