Zgadnijcie, gdzie nasza reprezentacja będzie szykować się do finałów mistrzostw Europy w 2012 roku? Dla ułatwienia utrudnienia dodamy, że turniej ten odbędzie się w Polsce. Otóż – starym zwyczajem – kadra wyjedzie na zgrupowanie… za granicę, zapewne do Niemiec. Tak, w maju 2012 roku zespół Franciszka Smudy ostatni tygodnie przed Euro spędzi w poza Polską. Nie pytajcie nas, czy to żart, bo niestety – nie jest to żart. To smutna rzeczywistość, tworzona przez chorych ludzi, pracujących w chorym związku. Jedźcie jeszcze na Kamczatkę, tam ukryjecie się znacznie skuteczniej!
Dzisiaj w „Gazecie Wyborczej” jest wywiad z Konradem Paśniewskim, dyrektorem reprezentacji. Pada w tym wywiadzie jedno, dyskretnie ukryte zdanie. Pewnie mało kto zwrócił na nie uwagę…
– Dlaczego we wtorek Polska zagra z Białorusią w Wiesbaden, a nie u nas albo w Mińsku?
– Wynika to z umów PZPN z firmą Sportfive oraz Sportfive z TVP i sponsorami kadry. Nie możemy grać tylko w Polsce, każda reprezentacja musi czasami wystąpić na wyjeździe. Zgadzam się, że przed Euro 2012 meczów w kraju powinno być jak najwięcej. Dlatego od czerwca 2011 do czerwca 2012 roku kadra tylko dwa razy wyjedzie: teraz do Seulu i do Niemiec oraz w maju, kiedy będziemy przygotowywać się do Euro. W Polsce graliśmy z Argentyną, Francją, Gruzją, Meksykiem i Niemcami. W listopadzie zmierzymy się z Włochami i Rosją bądź Irlandią, 29 lutego otwieramy Stadion Narodowy w Warszawie – negocjujemy z Portugalią. Wszystko zależy od tego, z kim zagramy w grupie na Euro. 2 czerwca na stadionie Legii zagramy z mocnym zespołem z Europy, który nie awansuje do finałów ME. Jako gospodarz mistrzostw możemy zorganizować go u siebie, ale na żadnej z aren Euro. Miesiąc przed imprezą stadiony przejmuje UEFA. Od czerwca 2011 roku do Euro proporcje meczów u siebie do wyjazdowych wynoszą dziewięć do czterech.
Zaraz powiecie, że się czepiamy – że to zupełnie normalne, iż reprezentacja Polski szykuje się do Euro 2012 w Niemczech czy w Austrii, a nie w Polsce. Ale jakoś nie możemy sobie przypomnieć, by Niemcy szykowali się do mistrzostw świata w 2006 roku w Polsce, a nie u siebie i nie pamiętamy, by Koreańczycy w 2002 na zgrupowanie wyjechali do Chin. Wydaje nam się też, że Francuzi w 1998 zgrupowali się pod Paryżem, a Amerykanie w 1994 z pewnością nie w Kanadzie, ani też nie w Meksyku. A może się mylimy? Może w 2006 ktoś z was widział Ballacka koło Kutna? Albo Klinsmanna w Wałczu?
Ktoś tu upadł na głowę i tym kimś jest Smuda. Wiecie, kto chce wszystko ukrywać? Ten, który się wstydzi. „Franz” najwidoczniej wstydzi się treningów i wstydzi się tego, co się w kadrze dzieje. Nie chce mieć kontaktów z mediami, bo musiałby odpowiadać na pytania dotyczące własnej niekompetencji. To nie jest przyjemne – wiadomo.
Raz w historii Polska organizuje finały mistrzostw Europy, ale oczywiście my musimy szykować się do tego turnieju w innym kraju. Nie u siebie – by media miały dostęp do piłkarzy, by kibice mogli czasami przyjść na otwarty trening, nie pod Warszawą, by piłkarze chłonęli atmosferę. Nie, my musimy jechać do jakiejś zabitej dechami niemieckiej wsi, gdzie Smuda nakaże rozciągnięcie metalowej siatki i odetnie się od świata. Robili tak już i Janas, i Beenhakker, co oczywiście skończyło się w ten sam sposób. Janas był mistrzem budowania barier, ale Franek go za momencik przebije. Może niech jeszcze miejsce tego zgrupowania zostanie objęte tajemnicą?
Kiedyś przeprowadziliśmy wywiad ze Zbigniewem Bońkiem i niestety problemy w nim poruszone wciąż są aktualne. Przeczytajcie dwa fragmenty…
Przecież organizacyjnie tę całą kadrę powinien ogarniać rozsądny dyrektor. Podam przykład, co mnie śmieszy, bawi… Ale i przeraża! Byliśmy przez ostatnie lata na trzech wielkich imprezach. Franek już robi ten sam błąd, co poprzednicy, ale to nie jest błąd tylko Franka, tylko całej tej struktury zarządzającej. Do rzeczy – gramy dwa mecze towarzyskie i już jedziemy na zgrupowanie do Austrii. My jesteśmy Polakami, mamy Polskę. Jeździliśmy kiedyś na mistrzostwa świata, z których przywoziliśmy medale i wcześniej trenowaliśmy w polskich ośrodkach – w Kamieniu, w Rybniku, w Wałczu… Teraz zbudowaliśmy 27 czy 28 pięknych ośrodków treningowych na Euro 2012, w tych ośrodkach będą zakwaterowane najlepsze reprezentacje Europy. Dlaczego my nie możemy z tych ośrodków korzystać? Dlaczego tego nie robimy? Co daje przygotowanie w Polsce… Przede wszystkim – ma pan ośrodek, gdzie codziennie chcą wejść dzieciaki, kibice, dziennikarze. Piłkarz czuje oddech kibiców, oddech mediów, widzi chłopaka, który biegnie 30 metrów, żeby wziąć od niego autograf. I to powoduje, że piłkarz wieczorem w pokoju myśli sobie, o wszystkim co się wydarzyło i co się jeszcze wydarzy. Ma jakąś wizję, jest ciągle „pod prądem”. Gdzieś ci wszyscy ludzie go napędzają, motywują. Czuje się wyjątkowy. Jeśli chcemy gdzieś jechać, to dlaczego nie do Polski? Ja wiem, że jak trenowałem w Polsce i jak czułem tę całą atmosferę, to inaczej to na mnie działało. Jak pan jest w Polsce, to może pan zrobić trening otwarty i mieć trzy tysiące widzów, a to o trzy tysiące więcej, niż w Portugalii na meczu towarzyskim.
(…)
– Może tak jest. Ale może gdyby ktoś mu to wszystko mądrze zorganizował, to by poczuł ulgę i zmienił zdanie? Z tym wyjazdem w Alpy… To jest koncepcja nie do przyjęcia. Gramy wszystkie mecze w Polsce. Pokażmy tę reprezentację Polakom! Gdyby to zgrupowanie było w Krakowie, gdyby piłkarze nie mogli spokojnie wyjść z hotelu, bo gdzieś na ulicy zaraz ktoś by ich zagadywał, prosił o zdjęcia… Niby to przeszkadza… Ale to bardziej pomaga, niż przeszkadza, bo się czuje: za mną jest grupa ludzi, którzy na mnie liczą, są ludzie, którzy mnie rozpoznają i którzy we mnie wierzą. Czujesz się ważny. A pojechanie w Alpy – nikt nawet tam nie wie, że grasz w piłkę, po dwóch tygodniach grasz jakiś mecz, który ogląda tylko najbliższa rodzina i który niczego nie mówi o twojej przydatności, bo co innego zagrać na pustym trzeciorzędnym stadioniku, a co innego przy trzydziestu tysiącach widzów.
Ktoś z was zaraz napisze: jeśli potrzebny im spokój, to niech mają spokój. To błędne myślenie. Im może się wydawać, że potrzebują spokoju, ale jest zupełnie odwrotnie. Przyjadą „uspokojeni” (tak naprawdę w nogach galareta) z zagranicznego ośrodka kilka dni przed meczem i wpadną w wir. Tu ich dopadnie turniejowa gorączka, poczują się przytłoczeni. Powinni tę gorączkę oswajać. Powinni z nią się zaprzyjaźnić. Powinni sami ją rozniecać i kontrolować. A spokój jako taki znaleźliby i w Polsce. Bez najmniejszych problemów. My też mamy ośrodki otoczone płotem i też mamy ochroniarzy.
Wszystko zagraniczne. Piłkarze – zagraniczni. Mecze – zagraniczne. Zgrupowanie – zagraniczne. Może niech się oni wyprowadzą na stałe, co? Może niech to będzie kadra na uchodźstwie? Mieliśmy rząd na uchodźstwie, to możemy też mieć kadrę, czemu nie?
*wersja tytułu dla pani Olejkowskiej: uciekajo!