Mecz niezły. Szkoda, że z taką oprawą i takim rywalem

redakcja

Autor:redakcja

11 października 2011, 23:15 • 3 min czytania

Jeśli chcemy myśleć o jakimkolwiek sukcesie na Euro, powinniśmy już dziś zacząć ściskać kciuki. Po pierwsze za to, by nasi rywale – jakimś cudem – prezentowali się mniej więcej tak, jak dziś Białoruś. Ewentualnie, by to kadra Franka Smudy – jakimś cudem – z poważnym przeciwnikiem była w stanie grać równie przyzwoicie, jak dzisiaj. Oczywiście, mecz z osłabioną Białorusią nie należy do kategorii tych, po których przeciętny kibic o w miarę zdrowych zmysłach popada w euforię. Wiadomo, nie z takimi ogórkami już wygrywaliśmy, a później inni ustawiali nas przykładnie do piony. Ale trzeba oddać, tym razem było nieźle. Zdecydowanie, plusów było dziś znacznie więcej niż zwykle.
Duet Błaszczykowski – Lewandowski, całe szczęście, nie zapadł na żadną „egzotyczną chorobę”, przyjechał na kadrę i po raz kolejny pokazał, ile może dać tej drużynie. Pokazał o ile więcej ta drużyna znaczy, gdy razem są w przyzwoitej formie. Przy obu golach zachowali się tak, jak w sytuacji bramkowej powinien zachować się rasowy napastnik. „Lewy” pokazał Brożkowi, dlaczego ten wciąż jest tylko zmiennikiem. A Kuba – oczywiście wykorzystał pierdołowatość rywali, ale to też trzeba umieć. Zrobił to fajnie, naprawdę… Z balansem, pewnością i dużym spokojem.

Mecz niezły. Szkoda, że z taką oprawą i takim rywalem
Reklama

Niezły mecz zagrał Peszko. Zaliczył trochę strat, szczególnie przed przerwą, ale na skrzydłach wreszcie coś się działo. Miał ten błysk, którego brakowało choćby Murawskiemu. Potrafił się urwać rywalom, biegał dziś wyjątkowo z sensem, a kiedy trzeba było, zagrał Lewandowskiemu „na nos”.

Możemy się oczywiście łudzić, że coś drgnęło także w obronie, ale tu niestety – obawiamy się, że bardzo szybko objawi się nam cała prawda. Przy pierwszej lepszej okazji brutalnie zweryfikuje pogląd na temat defensywy, która cały czas jest najgorszym punktem frankowej układanki. Aż strach pomyśleć, co w listopadzie zrobi z nami Związek Radziecki… (Druga minuta wywiadu)

Reklama

Dobra. A teraz już poważnie. Po trzech meczach z rywalami z przyzwoitej albo wręcz wysokiej półki, dziś – wbrew temu, co mówi Smuda – przyszło nam zagrać z OGÓRKAMI. I co tu kryć, Białoruś nie miała prawa tego meczu wygrać. Przy odrobinie szczęścia postawiłaby jej się dobrze dysponowana Polonia Bytom. Białoruś nie zaprezentowała żadnych poważnych atutów, żadnego sensownego pomysłu na grę, za to sporo mankamentów, które nam akurat udało się obnażyć.

Szkoda, że w Niemczech, gdzieś w Wiesbaden, a nie na przykład w Kielcach, gdzie przyszłoby pewnie 15 tysięcy ludzi i wszyscy byliby szczęśliwi. A tak, męczyliście się wy, męczyliśmy się my, męczyli się wszyscy, bo zaserwowano nam transmisję na poziomie czwartej ligi. Z kamerą umieszczoną na piątym metrze nad ziemią, co kompletnie uniemożliwiało wyczucie odległości czy faktycznego rytmu gry. W dodatku z notorycznie wydzierającym się Iwańskim.

Całe szczęście, że przynajmniej dwa razy przez te 90 minut nie wydzierał się całkiem na darmo.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama