Bałagan? Żaden. Józef Wojciechowski w akcji…

redakcja

Autor:redakcja

09 stycznia 2012, 19:34 • 10 min czytania

Gdyby nie istniał, trzeba byłoby go wymyślić. Słowa wypowiedziane przez Zdzisława Ambroziaka na temat Piotra Gruszki idealnie pasują do właściciela Polonii. Najbardziej nieprzewidywalnej osoby w polskiej piłce. Człowieka, który futbol traktuje na zasadzie – mój cyrk, moje małpy i moje zasady. A kto się do nich nie stosuje, wyjazd. Zero tolerancji dla bumelantów. Wiele razy, patrząc na ich popisy, groził, że zwinie manatki, ale to było tylko czcze gadanie. Właśnie w jego stylu – a chuj, zostanę. Chyba tak przyzwyczaił się do piłki, jak my do niego. I choć często go krytykowaliśmy, błyskawicznie nabraliśmy do niego sympatii. Bo Józka tak naprawdę ciężko nie lubić…
W biznesie sukces osiągnął ogromny, a w piłce… No, nie czarujmy się, logikę i rozsądek zostawił w innej branży. My tymczasem, trochę z nudów, przygotowaliśmy ranking dziesięciu najgłupszych, najśmieszniejszych lub najbardziej żenujących „akcji” Wojciechowskiego. Ranking kompletnie subiektywny, dodajmy. Bez konkretnego klucza tematycznego, według naszego widzimisię. Wybraliśmy odchyły, które w mniejszy lub większy sposób nas poruszyły i szkoda by było, gdyby poszły w niepamięć.

Bałagan? Żaden. Józef Wojciechowski w akcji…
Reklama

10. Durny Węgier i wychowanek Barcelony. Czyli Tamas Kulcsar i Andreu Guerao. Dwaj zawodnicy, którzy mieli robić różnicę in plus, a robili in minus. To znaczy, Andreu coś tam potrafił, ale generalnie był hamulcowym. Jak już grał, to podawał głównie do tyłu, a potem się irytował, że inni mu to zarzucają. Z Kulcsarem było nieco inaczej. On nie nadawał się nawet do odgrywania do tyłu. Generalnie nie nadawał się do niczego. Świetnie podsumował go sam Józek. – Gdyby moi piłkarze zagrali w Bełchatowie jak profesjonaliści, to mogliby wygrać. Mieli kilka sytuacji bramkowych, ale durny Węgier, który wchodząc do drużyny powinien sobie zjednać chłopaków, którzy nie chcieli z nim grać, zamiast podać, to idiota poszedł na przebój i strzelił prosto w bramkarza.

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego umieściliśmy w rankingu akurat tych zawodników. Przecież do Polonii trafiały dużo gorsi przebierańcy. Jednak w przypadku Andreu i Kulcsara zadecydował sposób ich rozstania z klubem. – Ostatniego dnia maja kończyła się jego umowa z węgierskim zespołem i pierwszego czerwca powinien stawić się u nas w klubie. A że tego nie zrobił, to wykorzystaliśmy okazję i zerwaliśmy kontrakt z winy zawodnika – tłumaczył Wojciechowski wypierdolenie dyscyplinarne rezygnację z usług Kulcsara. Inna sprawa, że Tamas po prostu nie miał powodu przyjeżdżać na Konwiktorską akurat pierwszego czerwca, bo drużyna rozpoczynała treningi tydzień później. No, ale jak Józek sobie coś ubzdura…

Reklama

Andreu też musiał być nieco zdezorientowany, kiedy dowiedział się, że nie ma po co wracać do Warszawy. JW najpierw nie wpuścił go do biura, a później wszem wobec rozpowiadał, że były problemy z menedżerem Andreu i ogólnie ma dość użerania się z agentami. Prawda była jednak taka, że już wcześniej postanowił, że nie ma sensu dalej płacić Hiszpanowi, ale zamiast zakomunikować mu to w cztery oczy, po prostu go olał.

9. Louis Vitton z Chile (prawa autorskie – wiadomo, JW), znany też jako Cesar Cortes. Przykład na to, że im większą kasę Wojciechowski wydaje na piłkarza, tym bardziej lubi się na nim wyżywać. Na Cortesa wywalił 700 tysięcy euro (plus wysoki kontrakt) i przewiózł się po nim w prasie już po trzech meczach, w których zawodnik wchodził z ławki. – Ten Cortes jest fatalny! Jego transfer był pomyłką. Nie sądzę, by Bakero jeszcze kiedyś na niego postawił – ocenił swój bądź co bądź nowy nabytek. Cortes ze spuszczoną głową i kilkuset tysiącami złotych wrócił do ojczyzny i dziś kopie w CD Huachipato. Idzie mu średnio.

8. Inne. Kilka losowych cytatów Wojciechowskiego, które wpadły nam w ręce podczas researchu i szkoda ich nie wykorzystać.

Media bardzo to rozdmuchały. Co złego jest w wejściu do szatni swojego zespołu? Pomieszczenia, za które płacę? Jestem właścicielem. To tak, jakbym zapytał mojej asystentki, czy mogę wejść do swojego gabinetu w biurze. Nie bądźmy śmieszni.

Myślę o Lidze Mistrzów. Co to za satysfakcja z mistrzostwa Polski? Jeśli jeszcze zdobylibyśmy je byle jak, jak w tym roku Wisła?

Podam panu przykład z tym Boninem. Czy to jest demoralizacja? Pewnie tak. Ale jeżeli dyrektor mówi mi, że takie są warunki rynku i w innym klubie zapłacą mu tyle i tyle, to wie pan, ja nie mam czasu, żeby to wszystko weryfikować, Bo ufam ludziom i uważam, że trzeba ufać. A jak nie ufam, to zwalniam.

Nasi holenderscy trenerzy najwięcej pracy będą mieli z obroną. Karygodne błędy popełniali Pietrasiak i Jodłowiec. Jodłowiec, jak to Jodłowiec poszedł do przodu, stracił piłkę i był gol dla Niemców. Pietrasiak lubi się bawić na własnej połowie, na szczęście dla niego rywale tym razem nie wykorzystali (…). Znów nie popisał się Przyrowski, który kiwa się z napastnikiem.

Jeleni to ja mam w zespole pod dostatkiem.

Jak będę chciał, to więcej pieniędzy na ten klub nie dam. O to wam chodzi? Cały czas mnie zniechęcacie do inwestowania w Czarne Koszule. Sprowadzacie do poziomu z brukiem człowieka, który ma status pokrzywdzonego przez komunę, który osiągnął w biznesie wszystko, co jest do osiągnięcia. I porównujecie mnie z kimś, kto nie osiągnął właściwie nic, uznajecie za prawdę tylko to, co usłyszycie od pana Kaczmarka.

7. Radosław Majdan. Giorgio Majdani to przy Konwiktorskiej człowiek instytucja. Największy celebryta wśród piłkarzy łapał się każdej roboty, jaką mu powierzyli. Był dyrektorem sportowym, kierownikiem drużyny, nawet rzecznikiem prasowym. Kiedyś jeden z dziennikarzy zadzwonił do Wojciechowskiego po wypowiedź na jakiś temat, a Wojciechowski na to: – Zadzwoń do Majdana, on ci wszystko powie.
– Przecież Majdan nie odbiera telefonów – odparł dziennikarz.
– Ty, faktycznie…. On nic nie robi! – wrzasnął Józek, po czym zrobił z Radzia trenera bramkarzy.

W międzyczasie, podczas zmieniania tych wszystkich prac, Majdan poświęcał swój czas na promowanie perfum, opowiadanie o autobiografii, narzekanie na Dodę, komentowanie meczów w TVP i ocenianie teledysków w Vivie. Czekamy na kolejny ruch.

Image and video hosting by TinyPic

6. Nieformalny zarząd klubu, na który składali się bliżsi i dalsi znajomi Józka. W tym Józef Oleksy, Michał Listkiewicz, dziennikarka „PS” i dziennikarz „GW”, Paweł Janas i – a jakże – Majdan. Cała ta wesoła gromadka wystawiała zawodnikom noty po meczach ligowych i najgorszy miał być odsuwany od kolejnego meczu. Jako pierwszy oberwał Andreu… – Bakero bronił się przed takim rozwiązaniem, ale oznajmiłem mu, że skoro nie zgadza się z oceną dwunastu ekspertów, to chyba nie zgadza się z całą ideą profesjonalnego klubu. Co będzie, jeśli mimo wszystko wystawi Andreu w wyjściowej jedenastce na mecz z Koroną? Będzie to oznaczało, że chce iść ze mną na wojnę – zapowiadał Wojciechowski. Jak zareagował Bakero? Ugiął się, nie wystawił rodaka w pierwszej jedenastce, ale jak Polonia dostawała już w łeb, pozwolił mu wejść na boisko.

I dowcip na jego temat stał się rzeczywistością…

Wchodzi Bakero do siedziby JW Construction, puka do gabinetu Wojciechowskiego. – Kto tam? – słychać zza drzwi głos prezesa.
– Jose Mari Bakero.
– Wypierdalać wszyscy trzej!

5. Medycyna. Kolejna dziedzina, w której Józek jest fachowcem. Pierwszy cytat, który przytoczymy, to absolutna legenda. Klasyk, który chyba nigdy nie zniknie z komentarzy na Weszło. – To jest skandal! Ja naprawdę nie rozumiem, jak profesjonalny piłkarz może nie wiedzieć, co ma w tym swoim dziobie? W tym tygodniu wszyscy przejdą prześwietlenia zębów, bo chcemy wiedzieć, czy podchodzą do swojego zawodu rzetelnie. Z trenerem Janasem zastanawialiśmy się, kiedy my mieliśmy podobne problemy. I mnie po raz ostatni bolał ząb w 1979 roku! Ja nie rozumiem, jak tak młody człowiek może nie dbać o higienę jamy ustnej. Dla mnie to jest nawet większa wpadka niż błąd Michała Gliwy.

Za drugim razem Wojciechowski wcielił się w rolę doradcy. – Ja mam ponad 60 lat, też miałem kiedyś spory problem z kolanem, jedni lekarze zalecali operację, inni nie. No i pojechałem na statek, wróciłem po pięciu tygodniach i problem minął. Organizm sam się zregenerował. Może podobnie byłoby w przypadku Jodłowca – powiedział Wojciechowski, a skontrowany przez dziennikarza, że jego przypadek jednak delikatnie różni od Jodłowca, zripostował: – Też uprawiam sport. Trzy razy w tygodniu gram w tenisa. Nie zawsze trzeba iść pod nóż.

4. – Jest u nas coś takiego, jak „Klub Kokosa”. Mamy piłkarza, którego zatrudnił Jacek Grembocki. Nazywa się Daniel Kokosiński. Moim zdaniem był to jakiś przekręt, uważam, że Grembocki ściągnął go do nas, bo miał jakieś zobowiązania wobec kogoś innego. Ten obrońca okazał się bardzo słaby, chcieliśmy z niego zrezygnować, ale on nigdzie nie chce od nas odejść, choć miał oferty. Właśnie wokół tego Kokosińskiego stworzyliśmy klub nieudaczników. Nie chcemy, by psuli Młodą Ekstraklasę, nie chcemy, by zarażali młodych chłopaków swoją indolencją i nieudacznictwem. Ci najsłabsi muszą trenować w Klubie Kokosa – nie krył dumy Wojciechowski tuż po założeniu legendarnego już klubu.

I aż szkoda, że został zlikwidowany, bo do pewnego momentu był jedynym miejscem w polskiej piłce, gdzie zatrudnienie oficjalnie znajdował poganiacz bydła. W tym przypadku Jarosław Bako. Potem inni prezesi zaczęli kopiować te rozwiązania i kolejne Kluby Kokosa powstawały jak grzyby po deszczu.

Sławny stał się też sam Kokos, mimo że prawie nikt nie kojarzy go z twarzy. No, ilu z was by go rozpoznało, gdyby akurat przebiegał obok waszego domu? Dla ułatwienia dodamy, że to ten po prawej.

Image and video hosting by TinyPic

3. Lubańskigate. Temat najświeższy, wałkowany przez wszystkie media piłkarskie w ostatnich tygodniach. Zaczęło się od niespodziewanego przyjścia do Polonii Włodzimierza Lubańskiego i bliżej niezidentyfikowanego Kazimierza Jagiełły. Panowie chwilę się poopieprzali, po czym ruszyli do Belgii szukać zawodników. A Józek na to – ONI SÄ„ NA WAKACJACH! No i teraz faktycznie są, tyle że na przymusowych. Bo roboty nie ma ani jeden, ani drugi. Do Polonii nie trafił też Aloys Nong, w miarę skuteczny napastnik Standardu Liege, którego zakontraktowanie odradził Wojciechowskiemu jego prawnik. A wracając do Lubańskiego, to pewnie zmieszany całą sytuacją wydzwaniał do Józka, a ten, znając go, odrzucał połączenia. Tak jak w przypadku Andreu. To oczywiście z naszej strony football fiction, ale ogólnie całe zamieszanie przypomina kabaret i horrendum, prawda Mati?. Mówiąc już całkiem serio, szkoda nam trochę Lubańskiego, bo to jednak pozytywna postać, która chyba jednak nie do końca orientowała się w ekstraklasowych realiach. Teraz może spokojnie przygotowywać się do komentowania meczów z Darkiem Szpakowskim i opowiadania o niższych ligach belgijskich i swoim przyjacielu Mortenie Olsenie.

2. Arkadiusz Onyszko. Największy naciągacz polskiej piłki, który najpierw naciął Józka na grubą kasę, a później zrobił z siebie w mediach ofiarę. Im więcej miał na sobie opatrunków, tym częściej pchał się przed kamerę. Nie zrozumcie nas źle, współczujemy człowiekowi i nikomu nie życzymy takich przejść, dializ i tak dalej, ale samo podpisanie kontraktu przez Onyszkę to z jego strony kompletny brak klasy. Rzucił się na forsę, jak żebrak, no, ale wiadomo, różowe marynarki i okulary na 3/4 twarzy paru(set) złotych nie kosztują. Inna sprawa, że Polonia też postąpiła w przypadku Arka po amatorsku, bo jak inaczej nazwać zakontraktowanie inwalidy bez przeprowadzenia badań medycznych?

1. Jacek Grembocki. Lizodup wręcz legendarny. Facet bez godności, który do biura JW Construction ruszyłby na kolanach z cieknącą śliną. Soda na poziomie nieosiągalnym nawet dla Macieja Bartoszka. Co prawda Grembocki po utracie pracy w Polonii nie wylądował na wysypisku, ale i tak każdy traktuje go jak czubka.

Nie będziemy strzępić klawiatury po próżnicy. Posłużymy się cytatami:

– Trzeba się cieszyć, że jest taki szef, który chce płacić grube pieniądze, abyśmy mieli gdzie trenować. Bo co byśmy zrobili, gdyby go nie było?

– Wszystkie moje zdjęcia, które są w gazetach to są te najgorsze zdjęcia. Ja jestem po ciężkim wypadku na boisku. I wy dziennikarze, wszystkie zdjęcia tak dobieracie, to nie jest jakiś żart. Zamiast tą ładniejszą stronę, zawsze jest ta strona po wypadku. Czy to jest celowe? Uważam, że tak.

– Mieszkam w hotelu przy stadionie. Codziennie mogłem obserwować treningi, robiłem notatki. Jest od kogo się uczyć, w końcu Franciszek Smuda to selekcjoner kadry. I nieważne, że był szykowany na mojego następcę w Polonii. Uważam, że gdyby mnie zastąpił, to tylko doceniono by moją pracę. 

– W Warszawie wszyscy mnie rozpoznają. Jak przyjeżdżałem tu trzy lata temu, to nikt mnie nie znał. Jedyny chłopak mnie znał w Royal Collection, były piłkarz. Poznał mnie. Teraz po trzech latach wszyscy mnie znają.

– Byłem w Górniku Zabrze. To był Real Madryt polskiej piłki, Bobo by musiał zdejmować buty, aby wejść do tego klubu. To on nie widział dobrze zorganizowanego klubu.

– Dziesięć punktów w czterech meczach? Jakie to osiągnięcie? Ja co prawda mam tylko cztery punkty, ale ja mam dwadzieścia lat przed sobą, jemu pozostało góra trzy.

– Tak jak powiedziałem, chciałbym aby wszystkie kluby były tak zorganizowane, jak Polonia Warszawa, a grałem i trenowałem w wielu innych klubach. Jeżeli ktoś mówi, że jest inaczej, to się nie zna (…). Porównując to wszystko, co widziałem to mogę powiedzieć, że w tej chwili jest to klub znakomicie zorganizowany – bez długów finansowych, wypłacający premie, wypłacający miesięczne wynagrodzenie w terminie, a często wcześniej (…). Tutaj nie można mówić na coś, co jest dobre, że jest niedobre. Organizacja w Polonii jest znakomita. Bałagan? Ł»aden. Wszystko poukładane.

Niepodrabialny gość. A skończyło się tak, że został chłystkiem (znowu prawa autorskie JW).

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama