Lechia Gdańsk w całej rundzie jesiennej strzeliła osiem goli. Jej napastnicy, a przynajmniej ci, którzy chcieliby, żeby tak o nich mówić pokazali, że o seryjnym zdobywaniu bramek nie mają zielonego pojęcia. Ściągnięty przed sezonem Benson trafił raz, a Tadić chyba do dziś nie wie, na czym ta sztuka polega. I pomyśleć, że do tej wesołej gromadki mógł latem dołączyć jeszcze Olisadebe.
Facet, który nawet jeśli kiedyś bardzo dobrze wiedział, jak radzić sobie z obrońcami, prawdopodobnie już dawno zapomniał. Greckie media właśnie donoszą, że po zaledwie czterech miesiącach zwija się ze swojego klubu – drugoligowego Vyzas Megaron. I jeśli wierzyć miejscowym – już za chwilę podpisze kontrakt z zespołem Veria FC. Ale to, co w tym jest najśmieszniejsze, to, że o jego jesiennych poczynaniach nie idzie się czegokolwiek dowiedzieć.
Dlaczego? Najkrótsze wytłumaczenie – bo po prostu tam nie grał.
Niektóre źródła w Polsce podają, że wystąpił w jednym spotkaniu i nawet strzelił w nim gola, ale – i tu znów, jeśli wierzyć miejscowym – chodzi o mecz sparingowy z Asterasem Magoulas. Wygląda na to, że Chińczycy, z którymi wcześniej związany był „Oli”, postanowili wysłać jego certyfikat przez pieszego posłańca, który dotarł do Grecji wyjątkowo spóźniony. Dlatego Olisadebe rundę przesiedział wygodnie w fotelu.
To oczywiście nadal pozwala Grekom wierzyć, że jak tylko wróci do gry, nawiąże do czasów świetności i znów będzie im strzelał gole. Stąd prawdopodobnie transferowa oferta z kolejnego klubu. Nie mamy zielonego pojęcia, czy może tam cokolwiek zdziałać. Biorąc pod uwagę, że dla Verii osiem goli wbił kiedyś Maciej Bykowski, wnioskujemy, że tak – pewnie nawet odda jakiś celny strzał na bramkę.
Ale nie zmienia to najważniejszego faktu. Patrząc przez pryzmat jego ostatniego półrocza, Olisadebe to najbardziej udany transferowy ruch Lechii.
PM