Reklama

Franz Smuda dociera na szczyty hipokryzji…

redakcja

Autor:redakcja

22 grudnia 2011, 13:35 • 9 min czytania 0 komentarzy

Jeśli ktoś po kijowskim losowaniu myślał, że Polska wręcz musi wyjść z grupy, że to był od początku podstawowy cel, który teraz tylko wydał się łatwiejszy do zrealizowania, że awans do fazy pucharowej stał się na tyle prawdopodobny, że trzeba go osiągnąć i nawet nie można inaczej zakładać, to okazuje się, że był w błędzie. Na szczęście, jest nasz niezawodny selekcjoner, który wszystko wyjaśnia i wyprowadza z błędu ciemny naród. W dodatku, musi to robić w biegu, bo jest tak bardzo zapracowany, że nawet nie wie, kogo powołuje. Jednak przy jego nadzwyczajnej odwadze, takie szczegóły nie mają wielkiego znaczenia.

Franz Smuda dociera na szczyty hipokryzji…

W czwartkowym “Przeglądzie Sportowym”, ukazał się wywiad ze Smudą, w którym Franiu otwiera nam oczy i pokazuje prawdziwy stan rzeczy…

Za pół roku reprezentacja Polski będzie miał za sobą trzy mecze na EURO 2012. Zagra w ćwierćfinale?
– Wyjście z grupy akurat dla naszej drużyny będzie jak zdobycie mistrzostwa świata. Tylko ktoś niespełna rozumu może obiecywać awans do fazy pucharowej. Nie mówimy przecież o Niemcach, Hiszpanii czy Francji. Spodziewam się trudnej przeprawy i otwarcie o tym mówię. Wiem, jakich mam piłkarzy, ale też wiem, jakich mają rywale. Poza tym jeśli nie mamy wielkich zawodników, to taki turniej jak EURO jest po to, by ich kreować.

My widzimy to trochę inaczej… Tylko ktoś niespełna rozumu może powiedzieć, że wyjście z grupy na mistrzostwach Europy, będzie jak zdobycie mistrzostwa świata. Tym bardziej, że przed losowaniem rywali (ciężko sobie wyobrazić łatwiejszych) opowiadał, że awans z grupy chce wywalczyć już po dwóch meczach.

I również pan odejdzie, jeżeli nie będzie ćwierćfinału?
– Na pewno. Nie uczepię się rozpaczliwie stołka. Mam swój honor i wiem, co oznacza brak awansu dla kraju, który jest gospodarzem EURO, mimo że taki awans byłby wydarzeniem ponad stan. Mam zresztą zapis w umowie: nie wyjdę z grupy, tracę robotę. Awansuję, siadamy do rozmów o nowym kontrakcie. Jednak bez względu na to, kto będzie selekcjonerem po EURO, kadra będzie gotowa na eliminacje mistrzostw świata w 2014 roku.

Reklama

Patrzcie jaki on jest honorowy! Niesłychane! Wie, że musi wykonać roboty ponad normę, żeby pozostać na stanowisku, wie, że postawili przed nim zadanie niewykonalne, ale nie szuka wymówek. Gdzie tam… On nie z tych, co to szukają tanich usprawiedliwień. Nie dość, że odejdzie (łaski nie robi, zawsze można go wyrzucić), to jeszcze zostawi drużynę murowaną (to chyba “mur pruski”?), podczas gdy przychodził do bandy drewniaków. Nic tylko pomniki stawiać…

Ale przecież zarzuca się panu, że mógłby jeszcze więcej pracować. Więcej jeździć, oglądać.
– Pewnie, zawsze można innemu zarzucić, że za mało robi. To nic nie kosztuje. A ja cały czas myślę o tej kadrze. Weźmy ostatnie tygodnie: mecze, zgrupowanie, losowanie w Kijowie, oglądanie ośrodka w Austrii, konferencje, spotkania, analizowanie meczów. Nie mam kiedy prywatnych spraw przed świętami załatwić, bo cały czas bieg, bieg, bieg.

Narzeka pan?
– Nie. Bo ja roboty się nie boję, jestem jej nauczony od dziecka. Ale krew mnie zalewa, jak ktoś mi zarzuca bezczynność. Pewnie sam niewiele robi.

Super. Wszyscy już wiemy, jaki to jesteś odważny i dzielny. W końcu, to niesłychana brawura chodzić do pracy. Ty jeden, spośród milionów niepracujących. Nieustraszony bohater w stadzie nierobów.

“A ja cały czas myślę o tej kadrze” – i co, powinniśmy podziękować? Nie za to czasami ci płacą? Jeśli tak, to nie powinieneś, Franiu, nawet powąchać wypłaty, bo z myśleniem, to u ciebie ostatnio chyba nie najlepiej. Może jakbyś faktycznie skorzystał z rozumu, to pojąłbyś, że istnieje coś takiego jak “organizacja pracy”. Na budowie tego nie mieliście?

Wytłumaczymy ci, popatrz, to bardzo proste: jak nie miałeś czasu jechać do Kijowa, to trzeba było obejrzeć losowanie w telewizji (przynajmniej byś więcej zrozumiał). Jak nie miałeś czasu jechać do Austrii, to trzeba było siedzieć na dupie, bo i tak nie miałeś pewnie nic do powiedzenia przy wyborze ośrodka. A jak miałeś, to trzeba było trenować w Polsce, co skróciłoby tę niesłychanie pracowitą podróż, ale – tutaj Franiu uważaj, skup się – można było jej całkowicie uniknąć! Spokojnie, wiemy, że to jeszcze dla ciebie niezrozumiałe, ale już tłumaczymy: zwyczajnie trzeba było wybrać ośrodek, który znasz. Wtedy nie musiałbyś go wcale oglądać. Widzisz, jaka oszczędność czasu? Pewnie ze dwa tygodnie na to straciłeś, a wystarczyło tylko trochę pomyśleć. Więc nie kłam nas proszę i nie mów, że ty “cały czas myślisz o kadrze”, bo jeśli to prawda, to znaczy, że jesteś mało rozgarnięty, gdyż efektów tego myślenia zwyczajnie nie widać.

Reklama

No, bo skoro tracisz czas na konferencje, podczas których nie umiesz odpowiedzieć na pytanie i spotkania – jak to z trenerami – na których się nie odzywasz, to za mądre to nie jest. Tak samo jak ten grudniowy cyrk.

Na ostatniej konferencji trenerów w Warszawie nie zabrał pan głosu. Niektórzy szkoleniowcy mieli do pana o to żal, szemrali za plecami.
– To był zwariowany dzień. Miałem wtedy parę ważnych spotkań. Wchodziłem na salę, wychodziłem. Choćby po to, by wziąć udział w prezentacji hotelu Hyatt jako bazy polskiej kadry na EURO. Na konferencji trenerów byli cały czas ludzie z mojego sztabu, każdy szkoleniowiec mógł obejrzeć wszystkie materiały z naszej działalności.

W trakcie konferencji polskich trenerów selekcjoner kadry miał kilka ważnych spotkań?! Za taki tekst powinien stracić pracę od ręki. Gość jest najważniejszym z polskich szkoleniowców (przynajmniej teoretycznie, za sprawą wykonywanej funkcji) i podczas spotkania z czołowymi trenerami z kraju kręcił się w tę i z powrotem, bo miał jakieś ważniejsze spotkania. Ręce opadają. Gdyby tak się zastanowić, co faktycznie mogło być wtedy dla niego tak ważne, że zlał zjazd kolegów po fachu, to do głowy przychodzi tylko kilka rzeczy:

– Śmierć bliskiego członka rodziny, ale to raczej odpada, bo w takim wypadku już by pewnie na salę nie wrócił.
– Sytuacja kryzysowa, typu: odebrali nam organizację Euro.
– Gdyby w jakiejś niesamowicie pilnej sprawie wezwał go premier czy prezydent, bo trzeba było szybko podjąć istotną decyzję.
Kurs przygotowawczy do matury z języka polskiego.
– Wybuch wojny i wkroczenie obcych wojsk do Polski.
– Atak kosmitów lub inne zagrożenie dla cywilizacji.

Nic z tych rzeczy chyba się nie zdarzyło, a już na pewno nie kilka z nich, a Franiu przecież wychodził więcej niż raz. Ważniejsze od trenerów były jakieś schadzki z Grzesiem Latą i Paśniewskim, albo z kimś na podobnym poziomie, gdzie przynajmniej można było poudawać, że ma się cokolwiek do powiedzenia.

Ale zobaczmy dalszą cześć odpowiedzi na to samo pytanie:

“Czy wiecie, że odkąd jestem selekcjonerem, łącznie z moimi asystentami obejrzeliśmy na żywo 285 meczów? W każdej kolejce staram się obejrzeć przynajmniej jeden, dwa mecze, jeżdżę za granicę. Tylko ktoś wyjątkowo złośliwy może nie dostrzegać tej aktywności. Ale mam to w nosie. Robię swoje. W grudniu też mogłem sobie odpuścić wyprawę do Turcji i posiedzieć w domu.

Czy wiecie? A skąd! Nic nie wiedzieliśmy! Musieliście chyba te wyjazdy robić w konspiracji, bo strasznie cicho o nich było. Ale 285 meczów?! Sam to, Franek, wymyśliłeś? Mogliście się chociaż skonsultować.

Nie dalej jak wczoraj, pisaliśmy o podsumowaniu roku, nadesłanym przez Olejkowską, gdzie pani rzecznik twierdzi: “Przez cały rok członkowie sztabu reprezentacji obejrzeli 98 meczów ekstraklasy i odbyli 17 wyjazdów zagranicznych, podczas których obserwowali grę Polaków w europejskich ligach”.

Daje nam to 115 meczów w 2011 roku. Posadę objął w październiku 2009, chwilę trwało, aż skompletował sztab, więc wychodzi na to, że w przeciągu około czternastu miesięcy obejrzeli pozostałe 170 spotkań. Brawo! Ale my w redakcji mamy chyba lepszą średnią… I w dodatku oglądaliśmy Mundial, a Franek nie.

No, ale co tam, zawsze może przecież zakłamać rzeczywistość w mediach. – Jeżdżę za granicę! – mówi. U Grosickiego był? Nie był. U Majewskiego, u Cywki? Też nie. U Sznaucnera? Pewnie nie wie, że jest taki zawodnik. Augustyn? Salamon? Nie był. Leciejewski? Jasne, że nie. A może pojechał zobaczyć Marcina Kusia? Nie pojechał. Ale dumnie obwieszcza: – Jeżdżę za granicę! No, jeździ… Chyba na wczasy. I oczywiście do Niemiec.

Trzeba być wyjątkowo bezczelnym i zakłamanym, żeby nazwać to aktywnością.

Akurat ten wypad nie był chyba konieczny.
– Nie był konieczny? Ludzie złoci, ja przecież przetestowałem tam całą grupę młodych chłopaków, którzy w normalnych warunkach nie mieliby szans na taki sprawdzian.

Po pierwsze: co to znaczy, że w normalnych warunkach nie mieliby szans? Ktoś by zabronił ci ich powołać? Czy są za słabi? Jeśli tak, to po co ich w ogóle powołałeś? Co to w ogóle są te normalne warunki? I dlaczego, w takim razie, godzisz się na organizowanie zgrupowań w warunkach nienormalnych?

A po drugie: chyba zapomniałeś Franek, kogo wziąłeś do tej Turcji… Całą grupę młodych chłopaków – powiadasz. No może i chłopaki z nich jeszcze młode, ale piłkarze to już raczej nie do końca.

