Anglicy zgodnie z planem zapewnili sobie awans na Euro 2012, ale styl, w jakim osiągnęli zamierzony cel, pozostawia wiele do życzenia. Byli zawodnicy kadry „Trzech Lwów”, kibice i opinia publiczna podchodzą sceptycznie do przyszłorocznego turnieju. Pomimo przyzwoitych wyników (na papierze) w obozie Fabio Capello nadal panuje nerwowa atmosfera. Od 1966 roku angielska kadra regularnie zawodzi, i jak już się pewnie domyślacie, nie jest to przypadek.
Wczoraj Anglicy niespodziewanie zremisowali z Czarnogórą 2:2, a lider zespołu, Wayne Rooney został usunięty z boiska za bezmyślny faul na przeciwniku. Popularny „Wazza” z premedytacją kopnął niżej notowanego rywala, ponieważ nie był w stanie odebrać mu futbolówki zgodnie z przepisami. Snajpera United skrytykował zresztą sam Capello. – Rooney popełnił głupi błąd kopiąc rywala. Przez ten incydent nie zagra w pierwszym spotkaniu na Euro. Widziałem, że był zdenerwowany, kiedy stracił kontrolę nad piłką. Myślę, że to było powodem jego zachowania. Potępiam ten występek. Rozmawiałem z nim po meczu i przyznał mi rację.
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Premier League jest najsilniejszą ligą na świecie, a takie kluby jak Chelsea, Man City, Man Utd czy Tottenham należą do światowej czołówki. Trzeba przyznać, że o sile potentatów stanowią w dużej mierze obcokrajowcy, ale nie jest to żadne wytłumaczenie dla reprezentacji „Albionu”, która od lat regularnie daje ciała na arenie międzynarodowej. Przyczyn jest wiele, dużo do powiedzenia na ten temat miał w ostatnim czasie wielokrotny reprezentant kraju, Gary Neville. – Podczas występów reprezentacji na Wembley kibice mnie notorycznie obrażali. Gdy byłem przy piłce słyszałem multum obelg typu „Neville ty kurwo”. Z tym samym problemem zmagali się zresztą wszyscy zawodnicy Manchesteru United. Najgorsi pod tym względem byli kibice Chelsea i West Hamu. Niektórzy byli wzruszeni, gdy na Wembley runęły bliźniacze wieże. Ja osobiście nie tęskniłem za nimi nawet przez minutę – tłumaczy były obrońca United, który wciąż utożsamia się z kibicami „Czerwonych Diabłów”, którzy oficjalnie przyznają się do tego, że kadrę narodową mają w głębokim poważaniu.
Z taką atmosferą na trybunach ciężko o jakiś znaczący sukces, a tym bardziej o dobry klimat wokół kadry. Jeśli czołowa postać drużyny stwierdza, że występy przed własną publicznością nie są dla zawodników bonusem, tylko utrudnieniem, to faktycznie coś musi być na rzeczy. Wrogą atmosferę podgrzewają także brytyjskie brukowce, które tylko czekają, aż któryś zawodników zaliczy poza boiskową wpadkę. Kolejni selekcjonerzy starali się zażegnać długoletni kryzys na wiele sposobów, ale zdaniem byłego obrońcy Neville’a nic nie przebije Glenna Hoddle’a. – Jeden z masażystów powiedział mi, że Hoddle wysłał podczas meczu z Argentyną swoich ludzi, aby ci chodzili wokół boiska. Chciał w ten sposób wytworzyć… pozytywną energię. Niestety nic z tego nie wyszło, ponieważ przegraliśmy tamto spotkanie i jednocześnie odpadliśmy z mundialu.
Czytając wypowiedzi starszego z braci Neville’ów można dojść do wniosku, że gra w reprezentacji „Trzech Lwów” jest przykrym obowiązkiem, a nie powodem do dumy. Taki Zlatan Ibrahimovic na miejscu Anglika prawdopodobnie zrezygnowałby z występów w reprezentacji po MŚ we Francji. Bo, po co grać w kadrze, z którą się nie utożsamia, a w dodatku jest się mieszanym z błotem przez opinie publiczną i własnych kibiców ? Jamie Carragher powiedział niegdyś, że piłkarze ze słabszych klubów przyjeżdżają na reprezentacje głównie po to, aby popisać się przed bardziej doświadczonymi kolegami. Zdaniem gracza Liverpoolu, chcą oni w ten sposób zwrócić na siebie uwagę silniejszych zespołów. Wychowanek „The Reds” uważa, że selekcjonerem jego reprezentacji powinien być rodowity Anglik, a nie Włoch. – Jeżeli krajowi szkoleniowcy nie są wystarczająco dobrzy, to wina kraju. Zatrudnianie obcokrajowca to jak mówienie: „Jeżeli nasz bramkarz jest słaby, to weźmy Buffona z Włoch”. 33-letni obrońca z pewnością nie znalazłby wspólnego języka z Franciszkiem Smudą, który ma inne zdanie na ten temat.
Ze swoim kolegą po fachu w pełni zgadza się Paul Scholes. – Bardzo chciałem być częścią reprezentacji Anglii. Niestety było w niej zbyt dużo indywidualności, przez co na dalszy plan schodziło dobro całej kadry. Przykładowo – zamiast podać prostą piłkę do kolegi, który znajdował się 10 metrów obok, niektórzy woleli zagrać futbolówkę 80 metrów dalej, tylko po to, aby się popisać przed sztabem trenerskim. Zawsze jesteśmy w gronie faworytów, a gdy przychodzi co do czego, to szybko odpadamy z turnieju. Wystarczy, iż wygramy 6:0 z Macedonią i znowu całe społeczeństwo będzie nas stawiało w roli pretendenta do tytułu. Musimy zmienić podejście – nawołuje Scholes.
W kadrze „Albionu” szykuje się tymczasem zmiana pokoleniowa. Daniel Sturridge i Danny Welbeck mają wzmocnić linię ataku. Natomiast w Philu Jonesie i Chrisie Smallingu wypatruje się następców Terry’ego i Ferdinanda. Bez wątpienia młoda gwardia dysponuje olbrzymim potencjał, ale małolaty muszą wyciągnąć wnioski z błędów starszych kolegów, jeśli chcą osiągnąć więcej na szczeblu reprezentacyjnym niż ich poprzednicy.
RADOSŁAW BUDNIK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]


