Piotr Świerczewski zabrał głos na temat wyprawy do Korei. Niestety, oprócz kilku mądrych zdań, powiedział też jedno głupie. Postanowił bowiem znaleźć alibi dla słabej gry na mistrzostwach świata w 2002 roku.
– Po pierwszych piętnastu minutach spotkania byliśmy wypompowani – wspomina Świerczewski. Powód? – Polecieliśmy tam już miesiąc wcześniej, ale co z tego, kiedy zostaliśmy zakwaterowani w hotelu, który znajduje się w strefie suchej. A mecze rozgrywaliśmy w strefie wilgotnej. To, co związek zrobił, to była kompromitacja – powiedział dla strony futbolnews.pl.
Hmm, takich tłumaczeń jeszcze się nie spodziewaliśmy. Tak się składa, że byliśmy wtedy w Korei i widzieliśmy wszystko na własne oczy. Reprezentanci Polski mieli do swojej dyspozycji świetny ośrodek w Daejon. W tym właśnie mieście rozgrywali mecz numer trzy, ale też mieli z niego blisko na pierwsze dwa spotkania. Do Busan w linii prostej jest zaledwie 200 kilometrów, a do Jeonju w linii prostej 60 kilometrów. Podróżowanie po Korei było niezwykle komfortowe i nie stanowiło żadnego problemu (specjalne pasy ruchu na autostradach dla ekip i osób pracujących przy MŚ). Klimat w Daejon i w Busan różnił się na tyle, na ile może się różnić klimat w mieście „normalnym” od miasta nadmorskiego, leżącego raptem 200 kilometrów dalej. Czyli na tyle, na ile klimat w Bydgoszczy różni się od klimatu w Gdańsku.
Jeśli wierzyć wikipedii, różnica w wilgotności powietrza między Daejon i Busan jest naprawdę niewielka. W czerwcu wynosi odpowiednio 68 i 77 procent. To dokładnie taka sama różnica, jak między Warszawą i Gdańskiem – odpowiednio 68 i 76 procent.
Powiedz szczerze – trochę głupie tłumaczenie, co? Gdybyście przegrali ten mecz w Gdańsku, a nie w Busan, to nie zrzucałbyś winy na klimat, prawda?
No właśnie…
Po prostu fatalnie zagraliście. Czasami tak się zdarza. Była to kompromitacja piłkarzy, a nie działaczy PZPN.