Dwie strategie sukcesu – cantera vs cartera

redakcja

Autor:redakcja

12 listopada 2011, 12:25 • 7 min czytania

Na początek krótkie wyjaśnienie. Cantera w języku hiszpańskim to kopalnia. Gdy przy okazji transmisji meczu Primiera Division usłyszycie to określenie, jednoznacznie powinno kojarzyć wam się z szeregiem akademii piłkarskich w Hiszpanii, na czele z legendarną La Masią – dziełem Barcelony. Aktualnie to tam wyławia się największe diamenty, które po kilku latach piłkarskiej edukacji stają się brylantami. A co oznacza słowo cartera? Portfel oraz wydawanie jego zawartości. Piłkarski synonim prezesury Florentino Pereza w Realu Madryt. Niewielu pamięta, że jeszcze nie tak dawno bardzo ważną rolę w zespole Galacticos odgrywali wychowankowie. Jednak dziś, próżno szukać młodych talentów z Valdebebas w pierwszym składzie Królewskich.
Florentino Perez po raz pierwszy został prezesem Realu w lipcu 2000 roku. Niczym rasowy polityk złożył masę obietnic dotyczących gwiazd, które miały założyć biały trykot zespołu z Santagio Bernabeu. Co ciekawe, owe obietnice zostały spełnione. Rok w rok w błysku fleszy przedstawiał kolejnego boga futbolu, który zgodził się reprezentować jego klub. Na pierwszych stronach gazet lądowali Figo, Zidane, Ronaldo czy Beckham, lecz skupienie w jednej drużynie najlepszych piłkarzy świata nie było planem Pereza.

Dwie strategie sukcesu – cantera vs cartera
Reklama

Strategia rodowitego madrytczyka została nazwana „Zidanes y Pavones”. Prezes chciał połączyć zawodników wielkiego formatu z wychowankami Realu. Miał ku temu powody. Historia pokazuje, że to właśnie przez Castille przemknęły największe legendy Królewskich w drodze na futbolowy szczyt. Wystarczy wymienić Butragueno oraz Michela ze starszej generacji czy też Raula oraz Casillasa z pokolenia, które ciągle możemy oglądać na boiskach. Plan wydawał się doskonały. W maju 2002 roku Real zdobył Puchar Mistrzów. W zespole znalazło się miejsce zarówno dla wielkich gwiazd ( Figo, Zidane oraz Roberto Carlos) jak i wychowanków bądź też żywych legend Królewskich (Raul, Casillas, Hierro, Pavon czy Guti). Trener Del Bosque osiągnął idealne proporcje w zespole. Zadowolony mógł być zarówno przeciętny fan z Madrytu, który przychodził na Bernabeu dla rozrywki, jak i ortodoksyjny kibic Galacticos, który mógł zobaczyć rodowitych Madrytczyków w pierwszym składzie.

Niestety, z czasem wyżej wymienionych proporcji zabrakło. Część obserwatorów krytykowała brak odpowiednich umiejętności, które uprawniałyby takich zawodników jak Pavon czy Raul Bravo do gry w gigancie z Madrytu. Jeszcze inni obwiniają za zaistniałą sytuację kolejnych trenerów, którzy bardzo chętnie wydawali grube miliony na kolejne nietrafione transfery, zapominając o istnieniu młodzieżowych zespołów Realu. Prawda zapewne leży pośrodku. Od roku 2003 wychowankowie Realu zaczęli mieć problemy, aby zająć miejsce w szatni pierwszego zespołu.

Reklama

Do klubu przychodzili kolejni uznani zawodnicy, lecz zapomniano o dopływie świeżej krwi z zespołów juniorskich. Rok po zdobyciu Ligi Mistrzów, do pierwszego zespołu dokooptowany został Javier Portillo. Nie był to zwykły, bramkostrzelny młokos jakich wielu w historii Galacticos. فącznie we wszystkich meczach juniorskich Realu, ustrzelił 649 bramek, bijąc przy tym rekord należący do Raula Gonzaleza. To wszystko jednak nic nie znaczyło dla kolejnych trenerów. Pozycja Raula oraz Ronaldo była niepodważalna. Javier rozegrał przez kilka lat w Realu niewiele ponad 30 spotkań, nie otrzymując szansy do odgrywania roli chociażby trzeciego napastnika Królewskich. Kierownictwo starało się ratować jego rozwój ciągłym wypożyczeniem go do słabszych klubów, lecz nic tym nie osiągnęli. 29-letni piłkarz kontynuuję swoją przygodę z piłką w drugoligowym Las Palmas, lecz nigdy się nie dowiemy co by było gdyby otrzymał prawdziwą szansę gdy był na fali.

Niestety, nie był to jedyny przykład tego jak Real Madryt nie umie korzystać ze swojej cantery. Przez ostatnie 8 lat Królewscy tylko dwukrotnie zdobyli tytuł najlepszej drużyny Hiszpanii. W ciągu tego okresu ani razu nie znaleźli się w finale LM. Nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że brak wychowanków był przyczyną kiepskich wyników Realu, lecz w tym czasie białą koszulkę Galacticos ubierali tacy gracze jak Woodgate, Drenthe, Faubert czy Pablo Garcia. Byli to zwykli, przeciętni wyrobnicy nie zasługujący na grę w takim potentacie. Komu zabierali miejsce? Oczywiście młodym piłkarzom z Valdebebas . Na szanse czekali Soldado, Negredo, Granero, czy Arbeloa. Zwłaszcza przypadki dwóch ostatnich są niezwykle ciekawe, jako że udało im się wrócić na Bernabeu. Najbardziej ucierpiały na tym finanse klubu z Madrytu, ponieważ zarówno Granero jak i Arbeloa byli oddawani za bezcen do innych klubów. Gdy włodarze Królewskich przypomnieli sobie o swoich wychowankach musieli zapłacić kilka razy większą kwotę za ich usługi.

