Serie A jak Big Brother, De Sanctis jak Doda

redakcja

Autor:redakcja

19 stycznia 2012, 13:54 • 3 min czytania

W żadnej z wielkich europejskich lig kibice nie mogą czuć się bardziej oszukani. Kolejne, nowo odkrywane afery korupcyjne potrząsają nią cyklicznie. Serie A jest chora – to fakt – i jej leczenie będzie długotrwałym i żmudnym procesem. Nic dziwnego, że we Włoszech ludzie są na tym punkcie bardzo wyczuleni. To, co wyrabia się tam jednak w ostatnich dniach, zalatuje powoli początkowym stadium paranoi.
– Trzy nasze ostatnie spotkania kończyły się remisami. W meczu przeciwko Lecce w pewnym momencie również zrobiło się gorąco, ale przy stanie 3:1 dla nas udaremniłem ich groźny atak. Nasze trafienie na 4:1 było swoistym uwolnieniem. Ja świętuje zwycięstwa po meczu w szatni, nie na boisku. Ci, którzy znają mój charakter, ten wie, że raczej nie okazuję swojej radości – tłumaczył się niedawno golkiper Napoli, Morgan De Sanctis.

Reklama

Czy miał z czego? Złość, jaką pałał po zdobyciu bramki przez Edinsona Cavaniego, a więc swojego kolegę z drużyny, można nazwać co najmniej niecodzienną i dającą do myślenia. Reakcja włoskiego bramkarza przypominała marne przedstawienie, aczkolwiek była spontaniczną ekspresją emocji. Za jego bramką rozgrzewał się rezerwowy Cristiano Lucarelli, z którego ruchów warg odczytano wypowiedzenie słów „siedem albo osiem minut”. Dokładnie tyle, ile pozostało wówczas do końca meczu. Chwilę później De Sanctis dał się pokonać po raz drugi. Przypadek? Azzurri zwyciężyli, ale rzeczywiście – dziwny niesmak pozostał. Temu, kto znajdzie montera popularnego wideo, reprezentant Włoch obiecał koszulkę z podpisami wszystkich zawodników Napoli i dwa bilety na spotkanie z Chelsea. – Prowokowanie nas w ten sposób stało się już swoistą modą. Na puste zaczepki odpowiadamy jednak na boisku – zripostował.

Reklama

Kolejna, rzekoma próba zmanipulowania wynikiem spotkania. Na youtube filmik z zajściem narobił mnóstwo szumu, a jest jeszcze głupszy niż poprzedni. Typowy przykład przerostu formy nad treścią. Wątpliwości dotyczą bramki z rzutu karnego, wykonywanego przez pomocnika Juventusu, Arturo Vidala. Chwilę wcześniej z boiska usunięty został bramkarz Ceseny, Francesco Antonioli. Miejsce między słupkami z konieczności zajął nominalny obrońca, Guillermo Rodríguez. Wszechobecne kamery, z dokładnością tych hollywoodzkich, wychwyciły jego subtelne skinienie głową w lewo, które dla Vidala miało być istotną wskazówką. I rzeczywiście. Urugwajczyk przesunął się we wskazane miejsce, bo nie sposób nazwać tego rzutem czy paradą. Analiza z innej kamery wykazała jednak, że Vidal patrzył w zupełnie innym kierunku. Mało obchodziło go, czy Rodríguez kiwa się prawo, w lewo, czy tańczy krakowiaka.

Po Cesenie wszystko spłynęło i rzekome zajście określili mianem surrealistycznego. Mocno urażeni poczuli się za to działacze Juventusu, którzy wystosowali specjalny komunikat prasowy, broniący dobrego imienia klubu, jak i godności samego zawodnika. Akcję potraktowali jako nieprzyjacielską i pozbawioną jakichkolwiek podstaw nagonkę.

Serie A siłą rzeczy, głównie dzięki wyczulonym kibicom i ekspertom, upodabnia się do marnego show pokroju Big Brothera. Należy zadać sobie pytanie – gdzie jest granica pomiędzy antykorupcyjną profilaktyką, a obłędem?

PIOTR BORKOWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama