Złudny komfort Smudy w bramce i ofensywie

redakcja

Autor:redakcja

13 grudnia 2011, 12:34 • 6 min czytania

Siedemnastu piłkarzy z lig zagranicznych powoływał na ostatnie zgrupowania Franciszek Smuda. Od miesięcy lansuje pogląd, że kadra ma kim atakować i kim grać do przodu, a zestawienie jedenastki w przednich formacjach nie przysparza mu wielkich problemów. Zupełnie odwrotnie niż wtedy, gdy kompletuje defensywę, skoro od czasu do czasu opowiada naiwnie, że nigdy nie spodziewał się, że w Polsce tak trudno o czterech klasowych obrońców. W ramach zwięzłego podsumowania tegorocznych rozgrywek przyjrzyjmy się dokładniej, jak jego „Orły” radzą sobie właśnie za granicą.
Ile mamy tam faktycznego potencjału? Co dzieje się, gdy wyjrzymy kawałek dalej poza boiska Ekstraklasy, która i tak przecież nijak ma się do gry w tempie i na poziomie czerwcowego turnieju? Przyjęliśmy proste założenie: skupiamy się na zawodnikach, którzy wyjechali do trochę lepszego piłkarskiego świata. Zagrali ostatnio kilka spotkań poważniejszej rangi i to oni – przynajmniej w teorii – powinni najsprawniej ciągnąć na Euro nasz reprezentacyjny wózek. Po powołaniach na trzy ostatnie zgrupowania, czyli mecze z Meksykiem, Niemcami, Koreą, Białorusią, Włochami i Węgrami, wiadomo, że temat dotyczy dość jasno wyklarowanej grupy piłkarzy. Tak, jak napisaliśmy we wstępie – siedemnastu ostatnio powoływanych i kilku awaryjnie znajdujących się przynajmniej w orbicie zainteresowań.

Złudny komfort Smudy w bramce i ofensywie
Reklama

Dużo to czy mało? Fakt faktem, że nasi grupowi rywale wcale nie mają wiele większej obfitości. Skład Rosjan, mogących pochwalić się wprawdzie znacznie silniejszą ligą od naszej, najbardziej opiera się na piłkarzach krajowych. Piątce graczy Zenitu, nawet szóstce z CSKA Moskwa, wspieranych przez stranierich z Wysp – Arszawina, Pawluczenkę, Bilaletdinowa oraz Pogriebniaka ze Stuttgartu. Czwórce reprezentującej silne, topowe kluby, choć występującej ostatnio w kratkę. Przeglądając kadry w telegraficznym skrócie, szału nie widać u Greków. Mamy bramkarza Tzorvasa w Palermo, Papastathopoulosa w pierwszym składzie Werderu, Panagiotisa Kone w Bologni, Papadopoulosa w Schalke. Do tego kilku najczęściej rezerwowych: Tziolisa w Santanderze czy Kyrgiakosa w Wolfsburgu, no i przede wszystkim nie robiący przeogromnego wrażenia duet napastników… Nieskutecznego w Celticu Samarasa i grającego dziś tylko w 2. Bundeslidze Gekasa. Na tym w zasadzie lista się kończy.

Zdecydowanie największą liczbę piłkarzy ogranych w silnych europejskich ligach, a przy tym występujących w nich regularnie, mają Czesi. Przynajmniej siedmiu, ośmiu kadrowiczów. Idąc od początku – Petra Cecha w bramce, stanowiącego dla niego dobrą alternatywę Jaroslava Drobnego z HSV. I dalej już można wyliczać:

Reklama

Michal Kadlec – pierwszy skład Bayeru Leverkusen
Tomas Sivok – pierwszy skład Besiktasu
Daniel Pudil – pierwszy skład Genk
Zdenek Pospech – pierwszy skład Mainz
Tomas Rosicky – regularnie wchodzący w Arsenalu
Jaroslav Plasil – pierwszy skład Bordeaux
Tomas Pekhart – pierwszy skład Norymbergi
Milan Baros – regularnie grający w Galatasaray…

Można by tak jeszcze chwilę wymieniać, przynajmniej dla nakreślenia kontekstu. Ale może lepiej użyć ulubionego piłkarskiego banału „patrzmy na siebie, nie interesujmy się, jak radzą sobie rywale”. Przygotowaliśmy małą tabelkę, która pokazuje trochę suchych liczb z ostatnich miesięcy występów naszych reprezentantów. Zobaczcie:

Image and video hosting by TinyPic

Od niepamiętnych czasów opowiadamy historyjki o polskiej szkole bramkarzy i o tym, jak to podobno największy komfort mamy właśnie między słupkami. Ale czy na pewno? Chyba tylko przy założeniu, że potrzebujemy jednego bramkarza, który nie rozsypie się przed lub w trakcie turnieju. Smuda nieraz opowiadał w wywiadach, że u niego grać będą tylko ci, którzy mają miejsce w swoich klubach. Tymczasem taki Fabiański – zakładamy, że obecny numer dwa w kadrze – zagrał w tym sezonie trzy razy w Pucharze Ligi, 25 minut w Champions League i ANI JEDNEGO spotkania w lidze. Dobrze rozwija się Tytoń. Przynajmniej od dwóch lat sukcesywnie pnie się w górze, ale co z tego, skoro całą rundę jesienną ma z głowy z powodu kontuzji. Sandomierski przepadł zupełnie. Kuszczak nie gra wcale. Gra za to Boruc, ale akurat jego sytuacja od dawna wydaje się jasna…

Zostaje Szczęsny.

W obronie – jeśli kierować się pozycją zawodników w klubach – mielibyśmy dwóch pewniaków: Wasilewskiego i Piszczka. Niestety, obu na tej samej pozycji. Chyba, że z braku laku Smuda przekona się do „Wasyla” w roli stopera. Biorąc pod uwagę złudne nadzieje, że Boenisch wejdzie w rytm meczowy prosto z lekarskiej kozetki, nie mamy Ł»ADNEJ alternatywy dla Wawrzyniaka na lewej obronie i tylko kilka mocno wątpliwych kandydatur w środku. Perquisa, który opuścił w tym sezonie 6 z 17 meczów Sochaux, a i w tych, w których grał niekoniecznie zbierał pochlebne recenzje. Głowackiego, który wreszcie przestał łapać co tydzień kontuzje i występuje dość regularnie w Trabzonie, za to z równie dużą konsekwencją i częstotliwością zawodzi w reprezentacji. No i Glika, grającego w kratkę w Serie B i walczącego chyba głównie o to, by tylko jakoś przetrwać we Włoszech.

Mamy za to w kadrze KAPITANA, który z miesiąca na miesiąc znaczy coraz mniej w klubie. Trzeba napisać wprost – Błaszczykowski tak słabej pozycji w Borussii nie miał od lat. Zaliczył dotąd jeden pełny występ w sezonie i tylko pięć razy wyszedł w podstawowej jedenastce. Pisząc jeszcze bardziej obrazowo:

Przez cztery ostatnie miesiące spędził na murawie prawie tysiąc minut mniej od Piszczka.

Powołań do kadry oczywiście nie dostaje Grosicki, a mógłby przecież stanowić dla Kuby przynajmniej alternatywę. Szczególnie w momencie, gdy Smuda widzi Peszkę na lewym skrzydle. Pomocnik FC Koeln oraz Dariusz Dudka to obecnie jedyni zawodnicy środka pola, którzy nie mają problemu z grą w swoich klubach. Obaj tylko raz nie wyszli w podstawowym składzie. Peszko zanotował w Bundeslidze siedem asyst, Dudka dwie, przy czym dołożył do nich także dwa gole. Statystyka wygląda więc, mimo wszystko, imponująco porównując ją choćby z osiągami Polanskiego, któremu obecny sezon zapowiada się najgorzej z wszystkich spędzonych dotychczas w FSV Mainz.

Matuszczyka nie ma już wcale. Przepadł, a całkiem osobny problem stanowi Obraniak. Po pierwsze – trudno przypomnieć sobie jego ostatni naprawdę wartościowy występ w kadrze. Po drugie – nie uciekniemy od tego, że także w klubie coraz częściej wyciągany jest na margines. Lille rozegrało w tym sezonie siedemnaście spotkań w Ligue 1. Pewny wyjazdu na Euro Ludovic wystąpił pięć razy w wyjściowym składzie, przy czym i tak niemal za każdym razem schodził z boiska przed czasem. Jeszcze gorzej wypadał w Lidze Mistrzów, gdzie szkoleniowiec stosunkowo rzadko posyłał go do gry w meczach z najbardziej wymagającymi rywalami. Jest więc kłopot z ofensywnym pomocnikiem i mało komfortowy wybór Obroniak czy Mierzejewski, o którym Smuda mówi: „na zgrupowaniach nie wygląda już tak, jak dawniej…”

Wszystkich kadrowiczów na głowę bije Robert Lewandowski, ale tym możemy pocieszać się tylko dopóki nie dopadnie go jakiś problem. Mięsień, ścięgno, cokolwiek… Trochę, jak w przypadku obsady bramki – mamy komfort w ataku pod warunkiem, że „Lewy” po pierwszy utrzyma wysoką formę, a po drugie okaże się niezniszczalny. Dziś widzimy to, jak na dłoni. Smuda wybiera skład krajowy na mecz z Bośnią i niestety powołuje trzech napastników, których – z całym do nich szacunkiem – wstyd wystawiać przeciwko obrońcom poważnego, europejskiego formatu. Jeśli chcemy zagrać dwoma atakującymi, tak naprawdę nie mamy drugiego. Jeśli z powodu kontuzji wypada Lewandowski – nie mamy już żadnego. Przynajmniej żadnego sprawdzonego. Jeleń jest dopiero numerem trzy w Lille, a bilans Brożka woła o pomstę do nieba. Dochodzimy do sytuacji, w której pierwszą alternatywą dla napastnika Borussii jest facet, który nie zagrał w tym sezonie ANI JEDNEGO pełnego meczu w Trabzonie. Strzelił przy tym jednego gola…

Rzeczywistość jest więc dla nas dosyć brutalna. Mamy za granicą sześciu, góra siedmiu zdrowych piłkarzy, którzy znaczą w swoich klubach więcej niż „cokolwiek”. Takich, którzy cały czas są w grze, wciąż czują się potrzebni i nie borykają się z problemami typu „zagram czy dziś już wejdzie za mnie ktoś inny?”.

PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama