Korupcja, niegospodarność, cynizm – lista błędów działaczy jest naprawdę długa. O kogo chodzi? Tym razem nie o PZPN, ani nawet nie o włodarzy któregoś z polskich klubów. Przywary, które postrzegane są jako stały epitet dla rodzimych związkowców, w tym wypadku są przyczyną przedłużającego się protestu fanatyków Dinama Zagrzeb.
“Chorwacja to dziki kraj”. Kultowe zdanie z filmowego “Wesela” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego wypowiada jeden z wybitnie zmęczonych gości hucznej imprezy. Obserwując jednak wydarzenia w tamtejszej piłce, jego bełkotliwy osąd zdaje się być trafny i szalenie prawdziwy. Tamtejsza piłka nie wybiega poza standardy znane z innych słowiańskich państw, w tym z Polski. Nic dziwnego, że kibice – tak jak niemal wszędzie – zaczynają mieć dość pseudodziałaczy. Dinamo Zagrzeb już ponad półtora roku temu rozpoczęło protest przeciw klubowym możnowładcom. W ostatnich tygodniach, ich bojkot przybiera coraz groźniejsze dla działaczy formy. Od czego jednak rozpoczęła się cała afera?
Ambicje nie dają im żyć? Raczej działacze…
Najprostszym wyjaśnieniem konfliktu jest oczywiście wybujała ambicja. Dinamo, jako jeden z dwóch największych klubów w Chorwacji ma wygrywać ligę, najlepiej co roku i zaliczać udane występy na arenie międzynarodowej. Jeśli to się nie udaje, kibice zarządzają bojkot. To jednak bardzo pobieżne spojrzenie na problem, choć istotnie jego początek to słabe wyniki zespołu. Prawdziwe przyczyny konfliktu są jednak zupełnie inne – to przede wszystkim nienawiść do Zdravko Mamicia, wiceprezesa klubu. Nienawiść, mająca dość solidne uzasadnienie.
Zanim opowiemy wam, co jest powodem antypatii kibiców do ekscentrycznego działacza, drobna anegdota. Eduardo Silva, typ dość znany, zarówno z występów w Arsenalu Londyn, jak i z reprezentacji Chorwacji, w której gra jako naturalizowany Brazylijczyk. Ten farbowany lisek zaczynał karierę w Dinamo, jako 18-letni chłystek nie znający języka, zwyczajów i przede wszystkim prawa. Ściągający go do klubu Mamić nie zwykł przepuszczać podobnych okazji i zaproponował mu umowę. Za każdy kolejny transfer zagraniczny 20% sumy wędruje do kieszeni menedżera, w przypadku śmierci zawodnika, przepisuje na niego swój cały dobytek. Mało? Kiedy Eduardo odszedł do drużyny Kanonierów, a następnie dalej, do Szachtara Donieck, Mamić zaczął go ścigać sądownie o zaległe, wyłudzone na młodocianym obcokrajowcu pieniądze. Charakterek nie z tej ziemi, a to przecież dopiero początek jego wyczynów…
Fantazja jest od tego, aby bawić się na całego
Mamić nigdy nie był typem idola kibiców, zawsze był traktowany z dystansem i podejrzliwością. Teorie były dwie – jedna zakładająca, że wiceprezes jest na granicy choroby psychicznej, druga – jest nałogowym narkomanem. Te, dość poważne zarzuty, pojawiły się jednak nie bez przyczyny. Zdravko co jakiś czas pokazywał bowiem, że z normalnością ma wspólnego tyle co Paul Gascoigne. Po zwycięstwie z Ajaxem zrobił na lotnisku striptiz przy dźwiękach cygańskiej kapeli, którą sam wynajął. Potem szarpał się z kibicami i wił po podłodze w czymś na kształt narkotycznego transu. Ekscentryczne zachowanie to jednak nie koniec, bowiem zarzuty kibiców stały się naprawdę poważne w pierwszej połowie 2010 roku. Mamić przestał być nieco szurniętym działaczem, a zaczął jawić się jako groźny boss potężnej organizacji.
Wypadek samochodowy z jego winy? Policjant zeznał, że nie pamięta takiej sytuacji, proces trwał kilka lat i zakończył się uniewinnieniem. Zarzuty dotyczące match-fixingu? Póki UEFA prowadziła śledztwo, wszystko wskazywało na to, że Dinamo otrzyma gigantyczne kary, a sam Mamić zakończy burzliwą karierę na wakacjach w celi. Śledztwo przejął jednak Chorwacki Związek Piłki Nożnej i bezzwłocznie oczyścił wiceprezesa z wszelkich zarzutów. Bezkarny pozostawał po kolejnych bójkach, szarpaninach i pomniejszych skandalach.
Brnął w to dalej. Wypalił, że zna wszystkie kibicowskie przyśpiewki Crveny Zvezdy i Partizana, potem wyraził głęboki żal, że rozpadła się Jugosławia, wreszcie stwierdził, że gdyby zarządzał największym rywalem Dinama, Hajdukiem, podbiłby cały świat. Za hańbiącym klub zachowaniem szła zresztą również fatalna według kibiców, polityka transferowa. Chorwacki potentat skupował piłkarzy z niższych lig, ściągał też na potęgę tanich zawodników z Ameryki Południowej, a następnie sprzedawał ich za grube miliony, które bynajmniej nie były wydawane na wzmocnienia. Biorąc pod uwagę, że Dinamo i jego szkółka piłkarska zaopatrywała także w graczy pół ligi chorwackiej, kibice zaczęli zastanawiać się, gdzie jest 100 milionów dochodu ze sprzedanych zawodników. Czarę goryczy przelało zwolnienie legendy klubu, trenera Zeko przez telefon, podczas jego wizyty na Węgrzech, gdzie rozpracowywał kolejnego rywala. Sam Mamić był wówczas… na jachcie, czym nie omieszkał pochwalić się mediom i kibicom. Fanatycy zarządzili bojkot meczów Dinama, a Bad Blue Boys, które przez lata toczyło wewnętrzne spory, ponownie zjednoczyło się przeciwko Zdravko.
Nie pokazuj się na mieście
Mamić od tej pory nie miał łatwego życia – pomijając żałosną frekwencję na stadionie, sam Zagrzeb stał się dla niego bardzo nieprzyjaznym miejscem. Słynące z graffiti chorwackie ściany zapełniły się hasłami wzywającymi działacza do przekazania władzy, wraz ze swoim stadem, które nepotycznie obsadził na kluczowych stanowiskach w klubie. – Ł»ądamy usunięcia wszystkich, od marionetkowych prezesów, po sekretarki, z najważniejszym Mamiciem na czele – manifestowali kibice Bad Blue Boys w liście opublikowanym na ultras-tifo.net. I rozpoczęli totalną wojnę z klubem. Mecze oglądali na telebimach, lub słuchali w radio w głównej siedzibie stowarzyszenia, kiedy pojawiali się na stadionie, to jedynie podczas bezpłatnych treningów ich piłkarzy.
Kibiców dodatkowo rozsierdził kompletny brak reakcji zarządu na protesty. Panel dyskusyjny, w którym wziąć udział mieli również klubowi włodarze odbył się z udziałem najważniejszych osób w Zagrzebiu, jednakże zabrakło kogokolwiek z folwarku Mamica. Nic dziwnego, że kolejnym ruchem był przemarsz pod siedzibę klubu, który zresztą zebrał więcej kibiców niż kilka kolejnych, zbojkotowanych meczów ligowych. Tutaj kolejny materiał Sjevernej Tribiny.
Jak nietrudno się domyślić, do rozmów nie doszło, a reprezentant Bad Blue Boys nie został w ogóle wpuszczony do klubu. Gdy kibice ujawnili również podejrzane machlojki, w których Mamić uczestniczył wraz ze swoim synem, właścicielem agencji menedżerskiej, wiceprezes stracił cierpliwość. Dziennikarze, którzy podchwycili temat zostali przeklęci. Brzmi zabawnie, ale sprawdźcie jak to wyglądało (podziwiamy chłopaka w dresowej bluzie, niejeden by się złamał).
Kibice tymczasem wyszukiwali coraz to nowe drogi wyrażania niezadowolenia wobec działalności samozwańczego władcy folwarku Dinamo. W kwietniu ubiegłego roku rozbili obóz pod stadionem, w którym spało niemal 200 kibiców. Oczywiście nie obyło się bez problemów z policją, z którą Mamić ma podobno wyśmienite układy. O proteście było coraz głośniej, co zresztą niechętnie zaczęły zauważać także władze klubu. Oczywiście beton nie skruszył się od razu, ale kibicowskie wysiłki przynosiły efekty.
Światełko w tunelu
Sami kibice, mimo że Mamić nie zmienił swoich zwyczajów, a tym bardziej nie miał zamiaru rezygnować z funkcji, dostrzegli poprawę. Działalność zmodyfikował, a właściwie w ogóle rozpoczął, do tej pory leniwy i nieaktywny dział marketingu, także polityka transferowa uległa zmianie. Przyszły sukcesy, łącznie z zakwalifikowaniem się do Ligi Mistrzów. Fanatycy z Bad Blue Boys postanowili więc zliberalizować swój bojkot i ograniczyć go wyłącznie do meczów rozgrywanych w ramach europejskich pucharów. Decyzję motywowali “skurwieniem” reputacji klubu podczas tych spotkań – ceny biletów były bowiem śmieszne, a publika momentalnie zamieniała się w angielską mozaikę fanów chipsów, coli i fanatycznego siedzenia na krzesełkach.
