In Arsene they rust, ale… kim go zastąpić?

redakcja

Autor:redakcja

06 października 2011, 21:57 • 6 min czytania

Na oficjalnej stronie internetowej Arsenalu opublikowano ciekawą statystykę, podsumowującą cały okres pracy Arsene’a Wengera w północnym Londynie. Tak, statystyki rzadko są interesujące – no chyba, że jesteś fanem Dariusza Szpakowskiego i prenumerujesz „Tygodnik kibica”. Ale ta akurat pokazuje pewną istotną rzecz. Otóż wynika z niej, że „Kanonierzy” prawie w każdym roku pracy Francuza mieli podobny procent zwycięstw w sezonie. Prawie taki sam, kiedy zdobywali mistrzostwo i prawie taki sam, kiedy ledwie dobijali się do pierwszej czwórki Premier League. Ergo? To nie Arsenal gra słabiej. To liga poszła do przodu, a „Kanonierzy” wciąż drepczą w miejscu.
Wenger zaczął pracę w Arsenalu w 1996 roku. Używając miary czasu stosowanej przez Rafała Nahornego, eksperta od ligi angielskiej w Canal+, na listach przebojów królował wtedy zespół Los del Rio, a we wszystkich barach i dyskotekach tańczyło się „Macarenę”. Dłużej od Francuza w Premier League z jednym zespołem pracuje tylko sir Alex Ferguson – wtedy rządzili Dire Straits i ich „Walk of life”. Początki Wengera były świetne – w drugim sezonie pracy zdobył mistrzostwo i FA Cup. Ten sam wynik powtórzył cztery lata później, a w sezonie 2003/04, jako jedyny trener w historii, poprowadził zespół do mistrzostwa nie ponosząc żadnej porażki. Ostatnie trofeum – Puchar Anglii – zdobył rok później. Resztę historii wszyscy znamy, kto nie – odsyłamy gdziekolwiek, nawet na Wikipedię.

In Arsene they rust, ale… kim go zastąpić?
Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Od czasu przenosin na Emirates Stadium, którego budowa pochłonęła sporą część klubowej kasy, Wenger musiał zacisnąć pasa i postawić na rozsądne transfery. Francuz postanowił zostać „trenerem-scoutem” i zajął się wyszukiwaniem młodych piłkarskich perełek, które za kilka lat miały stanowić trzon zespołu „Kanonierów”. Brak solidnych wzmocnień odbił się na wynikach, a brak pucharów na nastrojach kibiców. Wszyscy dookoła kupowali na potęgę, a Wenger obracał trzy razy każdego pensa zanim zdecydował się go wydać. Wtedy „Kanonierzy” zaczęli zostawać w tyle za Chelsea czy Manchesterem United. Wtedy też zaczęła się symboliczna droga szkoleniowca od „In Arsene we trust” („Wierzymy w Arsene’a”), które skandowali kibice, kiedy z Thierrym Henrym, Robertem Piresem i Fredrikiem Ljungbergiem w składzie Arsenal święcił triumfy, do „In Arsene we rust” („Z Arsenem rdzewiejemy”) – bo takie słowa coraz częściej cisną się na usta fanom „Kanonierów”. „Gunners” grali ładnie dla oka, ale fani w końcu uznali, że w piłce liczą się trofea, a po wrażenia artystyczne to mogą udać się do teatru na West Endzie. I trudno nie przyznać im racji.

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Sprawdzian dla wengerowej młodzieży, którą Francuz tak namiętnie kolekcjonował, nadszedł szybciej niż wszyscy mogli się spodziewać. Przed obecnym sezonem Emirates opuściły dwa ważne ogniwa – mózg zespołu Cesc Fabregas i motor napędowy ofensywy – Samir Nasri. To kolejna dwójka, która zaczęła zauważać, że zostając w Arsenalu może nigdy nic nie wygrać. Ok, wiadomo, że Nasriego skusiły też na pewno petrodolary szejków z Manchesteru, a Fabregas już dawno miał spakowaną walizkę z napisem „Barcelona” i co tydzień przebukowywał bilet do Katalonii. Ale brak trofeów nie mógł być tutaj bez znaczenia. – Gdybym przez kolejne dwadzieścia lat był zawsze drugi, to byłbym szczęśliwy – powiedział kiedyś Wenger na łamach „The Sun”. Takie słowa nie przystoją nawet Adasiowi Miauczyńskiemu z filmu Marka Koterskiego „Nic śmiesznego” – chociaż on faktycznie był zawsze drugi – a co dopiero menedżerowi klubu z Premier League. Wenger widocznie nigdy nie słyszał o słynnym trenerze Liverpoolu – Billu Shanklym. Inaczej wiedziałby, że: „Jeśli jesteś pierwszy – to jesteś zwycięzcą. Jeżeli jesteś drugi, to jesteś nikim”. A tak, to Francuz dał jasny znak zawodnikom, że uleciała z niego mentalność zwycięzcy. Nie ma się więc co dziwić masowej ewakuacji z Emirates Stadium.

