Coraz większa amatorka w Legii. W niedzielę do kraju przyleciał Koke, mając ustalone warunki kontraktu. Tak to się zawsze odbywa – piłkarze nie latają po świecie, żeby cokolwiek negocjować twarzą w twarz, tylko zanim wsiądą w samolot, już mają wszystkie szczegóły na mailu, najlepiej od razu w formie wstępnego kontraktu. Załącza się też propozycję pełnej wersji umowy, aby zawodnik mógł ją spokojnie przetłumaczyć na swój język i przeanalizować. Koke więc rozwiązał umowę z Rayo Vallecano za porozumieniem stron właśnie po to, by związać się z Legią i…
I się nie związał. Przyleciał, a dzisiaj ma odlecieć. – Nie porozumieliśmy się – oświadczył Marek Jóźwiak.
Są trzy możliwości:
– Koke otrzymał telefon z innego klubu, który w ostatniej chwili podbił ofertę i przekonał, że nie ma sensu wiązać się z Legią (np. telefon last-minute z Arisu).
– Koke nie zdał testów medycznych, ale uzgodniono z klubem, że nie zostanie to podane do informacji publicznej (częsta praktyka).
– Legia zmieniła przedstawione wcześniej warunki umowy, jak to już miało miejsce w przeszłości, np. z Jackiem Bąkiem (gdy netto zmienia się na brutto).
Zegar tyka. Warszawski klub jest coraz bliżej zagrania ze Sportingiem Lizbona bez ani jednego zdrowego napastnika.