Na oddzielny komentarz zasługuje przypadek Juana Manuela Maty. Wychowanek Realu był określany jako jedna z najciekawszych postaci w akademii od czasów Raula. Był również wiodącą postacią w młodzieżowych reprezentacjach Hiszpanii. Wydawałoby się, iż nie sposób przegapić tak wielki talent. Wielu kibiców Królewskich spodziewało się szybkiego debiutu Maty. W sezonie 2006/2007 został zgłoszony do pierwszego składu Galacticos, jednak w drużynie Capello nie zagrał nawet minuty. Kontrakt z młodym Hiszpanem kończył się po sezonie 06/07. Juan Manuel widząc, iż dużo trudniej dostać się do drużyny wychowankom niż przepłacanym oraz słabo grającym gwiazdkom, zdecydował się odejść z Santiago Bernabeu na zasadzie wolnego transferu do Valencii. Real stracił kolejny olbrzymi talent za który Chelsea zapłaciła przed obecnym sezonem 27 milionów Euro.

Głos w sprawie pracy z młodzieżą zabrał Guti – jeden z symboli Realu: „Nie dbamy o nasz system szkolenia. Wolimy wydawać pieniądze na obcych zawodników, niż inwestować je w rozwój naszych wychowanków.” Nie sposób nie zgodzić się z byłym pomocnikiem Królewskich. Mimo, że Real masowo produkuje zawodników do większości klubów Primera Division, trzeba przyznać, że do jakości La Masii brakuje im wiele. Wystarczy wspomnieć, że aż 9 zawodników wyszkolonych w Barcelonie zostało mistrzami świata w 2010 roku. Po stronie Realu było ich aż trzy razy mniej. Wydaję się, że nie wypada porównywać akademii Realu do perfekcyjnej szkółki w Katalonii. Nawet gdy jakiś wielki talent narodził się na boiskach Valdebebas, to albo był on oddawany półdarmo do innych klubów, albo zostawał na starcie skreślony w walce z zakupionymi za grube miliony jednosezonowymi gwiazdkami.

1 czerwca 2009 roku Florentino Perez cieszył się z ponownego objęcia funkcji prezesa Realu Madryt. Wszyscy z niecierpliwością czekali na to w którym kierunku pójdą Galaktyczni. Czy znowu szanse dostaną młode wilki z Castillli? Czy nastąpi reorganizacja systemu szkolenia? Czy obok Ronaldo oraz Casillasa w szatni pierwszego zespołu zasiądzie Morata i Jesé Rodríguez? Już na pierwszej, powitalnej konferencji prasowej Perez rozwiał wszelkie wątpliwości. Model „Zidanes y Pavones” definitywnie przechodzi do historii. Nowa strategia zostaje nazwana „Di Stéfanos, Amancios y Raúles”. Oto jak opisał ją sam pomysłodawca : „Fani mogą być pewni, że zbudujemy kapitalny zespół. Real Madryt zawsze miał najlepszych zawodników na świecie – Di Stefano, Amancio czy Raula. Tym razem będzie tak samo.” Nie trzeba chyba dodawać, że w tym modelu brakuje miejsca dla wychowanków. Nieudanie sytuację próbował załagodzić jeden z najbliższych doradców prezesa – Zinedine Zidane: „Mimo, że krąży wiele odmiennych opinii, głównym celem Realu Madryt zawsze będzie kształcenie młodych zawodników.” Ciekawe czy utytułowany Francuz nie zmieni zdania gdy ofiarą strategii Pereza padnie jego syn – Enzo, który jest jednym z zawodników młodego Realu.

Nie można jednoznacznie stwierdzić, jaki wpływ na wyniki Realu miał brak wychowanków w składzie. Nie każdy młody zawodnik umie sobie poradzić z presją jaka jest związana z grą dla potentata z Madrytu. Jednak kolejni trenerzy Realu nie dawali większych okazji do pokazania pełni potencjału młodym zawodnikom z akademii, którzy w innych klubach potwierdzali swoje wysokie umiejętności. Podczas ostatniego sezonu do zaistniałej sytuacji odniósł się Jose Mourinho : „Wierzę w zawodników z Castilli, lecz myślę o nich w perspektywie przyszłości. Mają potencjał aby grać w Realu ale bycie odpowiednio przygotowanym a bycie niezbędnym to dwie różne kwestie”. Nie pozostawia to większych złudzeń młodym Królewskim. Florentino Perez ma jeden cel – zdetronizować Barcelonę. Obserwatorzy podkreślają, że dystans pomiędzy Katalończykami a Madrytem powoli się zmniejsza. Jednakże, sezon 2010/2011 pokazał, że skuteczniejsze jest perfekcyjne wyszkolenie młodzieży w canterze niż częste korzystanie z cartery. Czy w obecnym sezonie coś się w tej kwestii zmieni?

KUBA WERESZCZYŁƒSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama