Liczy się tylko wynik – to nie jest najgłupsza z futbolowych sentencji, ale gdy mowa o meczach treningowych ewidentnie też nie najmądrzejsza. Albo ogólny syf wokół PZPN sprawił, że niektórzy stracili jasność spojrzenia, albo na stadionie nie są w stanie dostrzec niczego, poza wielką tablicą z wynikiem. Po meczu z Włochami da się wyczuć pogrzebową atmosferę, tak jak po Niemcach mieliśmy niemal karnawał. Czy Polska na pewno zagrała z Włochami gorzej niż z Niemcami – tego jednak tacy pewni nie jesteśmy. Zagrała mniej więcej tak samo. Teraz troszeczkę lepiej w obronie i troszeczkę gorzej w ataku. Ale ogólnie – nie było porażającej różnicy. A już na pewno nie było takiej, która usprawiedliwiałaby olbrzymie skoki nastrojów u ekspertów.
Nagle jednak wielu dziennikarzy stwierdziło – dupa, Polska nie potrafi grać! Wiadomo, że z Włochami nie potrafi, skoro na lewej pomocy gra prawy pomocnik ze słabego Koeln, na prawej rezerwowy z Borussii, w środku rezerwowy z Mainz i rezerwowy z Lille, a z ławki wchodzi rezerwowy z Koeln. Do tego na stoperze gra lider jednej z najgorszych defensyw w Lique 1, a zastępuje go prawy obrońca z Belgii. Cudów nie ma. Można od tej kadry wymagać zdecydowanie więcej, można krytykować pewne wybory selekcjonera, natomiast bezwzględne żądanie ogrania Włochów to idiotyzm.
A tymczasem dziennikarze krzyczą. Z Niemcami – super, bo 2:2! Z Włochami – fatalnie, bo 0:2! Główna różnica polega na tym, że wtedy Szczęsny bronił, a teraz puszczał. Przy takiej samej grze, mogło być wtedy 3:10 i teraz – przy dozie szczęścia – 0:0.
Oczywiście, Polska jest aktualnie słaba i z tym tu nie będziemy polemizować, natomiast chodzi o to, że nie nastąpiło żadne nagłe tąpnięcie i że w gruncie rzeczy mecz z Niemcami czy owiany legendą (wspaniały, pewnie dlatego, że większość osób wtedy spała) mecz z USA wcale nie były lepsze. To tylko totolotek – wpadnie czy nie wpadnie? Czy im wpadnie chociaż jeden na dziesięć strzałów i czy nam wpadnie jeden na dwa?
Teraz też słyszymy, że Perquis – któremu szukano partnera na Euro do obrony, bo po debiucie został obwołany pewniakiem – to się jednak nie nadaje. Jak my wrzuciliśmy analizę jego interwencji z meczu z Niemcami, to akurat moda była taka, by pisać i mówić, że jest świetny i że Weszło się nie zna. Perquis gra tak samo – statycznie, bez podejmowania prób interwencji – ale ma pecha, bo moda się zmieniła. Jest też aktualnie moda na Janusza Gola, jeszcze na bazie bramki w Moskwie, ale zobaczycie: za chwilę moda się zmieni i wszyscy uznają, że jednak jest słaby i chłopak dostanie nawet dwa razy mocniej niż zasługuje (ani go chwalić, ani ganić – ligowy średniak). A propos Gola – bo rozbawiła nas kolejna ułańska szarża Romana Kołtonia w „Cafe Futbol”, wymierzona w Wojtka Kowalczyka – usłyszeliśmy dzisiaj fajne stwierdzenie: „Teraz żeby być dobrym pomocnikiem, musisz albo biegać za czterech, albo myśleć za czterech, jak na przykład Pirlo. A Gol biega za jednego i myśli za jednego”.
Jego nazwisko podajemy przypadkiem, akurat był pretekst. Ale generalnie wszyscy powielają jakieś schematy myślowe. Hasło – ten dobry! I kolejni piszą – dobry, bardzo dobry. Potem – zmiana, jednak zły! I wszyscy piszą – jednak zły, bardzo zły. Jezu, ludzie, przecież to są ci sami zawodnicy. Dopiero co Wawrzyniak był świetny, teraz się wszystkim odwidziało i aktualnie jest fatalny. O Obraniaku pisaliśmy wiele razy, że nie wnosi zupełnie nic i że zawadza, ale w modzie było pisanie, że wnosi bardzo dużo. Teraz się nagle wszyscy ocknęli – jednak nie wnosi! Eureka!
Same łatki, opowieści dziwnej treści… Czy niektórzy mecze oglądają na telegazecie?