Wenger i jego Arsenal od początku tego sezonu mają pod górkę. Kontuzje zmusiły Francuza do tak częstych przemeblowań w defensywie, że Wojtkowi Szczęsnemu zabrakłoby palców u rąk, żeby wymienić wszystkich piłkarzy, którzy przed nim grali. Jedynym plusem plagi urazów, która dotknęła północny Londyn jest to, że Wenger w końcu sięgnął do klubowej sakiewki. W ramach transferów „last minute” ściągnął Pera Mertesackera i Mikela Artetę – dzięki nim średnia wieku pierwszej jedenastki „Kanonierów” trochę się podniosła. Bo młodzież Arsenalu jest zdolna, to bez dwóch zdań, ale chyba jeszcze nie do końca gotowa na Premier League. Jenkinson, Coquelin, Myiaichi to niewątpliwie świetlana przyszłość Arsenalu. Teraźniejszość chyba jeszcze nie. Wszyscy wiemy przecież, jak skończył się pojedynek odmłodzonych „United” z chłopcami Wengera. Cytując popularny w sieci dowcip – Szczęsny wrócił do domu przed dziewiątą. Ostatnio „Kanonierzy” przegrali jedno z najważniejszych spotkań w sezonie – derby północnego Londynu. Defensywa Arsenalu popełniała takie błędy, że fani „Gunners”, co rusz przecierali oczy ze zdumienia, a Szczęsny zastanawiał się, czy na pewno jest na White Hart Lane i ma przed sobą Mertesackera i Songa, a nie na zgrupowaniu kadry, a ci przed nim to Glik i Jodłowiec.

Image and video hosting by TinyPic

Frustracja kibiców i samego Wengera rośnie i wydaje się, że sytuację uratować może już tylko zdobycie jakiegoś trofeum. A co Arsenal może wygrać w tym sezonie? Pomyślmy. Liga Mistrzów? W to nie wierzą chyba najbardziej pijani fani z pubów w okolicy Emirates Stadium. Premier League? Tu też trzeba mieć pewne wątpliwości. Odmłodzeni „United”, napompowani petrodolarami „City”, a nawet Chelsea z Andre Villasem-Boasem za sterem wydają się być poza zasięgiem. Popularny serwis Goal.com przed sezonem poprosił swoich dziennikarzy o wytypowanie zespołów, które ich zdaniem zakończą ligę w pierwszej czwórce. Tylko ośmiu z czternastu reporterów wskazało, że Arsenal znajdzie się w „Top Four”, a zaledwie jeden ustawił „Kanonierów” na podium. To może chociaż FA Cup lub Puchar Ligi? No, tutaj można upatrywać szansy Wengera na odkurzenie klubowej gabloty. Ale… puchar to zawsze puchar, jedna wpadka i odpadasz. Inna sprawa, czy wygranie któregoś z tych trofeów wystarczająco uspokoi kibiców. Bo chociaż prezes klubu, pan Peter Hill-Wood, zapewnił, że Wenger o swoją posadę nie musi się martwić, to fani mogą wymusić zmianę trenera. Bo na Wyspach, w przeciwieństwie do Polski, już wiedzą, że piłka nożna jest dla kibiców – oni płacą za karnety i mają prawo wymagać. Nadzieję na lepsze jutro próbuje jeszcze rozgrzewać były świetny gracz „Gunners” – Ray Parlour, który w wywiadzie dla wspomnianego serwisu Goal.com podkreśla, że Wenger jest odpowiednią osobą na właściwym miejscu. – Fanów powinno pocieszyć to, że Arsene nie jest typem, który ucieka. Ma bardzo silny charakter i będzie tak długo motywował zespół, aż w końcu uda im się wyjść z tego dołka – zapewnia. Jego słowa na pewno trafiają do tych, którzy w Wengera ciągle wierzą. A tych jest wbrew pozorom nadal sporo.

Ale ostatnio Wenger nie zachwyca nawet swojego asystenta Pata Rice’a. Do internetu trafiły niedawno filmiki z popisami piłkarskimi francuskiego szkoleniowca, który próbuje sztuczkami technicznymi zainteresować swojego zastępcę. Jak widać na filmach, Rice pozostaje niewzruszony.

Jaka przyszłość czeka więc Arsene’a Wengera? Wszystko zależy od tego, z czym lub bez czego Arsenal skończy ten sezon. A pojawiły się już nawet głosy, że Francuz mógłby zostać następcą Fabio Capello i poprowadzić po Euro 2012 reprezentację Anglii. Na antenie stacji Sky Sports taką opinię wyraził były selekcjoner „Synów Albionu” – Sven Goran Eriksson. Wypowiedź Szweda zbiegła się w czasie ze słowami Jamie’go Carraghera, który na łamach „Daily Mail” stwierdził, że reprezentację powinien prowadzić Anglik. – Trenowanie kadry narodowej przez obcokrajowca to pewna forma oszukiwania – wyjaśnił gracz Liverpoolu. Wszystko wskazuje więc na to, że po Euro na Wyspach zrobi się gorąco. Swoją drogą ciekawe, co gracz „The Reds” powiedziałby o kadrze Smudy?

A wracając do kwestii Wengera, to całą sprawę najlepiej podsumował sir Alex Ferguson. Menedżer „Czerwonych Diabłów” pytany przez reportera Eurosportu o to, czy Francuza należy zwolnić odpowiedział przewrotnie. – Pewnie, najlepiej od razu zwolnić Wengera. Tylko kim go zastąpić. Kto jest od niego lepszy? – zapytał Szkot. No właśnie, kto?

MACIEJ SYPUفA

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama