Historia rodem z Monty Pythona. Kibic Legii złapał piłkę wykopaną w trybuny. ٹle zrobił, bo jej nie odrzucił. Jeszcze gorzej – bo zabrał do domu. W sensie ścisłym można pisać, że ukradł, chociaż oczywiście jest to kradzież z gatunku tych bardzo, bardzo „miękkich”.
Reakcja klubu okazała się bardzo stanowcza. Wysłano pismo, żądając od chłopaka wpłaty w wysokości 429 złotych. Uwagę zwraca fragment jednego z dokumentów, podpisanego przez Bogusława Błędowskiego: „Zwrot owej piłki jest niemożliwy z uwagi na brak możliwości ustalenia czy była ona przez Pana używana, czy też nie”.
Kibic zabiera więc piłkę (starą, zużytą, popisaną flamastrem). Legia interweniuje: oddawaj! On mówi: ok, oddam, nie wiedziałem, że nie mogę zabrać. W zasadzie na tym sprawa powinna się zakończyć, ale Legia prostuje: nie piłkę oddawaj, tylko kasę! Piłki to my już nie chcemy! Piłkę to sobie w dupę wsadź! 429 złotych – i to już, bo w przeciwnym razie zgłosimy sprawę policji.