Gliwa – 23 lata
Gikiewicz – 24 lata
Celeban – 26 lat
Wojtkowiak – 27 lat
Danch – 24 lata (dostał powołanie, ale nie poleciał ze względu na chorobę)
Trałka – 27 lat
Murawski – 30 lat (powołany, ale przed wylotem zaczęło go boleć kolano i nie poleciał)
Sadlok – 22 lata
Jodłowiec – 26 lat
Mila – 29 lat
Pawłowski – 25 lat
Sobota – 24 lata
Piech – 26 lat

Rozumiemy, że to nie ich miałeś na myśli? No, bo – już pomijając ich wiek – to niektórzy grali jeszcze u poprzednich selekcjonerów, więc chyba trochę głupio jest o nich powiedzieć, że w “normalnych warunkach nie mieliby szansy zostać sprawdzeni”. Zresztą, dla tych faktycznie młodych, którzy byli w Turcji, te słowa muszą być niesamowicie motywujące. Siedzi taki chłopak i myśli, czy się dobrze pokazał, czy trener go zauważył, czy jeszcze go powoła… I co słyszy? “W normalnych warunkach nawet nie zostałbyś sprawdzony”.

A tak na marginesie: średnia wieku kadry PZPN w meczu z Bośnią wynosiła 24,09, a po zmianach 23,91. Coś nam się zdaje, że podobnie pod tym względem będzie wyglądać reprezentacja Niemiec, ale na mistrzostwach Europy, a nie podczas urlopowego sparingu.

Padają też pytania o relacje z Orestem Lenczykiem…

Orest Lenczyk twierdzi, że przez tę Turcję popsuł pan tylko jego piłkarzom urlopy.
– To jego zdanie, a ja mam inne. Tym bardziej że ci jego piłkarze mówili mi zupełnie co innego. Byli zachwyceni, że mogli przyjechać potrenować do Turcji. Nie kombinowali, tylko chętnie stawili się na zbiórce.

Jakoś nie ma chemii między panem a Lenczykiem. Szkoda, bo mówimy o selekcjonerze kadry i trenerze lidera ekstraklasy.
– Ja do Lenczyka nic nie mam i nie rozumiem, dlaczego cały czas się mnie czepia, podszczypuje złośliwymi wypowiedziami. Kiedyś w “Cafe Futbol” stwierdził, że ta obecna kadra gra gorzej niż dwa lata temu, czyli wtedy, gdy ją obejmowałem. No tak, wtedy Polska rzeczywiście wspaniale grała w piłkę. W grupie kwalifikacyjnej do MŚ w RPA była lepsza tylko od San Marino.

Może Lenczyk ma panu za złe, że selekcjoner nie próbuje z nim rozmawiać?
– Próbuję, ale on nie chce. Nie mam pojęcia, o co mu chodzi, a on nie chce czy nie potrafi tego nazwać.

Trzeba więc się z nim spotkać, pogadać.
– Już raz się spotkałem. Pojechałem na mecz Śląska z Dundee w pucharach. Podchodzę do niego, podaję rękę, a on mi odwzajemnia “suchara”, odwraca się i bez słowa odchodzi. No to jak mam z nim rozmawiać?

Jeżeli pan odejdzie z kadry, to mimo już zaawansowanego wieku Lenczyk powinien być pana następcą?
– Nie mam pojęcia, nie mam zamiaru nikogo wskazywać, bo to nie moja rola. Jestem jednak przekonany, że kolejnym selekcjonerem powinien być wciąż Polak.

Dlaczego?
– Tylko polski trener w naszych, dość specyficznych warunkach może precyzyjnie przekazać piłkarzom wiedzę i taktyczne wskazówki. Jedynie w ustach polskiego trenera wiarygodnie brzmi gra na patriotycznych nutach, a w kadrze jest to bardzo ważne. Trener musi być tym, kto scala i przypomina o kluczowych zasadach.

To już jest szczyt obłudy. Gra na patriotycznych nutach… I to mówi ktoś, kto nie potrafi się poprawnie wypowiedzieć po polsku, a do reprezentacji powołuje Niemców.

Panie Lenczyk, mamy nadzieję, że umył pan potem tę rękę.

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...