Lechia Gdańsk. Kolos, który nie może ruszyć…

redakcja

Autor:redakcja

24 stycznia 2012, 21:31 • 8 min czytania

Nie tak miało być – to stwierdzenie najlepiej obrazuje nastroje panujące wśród gdańskich kibiców, którzy mieli teraz fascynować się walką swojej drużyny o najwyższe cele. Obiecano im to jeszcze przed kilkoma laty, kiedy do klubu wkraczał nowy inwestor. Były wielkie nadzieje, ale z zapowiedzi budowy potęgi nie ma praktycznie nic, oprócz imponującego stadionu. Ten jednak świeci pustkami i przynosi straty. Na domiar złego właściciele kłócą się między sobą, a drużyna się nie rozwija i jest w stanie walczyć co najwyżej o środek tabeli. Chyba można już stwierdzić, że mocarstwowy plan nie wypalił. I patrząc na obecną sytuację, raczej za prędko nie wypali…
– Nasz plan rozwoju jest długofalowy i takie apogeum „Wielkiej Lechii” ma przypaść na lata 2013-2014, kiedy to będziemy być może mówić o budżecie w wysokości 60-70 mln. Musimy patrzeć troszkę szerzej na tę drużynę i dobierać do tej niej tak ludzi, żeby w latach 2013, 2014, mieli jeszcze możliwości grania na wysokim poziomie.

Lechia Gdańsk. Kolos, który nie może ruszyć…
Reklama

Powyższe słowa Andrzej Kuchar wypowiedział w czerwcu 2009 roku, kiedy przejmował większość udziałów w nadmorskim klubie. Dziś można je bardziej traktować w kategorii ponurego żartu, z którego w Gdańsku raczej nikt się nie śmieje. Trudno jednak zachować powagę czytając, że drużyna Lechii jest perspektywiczna i najlepszy okres ma jeszcze przed sobą. Jeśli piłkarze mieli być sprowadzani pod kątem tego, aby grali na wysokim poziomie w przyszłym sezonie, to chyba ktoś kto te transfery przeprowadzał był wyjątkowo złośliwy. Nie dość, że zbyt wielu takich zawodników nie sprowadzono, to jeszcze pozbyto się tych, którzy już byli na miejscu.

Sprzedano Trałkę, a środek pola postanowiono oprzeć na siedem lat starszym فukaszu Surmie. Może to z obawy, że ten pierwszy nie zdąży się odpowiednio rozwinąć na czas? W każdym razie, do kompletu ściągnięto równie perspektywicznego Artura Rojka Pawła Nowaka, a już hitowym zakupem był Marko Bajić, który jak na razie nie pokazał nic nadzwyczajnego, ale to pewnie dlatego, że jest tak szykowany, aby jego forma eksplodowała podczas rozgrywek sezonu 2012/13. Nie zatrzymano nawet Huberta Wołąkiewicza, chociaż Kuchar swego czasu mówił, że to będzie jego Fabio Cannavaro. Pozbyto się także Pawła Buzały, choć był jedynym napastnikiem w klubie, któremu czasami zdarzało się jeszcze trafiać. Postanowiono pozbawić drużynę piłkarzy emocjonalnie związanych z klubem i wymienić ich na takich, którzy na początku w ogóle nie wiedzieli gdzie są. Pewnie dlatego większość gdzieś poginęła w akcji i więcej o nich nie słyszeliśmy.

Reklama

Po całkowitej przebudowie podporządkowanej eksplozji formy po mistrzostwach Europy, Lechia wygląda na tyle imponująco, że faktycznie można dopatrywać się w niej jednego z faworytów do wygrania ligi w przyszłym sezonie. Z tym, że mamy tu na myśli I ligę, bo nie wykluczone, że właśnie tam wyląduje. Wystarczy spojrzeć na kadrę, która wyjechała na trwające właśnie zgrupowanie w Turcji:

Michał Buchalik, Sebastian Małkowski, Wojciech Pawłowski. Vytautas AndriuŁ¡kevičius, Krzysztof Bąk, Deleu, Lewon Hajrapetjan, Rafał Janicki, Sergejs Koپans, Marcin Pietrowski, Luka Vučko. Marko Bajić, Maciej Kostrzewa, Mateusz Machaj, Paweł Nowak, Kamil Poźniak, فukasz Surma, Piotr Wiśniewski. Tomasz Dawidowski, Adam Duda, Ivans Lukjanovs, Josip Tadić, Patryk Tuszyński.

Oczywiście można liczyć, że Poźniak wreszcie wystrzeli albo że do formy sprzed kontuzji wróci Machaj. Można się łudzić, że Surma ze swoim doświadczeniem wniesie spokój i przeżyje trzecią młodość, a Tomasz Dawidowski strzeli wreszcie chociaż trzy bramki w sezonie, chociaż nie udaje mu się to już prawie od dziesięciu lat. Prawda jednak jest taka, że perspektywicznie wygląda tylko obsada bramki.

W parze z nieudolnymi decyzjami odnośnie pionu sportowego, idą także te dotyczące samego zarządzania i organizacji.

Szczególnie głośno zrobiło się ostatnio z powodu gospodarowania nowym stadionem. To zadanie powierzono w ręce specjalnie powołanej do tego spółki córki „Lechia-Operator”. Takie rozwiązanie miało przynieść naturalne korzyści klubowi, ale jak na razie jest wręcz odwrotnie. Operator dorobił się prawie 300 tysięcy złotych długu wobec miasta, a to rozwścieczyło prezydenta Pawła Adamowicza, który skrytykował takie postępowanie na swoim blogu i zagroził, że magistrat może rozwiązać umowę na dzierżawę PGE Areny. Wyraził też niepokój w stosunku do zarządzania samym klubem, który – według podanych przez niego informacji – miał 10 milionów straty w rozliczeniu za okres 1.07.2010 – 30.06.2011.

Zarówno prezydentowi jak i kibicom trudno jest zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Czemu klub, który przeszedł ciężką drogę od A-klasy nie potrafi teraz wykorzystać nadarzającej się okazji i zrobić kroku w przód?

– Głównych przyczyn dopatrywałbym się właśnie w złym zarządzaniu. Zarówno klubem jak i spółką „Lechia-Operator”, której przecież pomagać miał w tym Sportfive, ale z szumnych zapowiedzi niewiele wyszło. Proszę zauważyć, że w drastycznym tempie od Lechii odchodzą sponsorzy i firmy z nią współpracujące. Dzieje się tak dlatego, że są zrażani przez ludzi, którzy powinni ich raczej przyciągać – mówi nam człowiek będący blisko władz klubu.

– Jest to bardzo dziwna sytuacja, bo do tej pory wyglądało to wszystko w miarę stabilnie. Rozwijaliśmy się systematycznie. Może nie był to jakiś dynamiczny rozwój, ale jednak był, a to co się dzieje teraz, to jest dramat. Popełnione zostały błędy i w tej chwili sytuacja jest naprawdę fatalna. Zaczynając od transferów, przez jakieś nerwowe decyzje jak ta o zwolnieniu Kafara i zatrudnieniu Ulatowskiego na cztery mecze. I potem wzięli Janasa, który ostatnio też nie może się pochwalić żadnymi sukcesami. To doskonale obrazuje sposób myślenia przy podejmowaniu decyzji. Przykro mi to mówić, ale to zwykły minimalizm. Szuka się tanich rozwiązań. Niskim kosztem chcą osiągnąć jakiś sukces. Cały czas szukają dróg na skróty, a potem próbują to ratować jakimiś desperackimi ruchami i efekty są takie jak widać. Wyłączyło im się konstruktywne myślenie, a pierwsze tego sygnały powinniśmy dostrzec już dawno. Jak zwolniony został dr Zbigniew Jastrzębski, który był odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne. Później powierzono je jakimś bliżej niezidentyfikowanym układom. Oficjalnie odpowiadał za to Szutowicz, ale zatrudniono również Filipa Surmę, który oficjalnie miał być od analizy gry, ale okazało się, że miał też wpływ na obciążenia aplikowane piłkarzom. Jeden drugiemu wchodził w kompetencje, a zarząd się bezczynnie przyglądał. Jeśli tego nie widzieli, to popełnili jakiś błąd zaniechania, a jeśli widzieli i reagowali, to jeszcze gorzej – twierdzi prosząc o anonimowość.

– Ciężko też powiedzieć dobre słowo o transferach. Budzimy się zawsze w ostatniej chwili jak wszystko jest poprzebierane i ciężko kupić kogokolwiek wartościowego. No i ten cały paranoiczny komitet transferowy… O zakupie piłkarzy decydują ludzie, którzy nie mają za bardzo o tym pojęcia, bo np. na co dzień zajmują się finansami w klubie. Funkcjonowanie tego komitetu to jest po prostu dla mnie zagadka. Decyzję o tym, czy jakiś gracz zostanie sprowadzony podejmowano poprzez demokratyczne głosowanie. Rozumiem, gdyby chodziło o akceptację jego zarobków itd. Ale oni oceniają ich przydatność pod względem sportowym, więc to jest jakieś chore. Kompletnie się to nie sprawdza. W dodatku, rozmywa się odpowiedzialność za nieudane transfery na kilka osób i nikt nie ponosi konsekwencji. A niektóre decyzje, to są normalnie jaja. Ciągle myśli się o oszczędzaniu, żałuje się pieniędzy. Nawet dziecko wie, że lepiej byłoby już zainwestować te trzy czy cztery miliony, bo wtedy to i tak by się zwróciło. Nie da się podnieść poziomu drużyny ciągle sprowadzając kogoś za darmo albo za grosze. Trzeba w końcu kupić klasowych zawodników, poprawić jakość i zwabić czymś kibiców. Zaproponować im coś więcej niż tylko ten swój minimalizm. Poprawiłaby się frekwencja, a awans do pucharów to też dodatkowe pieniądze. Tak samo jak wyższe miejsce w tabeli, to więcej kasy od Canal+. Oni sobie przecież doskonale zdają z tego sprawę, ale ciągle wolą liczyć, że tanim kosztem coś im się uda. Zachowują się jakby wcale im nie zależało na przyszłości klubu, bo dalej wzmocnień nie widać, a te są przecież potrzebne i to jak najszybciej. W dodatku chcą sprzedać jeszcze w tym okienku Lukjanovsa i Traore, a nie wiem czy zdążą potem kupić kogoś w zamian. Zresztą już sama chęć sprzedaży Traore w momencie, gdy trzeba będzie walczyć o utrzymanie świadczy o tym, że niezbyt się przejmują przyszłością klubu. Jestem w Lechii od wielu lat i dla mnie to jest nie do pomyślenia – opowiada.

Co prawda, gdańszczanie mają trzy punkty przewagi nad strefą spadkową, ale w przeciwieństwie do nich, zarówno Cracovia jak i Zagłębie nie marnują czasu i starają się wykorzystać okienko transferowe. Tymczasem do teamu Pawła Janasa dołączyli gracze, których ciężko rozpatrywać w kategoriach wzmocnień, a o takich głównie na razie się mówi. Choć i tak są to nazwiska typu Grzelczak, Kwiek czy Jakub Wilk. Znowu mamy zatem do czynienia z działaniami doraźnymi i ratowaniem sytuacji. Już sama wiara w umiejętności trenerskie Janasa to niezły akt desperacji i faktycznie można odnieść wrażenie, że ktoś kto podejmuje te wszystkie decyzje, wcale nie liczy się z ich konsekwencjami. Czyżby już wiedział, że to nie on będzie je ponosił?

Całkiem możliwe, bo sytuację zaogniła krytyka ze strony prezydenta Pawła Adamowicza i teraz Andrzej Kuchar musi wykonać jakiś ruch. Najbardziej oczekiwanym jest wymiana ludzi zarządzających klubem. Jednak od jakiegoś czasu pojawiają się głosy, że to sam biznesmen chce się z nim pożegnać. Nie wyklucza tego także nasz rozmówca: – Przypuszczam, że tak będzie. Mówi się, że Kuchar chce znaleźć kogoś, kto kupi od niego akcje. Albo wprowadzić Lechię na giełdę i w ten sposób ją sprzedać, ale tego nie może zrobić w najbliższym czasie, bo spółka jest zadłużona.

TOMASZ KWAŚNIAK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama