„Każdy ma jazdę, każdy jest świrem, kwestia tylko na ile, to chyba jasne…” Słowa te, zapożyczone od jednego z czołowych polskich raperów znajdują swoje potwierdzenie także w świecie piłki nożnej. Co jakiś czas do przestrzeni publicznej docierają głosy o kolejnych graczach, których wybryki niekoniecznie są zgodne z literą prawa. W tej dziedzinie konkurencję zdecydowanie dystansuje Premier League. Wariatów w Anglii nigdy nie brakowało, ale Marlon King z całą pewnością zalicza się do ścisłej czołówki.
Za urodzonym w Londynie reprezentantem Jamajki, atmosfera skandalu ciągnie się od samego początku jego kariery. Wybuchowy charakter Kinga nierzadko uzewnętrznia się daleko poza płytą boiska. Tak samo, jak agresja, z którą w równym stopniu atakuje zarówno bramkę przeciwnika, jak i kobiety w londyńskim Soho. Powiedzieć o nim, że jest problematyczny, to nic nie powiedzieć. On sam, mimo wszelkich trudności, dość dobrze odnajduję się w piłkarskiej rzeczywistości i na dzień dzisiejszy nie ma zamiaru z niej znikać.
To ja, złodziej
W 2002 roku King po raz pierwszy znalazł się w poważnych tarapatach. Z pozoru błaha sprawa, jaką było zatrzymanie przez drogówkę, przerodziła się w solidną aferę, gdy wyszło na jaw, że piłkarz porusza się skradzionym BMW. Na nic zdały się tłumaczenia zawodnika Gillingham, który twierdził, że samochód nabył legalnie dwa miesiące wcześniej. Ponoć po atrakcyjnej cenie, ze względu na to, że był importowany z Niemiec. Na jego nieszczęście sprawa trafiła na wokandę, zapewne przez to, że King już wcześniej dał się poznać stróżom prawa. Jeszcze jako zawodnik Barnet został ukarany grzywną za próbę zakupu laptopa przy użyciu klonowanej karty kredytowej. Z kolei po transferze do Gillingham był oskarżony o rozbicie butelki na głowie policjanta i uzyskanie własności na drodze oszustwa. Jeszcze wcześniej, bo w 1997 roku zaatakował głową jednego z boiskowych rywali, a następnie rzucił się na niego z pięściami. Całkiem niezła kartoteka, jak na ledwie 22-letniego piłkarza, który w czasie postępowania sądowego udawał, że… piłkarzem wcale nie jest. Nie wiedząc czemu, twierdził że tymczasowo dorabia jako robotnik u swojego ojca. Nie zdołał jednak ukryć prawdy przed wymiarem sprawiedliwości, który co prawda oddalił zarzut kradzieży pojazdu, ale w zamian za to postawił nowy, tym razem o paserstwo. Tłumaczenia obrony o „pułapkach sławy” i żonie oczekującej rychłego rozwiązania nie przyniosły żadnego efektu. Skrucha wyrażana przez Kinga także przeszła bez echa. Piłkarz został skazany na karę osiemnastu miesięcy pozbawienia wolności, która po apelacji została skrócona do pięciu.
Niewiele spokojniej wyglądały epizody Kinga w Notthingam Forest i Leeds United. Pod względem sportowym wiodło mu się różnie. Dużo lepiej prezentował się w barwach Forest, strzelając 15 bramek w 57 meczach. Nadal jednak nie potrafił zapanować nad samym sobą. W czerwcu 2003 roku został zatrzymany przez stróżów prawa, gdy uganiał się po Soho za dwoma kobietami, mając przy tym zawinięty wokół pięści pasek z pokaźną klamrą. Z kolei na Elland Road za nic nie mógł odnaleźć skuteczności, przez co musiał ratować się wypożyczeniem do Watford. Gra dla Szerszeni to jak na razie najlepszy okres w jego karierze. Strzelał dość dużo goli, a drużyna z Vicarage Road zdołała przebić się do Premier League. Wydawało się, że piłkarski banita wreszcie znalazł się na fali wznoszącej. Jak się jednak okazało, była to wyłącznie złudna iluzja.
Bo z dziewczynami nigdy nie wie się
W maju 2006 roku na wierzch znów wyszła specyficzna słabość Kinga do kobiet. Pijany piłkarz przystawił się do młodej studentki, której nie do końca było to w smak. Odrzucony amant, choć nie do końca potrafił utrzymać pion, nie miał problemów z uderzeniem dziewczyny. W dodatku, gdy na miejscu pojawiła się policja, King splunął jej prosto w twarz. Sam „Hitman” nie poniósł większych konsekwencji. Skończyło się na grzywnie i wypłacie 500-set funtów odszkodowania dla ofiary.
Kolejny rozdział swych kryminalnych przygód, Marlon King napisał już pół roku później. W pierwszy dzień nowego roku (we wczesnych godzinach rannych- dodajmy), bawiący się w jednym z londyńskich lokali napastnik został aresztowany przez policję i oskarżony o napaść i uszkodzenie ciała jednej z ofiar. Z aresztu wyszedł za kaucją, pod przymusem zameldowania się na posterunku policji w następnym miesiącu Pikanterii sprawie dodaje fakt, że King starał się ukryć aferę przed władzami Watford, co- jak można się domyślać- nie miało prawa się udać. Niemniej, noworoczny incydent był tylko swego rodzaju preludium do „bokserskiej” kariery Kinga, a „walka wieczoru” miała dopiero nadejść.
Niespełna dwa lata po styczniowym skandalu Marlon King, będący na tamten czas wypożyczony z Wigan do Hull City, kolejny raz udowodnił, że nie wszystko jest z nim, tak jak być powinno. Świętując w Soho ligowy tryumf nad Middlesbrough , a także fakt, że jego żona po raz trzeci zaszła w ciążę, bawił się na tyle dobrze, że postanowił uraczyć swym towarzystwem jedną z dziewczyn poznanych na parkiecie. Sęk w tym, że obiektowi pożądania Kinga nie do końca podobały się prymitywne zaloty, polegające głównie na łapaniu za intymne części ciała. Kiedy dziewczyna w końcu głośno zaprotestowała, rozjuszony piłkarz krzyczał w jej kierunku: – Nie wiesz kim jestem?! Jestem milionerem! Ty nawet nie grasz w mojej lidze!. Skończyło się na tym, że zamiast zostawić 20-letnią Brytyjkę w spokoju, King zdzielił ją pięścią prosto w twarz, totalnie rozcinając przy tym wargę i łamiąc nos. Uderzenie miało być tak silne, że wraz z dziewczyną upadło dwoje jej przyjaciół. Następnie, jak gdyby nigdy nic, zapłacił rachunek i opuścił lokal. Policja do jego drzwi zapukała dopiero trzy dni po wydarzeniu, lecz i tym razem opuścił areszt po wpłaceniu kaucji. Jasne stało się jednak, że Kinga czeka bliskie spotkanie z temidą, która na pewno nie okaże się łaskawa.
Niewinny, ale skazany
Czara goryczy przelała się 29 października 2009 roku, kiedy Marlon King wyrokiem sądu został skazany na osiemnaście miesięcy więzienia za pobicie i napaść na tle seksualnym. Trafił też do rejestru przestępców seksualnych na okres siedmiu lat. W trakcie trwania procesu oskarżony przyjął dość osobliwą linię obrony. Twierdził, że jest niewinny i po prostu padł ofiarą błędnej identyfikacji. Jedak wcześniejsze wykroczenie o niemal identycznym charakterze podziałały na jego niekorzyść. Zdradzić miał go też charakterystyczny złoty ząb, po którym rozpoznał go jeden ze świadków.
Orzeczenie sądu przyniosło za sobą kolejne konsekwencje. Prezydent Wigan, Dave Whelan niemal natychmiastowo poinformował, że noga Kinga nie postanie więcej na JJB Stadium. – Jest absolutnie zwolniony. Nie będziemy tolerować graczy, którzy idą na osiemnaście miesięcy do więzienia. Jeśli chodzi o nas, King zakończył przygodę z piłką nożną w Wigan Athletic. Osobiście żałuję dnia, w którym podpisaliśmy z nim kontrakt- mówił publicznie Whelan. Z kolei menadżer zawodnika, Tony Finnigan, powtarzał teksty o niewinności i błędnym rozpoznaniu, a także zapewniał, że Wigan popełnia wielki błąd pozbywając się Kinga tak łatwo. Ręczył też, że jego klient bez problemu znajdzie klub po odbyciu kary. I co ciekawe, wcale się nie mylił.
Z zasądzonych osiemnastu miesięcy, King ostatecznie odsiedział tylko dziewięć. Kilka dni po odzyskaniu wolności udzielił wywiadu radiowego, w którym po raz kolejny odciął się od wszelkich oskarżeń. – Nie próbuję przedstawiać siebie jako anioła, ale nie jestem seksualną bestią. Mówienie, że nienawidzę kobiet jest niedorzeczne. Mam przecież żonę, córki, siostry – gwarantował. Zapewniał, że na nowo ujawnionych nagraniach widać prawdziwego oprawcę, co tylko potwierdza jego niewinność. Bardzo krótko odpowiadał też na pytania o ewentualną skruchę: – Ludzie pytają mnie – dlaczego nie okazujesz wyrzutów sumienia? Nie mogę odczuwać wyrzutów sumienia za coś, czego nie zrobiłem.
Nowy start, nowa jakość, stare kontrowersje
Zanim zdążył na dobre nacieszyć się wolnością do gry znów wkroczył Tony Finnigan. Z miejsca oświadczył, że o jego klienta pyta wiele klubów. – Ma prawo, jak wszyscy w naszej demokracji, pójść do pracy – głosił. We wrześniu 2009 roku, nieco ponad miesiąc po opuszczeniu więziennych murów, Marlon King podpisał kontrakt z Coventry City. Na nic zdały się głosy oburzenia spływające od bardziej zasadniczych kibiców. Część z nich po czasie i tak odpuściła, widząc że „Hitman” może, a przede wszystkim chce pomóc swojej nowej drużynie. Ostatecznie w 28 meczach uzbierał 12 bramek i 4 asysty, a fani zauroczyli się nim do tego stopnia, że przyznali tytuł najlepszego gracza sezonu.
Z kolei działacze za punkt honoru postawili sobie przedłużenie kontraktu z piłkarzem na kolejne lata. Ten jednak, choć zapewniał, że bardzo dużo zawdzięcza Coventry i chce podpisać nową umowę, uległ pokusie występów w europejskich pucharach i przeniósł się do Birmingham.
Menadżer Coventry, Andy Thorn otwarcie przyznał, że czuje się zdradzony i oszukany. Działacze przekonywali, że wszystkie ustalenia dotyczącego kontraktu zostały uzgodnione. Pozostawało jedynie podpisać dokument. Dodatkowo Thorn zapewniał, że otrzymał od samego zawodnika ustne zapewnienie, że ten nie opuści klubu. Cóż z tego, skoro w międzyczasie King zdążył się rozmyślić. Swoje zachowanie tłumaczył w charakterystyczny dla siebie sposób, utrzymując, że tak naprawdę nie zrobił nic złego,a wina leży po stronie władz Coventry.
Który Marlon prawdziwy?
Marlon King to człowiek wielu kontrastów. Z jednej strony niepanujący nad sobą kryminalista z łatką zboczeńca, z drugiej przykładny ojciec, mający pełne wsparcie swojej żony. Nie do końca świadomy swoich czynów skazaniec, a także niekiepski piłkarz i ulubieniec trybun w jednym. Przez trzy lata gry dla Watford dorobił się pseudonimu „King of Vicarage Road”. Był niekwestionowaną gwiazdą nie tylko klubu, ale i całego miasta. Zdarzyło mu się nawet otwierać hotel, ramię w ramię z burmistrzem Watford. Natomiast jako piłkarz Hull City potrafił pobić się w kasynie z legendą Tygrysów, Deanem Windassem i wykłócać z ochroną o skradziony zegarek, który w rzeczywistości trzymał w kieszeni. W 2006 roku został usunięty z reprezentacji Jamajki za złamanie godziny policyjnej i -jak określili to włodarze federacji- niegrzeczne zachowanie. Sam zainteresowany, jak i jego menadżer byli innego zdania. Twierdzili, że piłkarz opuścił zgrupowanie z własnej woli i nie jest niczemu winien.
Obecnie Marlon King próbuje przekonać do siebie nie do końca przychylnych mu fanów na St. Andrew’s. Początek ma nie najgorszy- w Championship trafił już dziewięć razy, do tego zdobył pierwszą bramkę w europejskich pucharach po aż 50-letniej nieobecności klubu na tym poziomie rozgrywek. W więzieniu podobno się wyciszył, rzekomo dzięki przejściu na islam. Być może zmądrzał i późno, bo późno, ale obrał właściwy kierunek .Chociaż patrząc na jego przeszłość brzmi to jak kiepski żart.
KAROL BOCHENEK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]
