Pewnie niektórzy z was też to oglądali. Wczoraj gościem Bogdana Rymanowskiego w TVN24 był Roman Kosecki. Popatrzyliśmy na niego, posłuchaliśmy i jakoś nam się zrobiło smutno. Wszystko przemija, ludzie dziadzieją, na końcu zawsze górę bierze tzw. poprawność. Nudna, ulizana poprawność.
Roman, kiedyś naprawdę byłeś kozakiem, buntownikiem, facetem, który chce iść pod prąd i za którym chcą iść ludzie. Miałeś te długie włosy, kolczyk, grałeś na gitarze i chciałeś walczyć z komunistami. Miałeś w sobie siłę, energię, charyzmę, wrodzoną przekorę, miałeś hardość i zuchwałość do niezgadzania się ze światem. Nawet jak biłeś się z dziennikarzem w samolocie, to ci było z tym do twarzy. Kto miał się bić, jeśli nie Kosecki?
A wczoraj patrzymy – mydłek.
Sorry, Roman, mydłek. Nie chodzi już o poglądy, bo każdy ma prawo do własnych, ale… no właśnie – do własnych. A ty gadałeś już partyjnymi regułkami, grzecznie, ą-ę, wyuczone było to wszystko, mdłe, wyliczone na to, by nikogo nie urazić. By być takim do bólu rozsądnym, do bólu – o zgrozo – poprawnym. Szarym.
To było takie miałkie, Roman, takie miałkie… Takie żadne. Zrobiłeś się przezroczysty. Niby jesteś w tym studiu, niby gadasz, ale jakoś cię nie widać. Pewnie, że to już nie te czasy i że nikt nie oczekuje od ciebie odgrywania roli wiecznego buntownika, ale żeby przeobrazić się z tamtego chłopaka w mydłka?
To nie jesteś ty. Nie udawaj.
* * *
„Hej prorocy moi z gniewnych lat
obrastacie w tłuszcz
już was w swoje szpony dopadł szmal
zdrada płynie z ust”