Pamiętacie złoty medal ME do lat 19, zdobyty dziesięć lat temu przez kadrę Michała Globisza? Kuszczak, Mila, Kaźmierczak czy Brożek jeszcze coś w piłce osiągnęli. Choć i tak pewnie liczyli na dużo, dużo więcej. W sumie nie mają jednak na co narzekać, bo kto kojarzy na przykład Łukasza Pachelskiego? Przyznajcie się, kto wiedział, że w tamtej kadrze był Robert Sierant? Z medalu pozostało naprawdę niewiele. A przecież z palcem w nosie ogrywaliśmy wtedy Hiszpanów. W fazie grupowej, po dwóch bramkach Nawotczyńskiego oraz trafieniach Madeja i Grzelaka wygraliśmy z nimi 4-1. Jedynego gola dla drużyny z Półwyspu Iberyjskiego strzelił wtedy Jorge Perona Garcia.
To właśnie on został później królem strzelców fińskiego czempionatu. Niestety bardzo trudno dojść do tego, ile tak naprawdę strzelił bramek. Prócz trafienia z polską reprezentacją na pewno zanotował jeszcze co najmniej pięć goli: trzy w wygranym 3-1 spotkaniu grupowym z Belgią oraz dwie w meczu o trzecie miejsce z reprezentacją Jugosławii, który zakończył się wynikiem 6-2. Co ciekawe ta sama Jugosławia wygrała w grupie z gospodarzami turnieju – Finami aż 8-4. Cztery bramki strzelił wtedy Lazović. Ale o tym może kiedy indziej. Tak więc jeśli wierzyć „zakurzonym”, hiszpańskim serwisom, Perona strzelił w Helsinkach co najmniej sześć bramek. Na statystyki jednego ze spotkań niestety nie udało mi się natrafić. Chodzi o mecz grupowy z Danią, który Hiszpanie wygrali 1-0. Można jednak przypuszczać, że to Perona strzelił w nim zwycięską bramkę. Jeśli tak było, oznaczałoby to, że snajper był jedynym hiszpańskim zawodnikiem, który strzelał bramki w fazie grupowej.
Dopiero w spotkaniu z Jugosławią pomogli mu nieco Mikel Arteta, Jacinto Ela i Libero Parri. Wszystko psuje jednak to, że w jednej z gazet widniała kiedyś informacja, że Perona zanotował na tym turnieju osiem bramek. Z racji tego, że panom redaktorom nie chciało się poszperać (tak jak mnie) i zamieścić, ile i z kim strzelał, przyjmijmy, że tych bramek było 6(+1). Zresztą dwa lata wcześniej, na mistrzostwach Europy do lat 16, które rozgrywane były w Czechach też był jednym z najlepszych snajperów. Mało tego, strzelił naszej reprezentacji dwie bramki: najpierw w grupie, a później w spotkaniu finałowym, w którym Polacy przegrali 1-4… Jak więc widać w Helsinkach, nasi juniorzy w pełni zrewanżowali się za tę porażkę.
Urodzony w Engueri napastnik był największą gwiazdą swojej drużyny. Snajperem, z którym można było łączyć ogromne nadzieje. W końcu strzelał w sumie więcej niż połowę bramek swojej drużyny. Zresztą to co prezentował na boisku w pełni ukazuje jego pseudonim – „Perona Maradona”. Nie trzeba być jednak nie wiadomo kim, by domyślać się, że zrobili to albo koledzy z drużyny albo kibice. Albo jedni i drudzy… Wszyscy, którzy widzieli w nim nowego Maradonę, niestety bardzo mocno się rozczarowali. Pareno Argentyńczykowi mógłby tylko czyścić buty lub jak kto woli przynosić kreski „białej damy”. Na nic więcej nie zasłużył, bo po mistrzowsku rozmienił na drobne swoją karierę. Bo chyba tak należy nazwać kogoś, przy kogo nazwisku w serwisie transfermarkt.de, w rubryce wartość, napisane jest: nieznana. To tak jak z Facebookiem – nie ma cię tam, to „nie istniejesz”. Chociaż ja akurat konta na obu portalach nie mam… A żyję. Wartość Pareno była pewnie kilkunastokrotnie wyższa, gdy zdobywał koronę króla strzelców. A przecież czasy się zmieniły, w tej chwili pieniądze w futbolu są o wiele większe.
Na rozgrywane w Helsinkach mistrzostwa Perona jechał jako zawodnik Barcelony. Grał tam w najstarszej grupie młodzieżowej oraz w drugiej drużynie. Do Katalonii trafi w wieku 15 lat z Valencii B. Z „Barcą” wygrał parę trofeów, ale to akurat jest rzeczą normalną, bo tam wszystkie ekipy przywożą puchary z przeróżnych turniejów. Mierzący 176 centymetrów wzrostu napastnik grywał sobie w Barcelonie między innymi z Andresem Iniestą czy Victorem Valdesem. Przynajmniej teraz może sobie próbować załatwiać darmowe wejściówki na Camp Nou i wspominać, że biegał na treningach obok Iniesty. Bo mówić o tym, że przygoda z „Barcą” była dla niego udana już nie może. Po czterech latach gry w rezerwach „Barcy” odszedł bowiem do grającego wtedy w Segunda B (3 poziom rozgrywek), Herculesa Alicante.
Po roku gry w Herculesie, Perona odszedł do występującego na tym samym szczeblu rozgrywek zespołu Lorca Deportiva. Stamtąd pochodzili jego dziadkowie. Perona z miejsca stał się ulubieńcem publiczności i gwiazdą drużyny. W pierwszym sezonie strzelił 18 bramek. To właśnie tam osiągnął swój największy sukces w seniorskim futbolu. Z założonym rok wcześniej klubem Peronie udało się awansować do Segunda Division. Drużynę prowadził obecny szkoleniowiec Valencii, Unai Emery, dla którego była to pierwsza praca w roli trenera. Zresztą Emery dwanaście miesięcy wcześniej sam grał w koszulce klubu z Lorki. Co ciekawe, w kolejnym sezonie jego drużynie do promocji, do La Liga zabrakło naprawdę niewiele. Dokładnie pięć punktów. Perona otrzymywał dużo szans na grę, ale w sumie strzelił tylko cztery gole. Trochę za mało. W drużynie brylował za to „Tati” Maldonado, a królem strzelców całej ligi został młodszy brat Kalu Uche, Ikechukwu.
Przez kolejne trzy sezony Perona strzelił dokładnie 31 (11+10+10) bramek. W sumie, dorobek naprawdę niezły. Może nie fenomenalny, ale na pewno przyzwoity. Obraz się nieco psuje dopiero wtedy, gdy popatrzymy w jakich zespołach grał wtedy król strzelców z Helsinek. Były to rezerwy Levante, Alcoyano i znowu Lorca Deportiva. Z tym ostatnim wrócił tam, skąd udało mu się awansować, czyli do trzeciej ligi. Później nieoczekiwanie jego osobą zainteresowało się Getafe, ale z transferu ostatecznie nic nie wyszło. Po strzeleniu znów jedenastu bramek w Atletico Sangonera pozostał w trzeciej lidze i odszedł do Realu Oviedo. Tam strzelił… dziesięć bramek i był o krok od ponownego awansu o ligowy szczebel wyżej. Real przegrał jednak baraże z drużyną z innej grupy – Pontevedrą. W czasie kolejnego sezonu Perona, był o krok od przejścia do grającego obecnie w Segunda Division Realu Murcii, ale tak jak w przypadku Getafe, transfer nie wypalił.
Od obecnego sezonu Perona jest zawodnikiem CD Tenerife. Zespół z Wysp Kanaryjskich jeszcze dwa lata temu grał w Primera Division. Później nastały dla niego gorsze czasy i obecnie występuje w trzeciej lidze. Jak więc widać, „Perona Maradona” już chyba do końca kariery będzie skazany na grę co najwyżej w Segunda B. Chyba, że po raz kolejny uda mu się awansować do Segunda Division, a w sumie nie jest to takie niemożliwe. Tenerife zajmuje w tej chwili trzecie miejsce i do pierwszego w tabeli Realu Madryt Castilla traci tylko trzy punkty. Mało tego, Real rozegrał o jedno spotkanie więcej. Z kolei drugie Lugo, które ma na swoim koncie tyle samo „oczek”, co druga drużyna „Królewskich”, zagrało o dwa mecze mniej… Jak więc widać, na razie sytuacja jest trochę pogmatwana. Nie minęła jednak nawet jedna trzecia sezonu, więc świetnie pasują tu słowa, które prędzej czy później padają w prawie każdym tego typu tekście: „Wszystko się jeszcze może zdarzyć”.
Chyba najlepszy mecz w karierze Perony, jeszcze za czasów gry w Oviedo – 3 bramki i dwie asysty
Perona do tej pory zagrał w jedenastu spotkaniach. W większości w niepełnym wymiarze czasowym. Początek rozgrywek miał wyśmienity – strzelił dwie bramki w trzech spotkaniach. Później się jednak trochę zaciął. Bramka, którą zdobył tydzień temu z Leganes była dla niego czwartym trafieniem. Trzeba jednak przyznać, że Pareno „wie” kiedy strzelać. Jego gole prawie zawsze zapewniają drużynie punkty. Ta ostatnia – trzy. Dosłownie parę godzin temu nie udało mu się jednak powiększyć konta bramkowego, a drużyna z Teneryfy zremisowało bezbramkowo z byłym klubem Jerzego Podbrożnego – Toledo. Pod koniec sezonu, na pewno warto jednak sprawdzić jego statystyki. Znając jego wcześniejszy dorobek, pewnie będzie tam widniało dziesięć, jedenaście bramek. W końcu do tej pory, tylko dwa sezony zakończył z inną liczbą trafień.
Jak więc widać, nie mamy co narzekać, że Paweł Brożek gra „tylko” w Trabzonsporze, Łukasz Pachelski zakończył już karierę, a Łukasz Mierzejewski jest w greckiej Kavali. Bo w końcu ten boczny obrońca, grał kiedyś na pozycji napastnika. Nie zdobyli korony króla strzelców tamtej imprezy, nie grali byli w wielkiej Barcelonie. Na co my narzekamy? Przynajmniej nie spadli z naprawdę wysokiego konia. Perona miał być najlepszym napastnikiem na świecie. Przecież na pewno tak o nim myślano. Tymczasem nie zagrał ani jednego spotkania w Primera Division. Bo chyba nikt nie powie, że osiągnięciem dla kogoś takiego jest strzelenie stu bramek w niższych ligach. Ciekawe czy w Hiszpanii aż tak bardzo przeżywają, że zawodnik o takim potencjale nie wykorzystał swojej szansy. Jest Torres, jest Villa, to co się przejmować jakimś Peroną? Zresztą, z pewnością co jakiś czas trafia im się taki „Maradona”, który nie potrafi wykorzystać swojego potencjału. Nam pozostaje się tylko cieszyć, że to żaden z Polaków nie został królem strzelców tamtych mistrzostw. Pomyślcie sobie, co by to wtedy było. Zresztą, patrząc na to, jaką wszyscy w naszym kraju wywierają presję, takiego zawodnika by już wśród nas po prostu nie było. Bo by jej nie wytrzymał…
MATEUSZ MICHAŁEK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]