W sobotę o 5:15 nad ranem znaleziono go przed hotelem w Cottbus. W pokoju zostawił otwarte okno, a przy nim krzesło. Wypadł? A może wyskoczył, jaki kiedyś Gianluca Pessotto? Tak czy inaczej, obok Breno, okazał się kolejnym piłkarzem w Niemczech, który ostatnio najwyraźniej nie radził sobie z sobą. Martin Fenin. Dawno nie grał dobrze w piłkę i chyba długo jeszcze nie pogra…
Jak doszło do sobotniego wypadku, nadal nie wiadomo. A przynajmniej dla dziennikarzy pozostaje to tajemnicą. Mówi się, że reprezentant Czech był pod wpływem alkoholu. Może nawet narkotyków albo środków nasennych? W każdym razie, powoli znajdują się tacy, którzy potwierdzają, że od dawna miał duże problemy…
W 2008 roku razem ze swoim drogim audi wylądował w rowie. Rok później podpadł pijąc alkohol na zgrupowaniu kadry. Wyleciał z drużyny, ale wrócił. W międzyczasie strzelił nawet gola Polsce. Ostatnio jednak wiodło mu się wyjątkowo marnie. – Uzależnienie od tabletek, poczucie rezygnacji, samotności i ataki depresji towarzyszyły mu od kilku miesięcy – piszą niemieckie tabloidy.
Także jako piłkarz był pod coraz większą presją. We Frankfurcie przez dwa lata nie przebił się do pierwszej składu. Zdobył w Bundeslidze trzy bramki, wchodząc na boisko z ławki. Latem za marne 200 tysięcy euro trafił do Cottbus, bo trener Claus-Dieter Wollitz ufał, że powalczy o plac z Dimitarem Rangelowem. No, ale nie powalczył. Podczas gdy Bułgar zdążył wbić już siedem bramek, Feninowi dziennikarze zaczęli odliczać minuty bez gola. Pierwszy mecz, drugi, piąty…
Na piątym właśnie skończył.
Jak długa czeka go przerwa? – W tym momencie to nieistotne. Absolutnym priorytetem jest jego powrót do zdrowia – mówią działacze Energie Cottbus. A lekarze wciąż oceniają jego stan jako ciężki.
PAWEŁ MUZYKA