Ani przez moment nie mieliśmy wątpliwości, że jak tylko Maaskant dopedałuje do swojej Bredy, z hollywoodzkim uśmiechem zacznie przedstawiać Holendrom swoją wersję zdarzeń. Jaki to sukces odniósł w Polsce, jak bardzo jest tu szanowany i w ogóle ile powinna zawdzięczać mu Wisła.
Myliliśmy się.
Zaczął zanim zdążył spakować walizki. W telefonicznym wywiadzie dla „De Telegraaf” (po Polsce zamierza porozglądać się jeszcze kilka tygodni, a nuż ktoś go zatrudni) mówi o warunkach pracy w Ekstraklasie: – Od sierpnia 2010 roku, kiedy objąłem Wisłę, wszystkie kluby zmieniły szkoleniowców.
Faktycznie, Robercie. Nic tylko współczuć w jakich warunkach przyszło ci pracować. Tylko nie rozpędź się i następnym razem nie oświadcz, że byłeś najdłużej pracującym trenerem w całej lidze. Zapomniało ci się kilka mało znaczących nazwisk – Nawałka, Skorża, Kasperczyk… Przypomnij sobie. Tak, ich w tym czasie nikt nie zwolnił i jakimś dziwnym trafem wszyscy zdążyli cię ograć. Nawet po dwa razy.
Całe szczęście, Maaskant ma już przynajmniej świadomość, że „w Wiśle porażka w derbach jest nie do zaakceptowania”. Nadal nie wiemy tylko, po co były mu te pomeczowe banialuki o fantastycznej przyszłości i trzyletnim kontrakcie.