Dorastał w biednej, robotniczej dzielnicy Utrechtu. W wielodzietnej rodzinie imigrantów z Maroka. Gdy jego ojciec fizycznie pracował w Hiszpanii, matka zajmowała się wychowywaniem córek i synów. On sam – jak mówi – biegał za piłką chyba od momentu, w którym nauczył się chodzić. Ojca, który nagle, w młodym wieku zmarł na atak serca, musieli zastępować mu trenerzy. Wessel van den Bosch, który dał mu pieniądze na pierwszy pociąg do Eindhoven. Tak zaczynała się niejedna piłkarska historia. Tym razem to historia Ibrahima Afellaya. Chłopaka, który mając 24 lata, złapał pana Boga za nogi, dzięki kilku fortunnym zapisom w kontrakcie…
– Każdy piłkarz chce zagrać tu chociaż jeden mecz. Kiedy mnie się to uda, będę wiedział, że spełniło się moje marzenie – mówił, podpisując kontrakt z FC Barceloną. Trochę niespodziewanie. Bo z jednej strony może i nawet przypominał stylem gry Iniestę. Może i potrafił zagrać na skrzydle równie dobrze jak w środku pola… Ale wydawało się, że na Barcelonę to nadal za mało.
W PSV zdarzały mu się mecze genialne. Ale były i nijakie, w których Balazs Dzsudzsak autentycznie nakrywał go czapką. Można było się zastanawiać, czy nie będzie na Camp Nou drugim Czyhryńskim, albo przynajmniej drugim Hlebem. Tylko tańszym, bo Barcelona sprowadziła go z PSV za mniej niż PSV wydało wykupując Marcelo z Wisły. Za trzy miliony euro, czyli kwotę, jakich Barca normalnie na piłkarzy nie wydaje. Najczęściej może kupić za to 1/5 albo 1/10 piłkarza…
Cesc Fabregas – 34 miliony euro
Alexis Sanchez – 26 milionów euro
David Villa – 40 milionów euro
Javier Mascherano – 20 milionów euro
Adriano – 9 milionów euro
Zlatan Ibrahimović – 69 milionów euro
Dmitrij Czychryński – 25 milionów euro
Keirrison – 14 milionów euro
I nagle – promocja. Afellay przychodzi za trzy miliony euro. Zwinny, szybki, niewysoki. Charakterystyką piłkarza jak najbardziej pasuje do stylu gry „Blaugrana”. Ale jak tu myśleć o pierwszym składzie, jeśli w medialnych spekulacjach ciągle przewijają się Alexis Sanchez i Cesc Fabregas. A co gorsza w końcu ich transfery stają się faktem. Gdzie miejsce dla Ibrahima Afellaya w środkowej formacji takiej drużyny?
Holender długo czeka na pierwszą szansę. Mijają trzy miesiące, a on nadal nie ma jednego pełnego występu w pierwszym zespole. Mimo to, nie czuje rozczarowania. Guardiola regularnie daje mu szansę we wszystkich rozgrywkach. A on dodatku do maksimum potrafi wykorzystać te „ogony”. W lidze strzela Maladze, w Copa del Rey pokonuje bramkarza Almerii. Wreszcie w półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Realowi asystuje przy golu Messiego.
Właśnie wtedy zapowiada: „Spokojnie. Przyszły sezon będzie lepszy. Nie ma co się złościć, że od razu nie gram regularnie w pierwszym składzie najlepszego klubu świata”. Tak samo odpowiada dziennikarzom, którzy – mimo wszystko – coraz częściej pytają go o odejście z klubu. Bo i spekulacje pojawiają się jedna po drugiej. A to interesuje się nim Tottenham, a to Juventus oferuje Barcelonie osiem milionów euro…
Dziś jednak to wszystko nieaktualne. Afellay na długie miesiące nie tylko spalił sobie opcje transferu. Został też w blokach, jeśli chodzi o rywalizację w klubie. Zerwał więzadła krzyżowe w lewym kolanie i do gry wróci być może w okolicach lutego. Przez dwa pierwsze miesiące będzie poruszał się tylko o kulach.
Bert van Marwijk ma nadzieję, że 25-latek z marokańskimi korzeniami, do dziś m.in. wyznający Islam, zdąży wykurować się przed Euro. Wtedy też przekonamy się, czy jest jeszcze dla niego miejsce w ekipie Guardioli. Choć jedno, co pewne – nikt nie uzna go niewypałem. Nawet kulawy na jedną nogę jest dziś wart wiele więcej niż te trzy miliony.
PAWEŁ MUZYKA
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]