Zrujnowałem swoje życie, czyli bolesny upadek Supermana

redakcja

Autor:redakcja

26 października 2011, 00:30 • 4 min czytania

Match-fixing. To słowo klucz w tej historii. Nie brakowało oburzonych, gdy minister Adam Giersz, użył go w odniesieniu do naszych sędziów, podejrzewając ich o obstawianie meczów w zakładach bukmacherskich. Kpina. Szok. Skandal wymieszany z populizmem. Czy minister miał podstawy, żeby wysnuć, tak daleko idące wnioski? Każdy ma jednak swój rozum i sam może ocenić, czy był to szwindel, zwykły przypadek, czy też po prostu, klasyczna pierdołowatość naszych sędziów. Nam jednak ta „aferka” z ministrem w tle przypomniała historię pewnego Niemca. Byłego piłkarza St. Pauli, Rene Schnitzlera.
Kilka lat temu, Michael Skibbe, mówił o nim, że to nowy Mario Gomez. Uchodził za duży talent. W rozgrywkach juniorskich strzelał mnóstwo goli i przepowiadano mu niezłą karierę. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, na przepowiedniach się jednak skończyło. Siedem bramek dla St. Pauli w drugiej Bundeslidze, to jego największe osiągnięcie. Kibice zapamiętali go, jako gościa, który po każdym golu podnosił koszulkę w górę, by pokazać wszystkim t-shirt Supermana, który zakładał pod spód. Ale poza boiskiem Rene nie był już Supermanem. Daleko mu do bohatera. Miał swoje słabości. W końcu przegrał z nałogiem i rozmienił swój talent na drobne. Na drobne żetony.

Zrujnowałem swoje życie, czyli bolesny upadek Supermana
Reklama

– Jestem zadłużony tylko na 170 tysięcy euro. Mówię „tylko”, bo zdarzało się, że jednej przegrywałem nawet 150 tysięcy – mówił kilka miesięcy temu, w wywiadzie dla „Die Welt”. Mimo że jest w bardzo dobrym, jak na piłkarza wieku – 26 lat, nie gra już zawodowo w piłkę. W lipcu został zawieszony na dwa i pół roku przez DFB za przyjęcie łapówki w wysokości 100 tysięcy euro za, uwaga, „wpłynięcie” na wyniki pięciu spotkań St. Pauli. Jego zeznania otworzyły zresztą puszkę pandory. Nagle okazało się, że ponad połowa niemieckich piłkarzy gra u bukmacherów (Schnitzler twierdzi, że wśród nich jest także czterech aktualnych reprezentantów Niemiec) lub regularnie odwiedza kasyna. Z kolei poker, to najpopularniejsza forma rozrywki podczas zgrupowań, obok tradycyjnych gier konsolowych. Ale akurat to, jeśli w ogóle było tajemnicą, to była to tajemnica poliszynela. Schnitzler jednak idzie dalej.

– Praktycznie nie było tygodnia, żebym nie był w kasynie, odkąd skończyłem 18 lat. Zacząłem od 200 euro. Później stawka rosła. Jeśli cokolwiek wygrałem, następnego dnia przychodziłem i wszystko przegrywałem. Potem przychodziłem, żeby się odegrać, znów przegrywałem i tak w kółko – opowiada.

Reklama

Zdarzało się, że nie sypiał przez ponad dobę. Z tygodnia na tydzień coraz bardziej wkręcał się w świat hazardu. Długi rosły, podobnie jak liczba wierzycieli. W piłkę grał coraz gorzej, było widać, że jest przemęczony, ale początkowo wszyscy myśleli, że to tylko pokłosie ostrego imprezowania, bo kiedy wchodził do szatni, to od stóp do głów, po prostu waliło od niego papierosami.

– Poznawałem coraz więcej szemranych typów. Brałem udział w nielegalnych turniejach w pokera. Podczas jednej z takich gier, pewien gość przystawił mi pistolet do skroni. To był jakiś Turek, ogólnie dziwny typ. Powiedział, że wiszę mu 25 tysięcy i mam trzy tygodnie na oddanie kasy – wspomina.

Kiedy wpadł w duże kłopoty, z pomocą pospieszył mu pewien holenderski biznesmen, świeżo upieczony recydywista, niejaki Paul Rooij. Według późniejszych zeznań Schnitzlera, to właśnie on odbierał od piłkarzy pieniądze i obstawiał mecze u azjatyckiego bukmachera. Grano głównie na mecze wyjazdowe, gdzie porażka St. Pauli nie wzbudzała tylu podejrzeń. – Wiedzieli w jakiej byłem sytuacji. Zaproponowali mi ustawianie meczów i stało się – mówi. Dlaczego zdecydował się mówić o wszystkim? Według adwokata piłkarza, Rainera Pohlena strach przed więzieniem był większy niż obawa przed zemstą mafii bukmacherskiej.

Później Rene zaczął sypać. Powiedział nawet, że według niego 80 procent meczów piłkarskich jest ustawionych. Piłkarze i sędziowie grają u buka na potęgę. Wszędzie. Przy okazji przypomniał jedną ze zbiórek, jeszcze z czasów gry w Bayerze Leverkusen. Konkretnie chodziło o mecz towarzyski z Legią Warszawa. „Aptekarze” przegrali 1:2, obstawiając wcześniej swoją porażkę w tym meczu. Pamiętacie te spotkanie? Kapitalne dryblingi Janczyka, który wjeżdżał, jak w masło w ich obronę oraz parady Fabiańskiego…

Dziś, Schnitzler odpoczywa od futbolu. Przymusowo. Zamiast na treningi chodzi na terapię odwykową. Widać, to zresztą po jego sylwetce, bo nagle z wyżyłowanego piłkarza, przeistoczył się w stuprocentowego pączka. W jednym z telewizyjnych wywiadów powiedział dosadnie: „zrujnowałem swoje życie”. To, co go przy tym życiu trzymało, to najbliżsi, rodzina. Nie odwrócili się od niego. Dzięki temu, teraz Schnitzler próbuje stanąć na nogi. Zaczął od napisania książki – „Zockerliga”. I jest to jedna z lepszych pozycji w Niemczech, od czasów biografii Mario Baslera.

JAKUB POLKOWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Anglia

Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana

Wojciech Piela
1
Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama