– Rośnie nam drugi Fabiański – alarmowali dziennikarze, przez cały ostatni tydzień. Zaglądamy do tekstu, a tam kto? Oczywiście, on. Andrzej Dawidziuk we własnej osobie. A wiecie, jak go nazywają? „Największy w Polsce specjalista od pracy z golkiperami”. Takie jaja robią sobie z czytelników media, które chcą uchodzić za bardzo poważne. „Przegląd Sportowy”, a jeszcze wcześniej „Gazeta Wyborcza”. Jeszcze ciekawiej jest, gdy przyjrzymy się wypowiedziom Dawidziuka.
Cała akcja wygląda na zaplanowaną. Kiedy cofniemy się do okresu przygotowawczego przed sezonem i prześledzimy napływające z obozu Lecha informacje, w „GW” znajdziemy coś takiego:
– Dyrektor Dawidziuk zwraca jednak uwagę na nieobecnego w Niemczech, zaledwie 16-letniego Aleksandra Wandzela, wychowanka szkółki w Szamotułach. – Już teraz gra w reprezentacji Polski do lat 16. Mam przeczucie, że to może być drugi Łukasz Fabiański. Może takie talenty rodzą się raz na dziesięć lat [bramkarz Arsenalu Londyn urodził się w 1985 r., a Wandzel w 1995 r.] – mówi z uśmiechem Andrzej Dawidziuk.
No i jeszcze to, co mogliśmy przeczytać w „PS” przed kilkoma dniami:
– Z tej trójki za największy talent uchodzi ten ostatni. Szesnastolatek już został przez Dawidziuka okrzyknięty drugim Łukaszem Fabiańskim. – Łukasz to rocznik 1985, a Olek 1995. Można zatem powiedzieć, że taki naprawdę wielki talent rodzi się w mojej stajni raz na 10 lat – uśmiecha się Dawidziuk. (…) – Wandzela chwali za dojrzałość. – Niedawno w Turnieju reprezentacji o Puchar Syrenki siedział na ławce rezerwowych. W finale trener jednak na niego postawił i potrafił unieść ciężar odpowiedzialności, spisał się bardzo dobrze – podsumowuje Dawidziuk.
„Wychowanka szkółki w Szamotułach”, „w mojej stajni”… To niestety gówno prawda. Dawidziuk nagina rzeczywistość, a dziennikarze mu wierzą. Przyklaskują wręcz, że to taki świetny trener i w zasadzie nic dziwnego, że wychował kolejną perełką. Ale wcale nie wychował. Wystarczy zajrzeć choćby na 90minut.pl.
Czy Andrzej Dawidziuk pracował w Kosie Konstancin? Nie. Czy trenował bramkarzy w Legii? Nie, bo już chwaliłby się tym na swojej stronie internetowej i podkreślał w co drugiej wypowiedzi. Nie trenował tego chłopaka nawet przez dwa lata, nie trenował nawet przez rok, a co dopiero mówić o tym, że go „wychował”.
Oprócz tego, że przypisuje sobie czyjeś zasługi, to jeszcze niesłychanie nachalnie promuje młodego bramkarza w mediach. Ciekawe, czy ma to związek z faktem, że ojciec młodego bramkarza wpompował w Lecha sporo pieniędzy, a teraz został przedstawicielem klubu w radzie nadzorczej Ekstraklasy?
TOMASZ KWAŚNIAK