Szalikowcy obawiali się również łatki kibiców sukcesu, którzy są z klubem wyłącznie podczas atrakcyjnych spotkań. Protest na meczach ligowych dobiegł końca, a kibice w całej Chorwacji wreszcie mogli na powrót obejrzeć to, co w krajowej piłce najlepsze – pasjonujące starcie kibiców Dinama i Hajduka podczas Wiecznych Derbów. Race i nieśmiertelna bakljada plus szereg efektownych opraw podczas meczu przypomniało, że Bad Blue Boys to ekipa, której poczynania warto śledzić. Nie zabrakło oczywiście haseł przeciwko Mamiciowi, który wciąż nie miał życia w mieście. Co gorsza, do konfliktu włączyli się… zawodnicy.
Kasa, władza, sex, korupcja, jachty – Zdravko Mamic poleca
Piłkarze widząc kibicowski protest przestali dziękować swoim fanom za doping. Ich gra zresztą również pozostawała daleka od ideału, a zarzuty o ułożenie meczu z Lyonem trudno było odpierać, znając postać wiceprezesa klubu. Oczywiście potężnemu Mamiciowi ciężko cokolwiek udowodnić, a władze piłkarskie uznają kolejkę cudów za całkiem naturalne zjawisko. Dinamo zresztą w całej edycji zaprezentowało się naprawdę godnie, bijąc przy tym historyczny rekord i zostając najgorszą drużyną w całej długoletniej historii Ligi Mistrzów. Zero punktów, trzy strzelone i dwadzieścia dwa stracone gole to hańba, z czym zresztą zgodził się nawet sam dyktator Zdravko Mamić. Problem tkwi jednak w tym, że nie wiadomo jaką rolę pełnił w ugraniu tak fenomenalnego wyniku.
By dobrze zrozumieć skalę problemu, należy przypatrzeć się całościowo postaci Mamicia, który w ostatnim roku wykazywał szczególną aktywność. Zakładanie i tajemnicze zamykanie nocnych klubów, niejasne interesy z arabskimi menedżerami, stosowanie kruczków w umowach, cwaniactwo i nieokrzesanie. Jeśli pokazać dzieciakom zdjęcie Mamica, powiedzą, że to zły pan. Mógłby bez charakteryzacji zastępować wszystkie czarne charaktery kina sensacyjnego, od Alana Rickmana w “Szklanej Pułapce” po Gary’ego Oldmana w “Leonie zawodowcu”. Facet ma po prostu wypisaną na twarzy nieuczciwość i cynizm, a jego czyny i styl życia mafioso na emeryturze tylko potęgują podejrzenia. Nic dziwnego, że gdy wokół Chorwackiego Związku Piłki Nożnej zaczęło robić się gęsto, kibice instynktownie wyczuli problemy dla Mamica. Znaleźli dowody na korumpowanie sędziów, plus zbiór nieprawidłowości przy planach remontu stadionu Maksimir. USKOK, czyli tamtejszy odpowiednik rodzimego CBA doczepił się do Mamicia, lecz w żaden sposób nie mógł go ruszyć, co zresztą szokowało tamtejszą opinię publiczną.
Tym bardziej, że wiceprezes kpił z organów ścigania i kibiców. Otwarcie popierał osoby sądzone za korupcję, krzyczał o transparentności Dinama i swoich sojuszników, potępił z kolei tych, którzy zdemaskowali cały proceder korumpowania sędziów i ustawiania meczów. Kibice coraz częściej odwiedzali wobec tego konferencje prasowe, na których starali się wyłudzić od Mamicia odpowiedzi na niewygodne pytania. Za każdym razem kończyło się to przepychankami i karczemnym przekrzykiwaniem. On sam też miał mieć “policyjne akta” na temat liderów Bad Blue Boys, co ostatecznie zakończyło się jego kolejną kompromitacją, w dodatku poszerzoną o zarzut szantażowania swoich przeciwników i kradzieży tajnych dokumentów. Diana Kneżević, chorwacka publicystka zauważa, że od Mamicia odwracają się z tego powodu jego polityczni protektorzy, dzięki którym pozostawał bezkarny. Istnieje więc szansa, że USKOK wreszcie będzie mógł podjąć uczciwą współpracę z kibicami, którzy dysponują twardymi dowodami na przestępstwa wiceprezesa. Jego kompromitacja umożliwi przejęcie klubu, co z kolei będzie ostatecznym zwycięstwem kibiców w półtorarocznej walce o Dinamo.
Biorąc pod uwagę, że zatrzymania za korupcję dotyczą już nawet wiceprezesów tamtejszego związku, kwestią czasu pozostanie wyciągnięcie ręki po osamotnionego Mamicia. Bad Blue Boys, którzy w swojej 25-letniej historii przeszli już kilka podobnych wydarzeń, jak choćby zmiana nazwy ich ukochanego Dinamo, znów wyszliby z walki zwycięsko. Pozostaje pytanie ile pieniędzy zaoszczędził przez tłuste lata Mamić i czy ta kwota wystarczy, by wybielić się w oczach tropiących wokół niego służb.
JAKUB OLKIEWICZ