Emocjonalnie w Izraelu, ze spokojem w Holandii traktuje pucharowe mecze polskich drużyn dzisiejsza prasa. Holendrów dużo bardziej niż Wisła zajmuje wyjściowy skład Twente, a Izraelczycy relacjonują wizytę piłkarzy pod Pomnikiem Bohaterów Getta. Jednych i drugich łączy ten sam temat – kibice. W Enschede do tego stopnia obawiają się chuliganów, że przyjezdni z Polski nie zostaną wpuszczeni do centrum miasta. W Izraelu apelują natomiast, żeby na trybunach przestały pojawiać się antysemickie akcenty…
Dla „Walla! Sport” wypowiada się Moshe Ohayon. Między wierszami stwierdza, że największym zagrożeniem dla Legii jest czarnoskóry Toto Tamuz. Chłopak z bardzo specyficzną historią – urodzony w Nigerii, w młodym wieku wyemigrował do Izraela. Jego rodzice wrócili jednak do Afryki, a on sam wychowywał się w rodzinie zastępczej. Przyjął obywatelstwo i nawet zadebiutował w kadrze. – Ma wielkie umiejętności. W poprzednim sezonie strzelał wiele bramek i interesowały się nim silne, europejskie kluby – ostrzega Ohayon. A my przypominamy tylko, że Tamuz już raz do Polski zawitał i w meczu Wisły z Beitarem nawet nie powąchał piłki.
Ekspertem izraelskich mediów został dziś Grzegorz Wędzyński. Jego krótki komentarz opatrzono zdjęciem z całkiem zasadnym podpisem: „Pamiętacie go?”.
Wszystkie serwisy cytują trenera Drora Kashtana, który zapowiada: „Nie boimy się Legii. Zebraliśmy o niej wszystkie potrzebne informacje. W meczu z PSV będzie nam bardzo trudno o punkty, dlatego dziś musimy wygrać”. W Izraelu mocno akcentuje się, że jeśli Hapoel myśli o wyjściu z grupy, z Warszawy nie może przyjechać bez punktów. Już raz pozwolił sobie na potknięcie, przegrywając u siebie z Rapidem Bukareszt. – Doceniamy siłę Legii, ale dziś nie możemy myśleć tylko o remisie – dodaje na potwierdzenie stoper Bevan Fransman.
Kashtan w przedmeczowych wypowiedziach odnosi się też do sprawy Maora Meliksona. Cieszy się, że piłkarz Wisły podjął taką, a nie inną decyzję. A raczej spłoszył się i nie podjął żadnej. I w efekcie nie pobiegł po powołanie do Franciszka Smudy.
W środę przed południem piłkarze Hapoelu wybrali się pod warszawski Pomnik Bohaterów Getta, co w polskich mediach przeszło niezauważone. Złożyli wieniec, odmówili modlitwę, a później z izraelskim ambasadorem w Polsce odwiedzili synagogę. Na koniec wystosowali prośbę do kibiców, aby powstrzymali się od intonowania haseł dotykających tematyki Holocaustu.
Izraelscy dziennikarze, co rzadkie i warte odnotowania, odrobili też lekcję znajomości rywala i całkiem sensownie prognozują skład Legii.
W Holandii spokój dziś dużo większy. Nikt specjalnie nie obawia się Wisły i nikt nerwowo nie liczy punktów. Niektóre gazety tyle samo miejsca poświęcają mistrzostwom Europy w siatkówce, a nawet występowi żeńskiej drużyny Twente w Lidze Mistrzyń. Przypominają, że Wisła rzadko wyjeżdżała z Holandii z dobrym wynikiem… Przegrała w 1984 roku z Fortuną Sittard. W 2003 wygrała wprawdzie z NEC Nijmegen, ale już trzy lata później znów oberwała od Feyenoordu.
Holenderska telewizja przygotowała materiał o Maaskancie i Co Adriaanse, zapowiadając mecz jako pojedynek dwóch trenerskich pokoleń. Już na przedmeczowych konferencjach między jednym i drugim trwała wymiana uprzejmości. – Co sądzę o Co Adriaanse? To przystojny facet. Nieźle się ubiera. Jak na swój wiek, wygląda tak dobrze, że chyba stosuje botoks – zaczepił w swoim stylu Maaskant.
Kilka godzin później na swoim spotkaniu z dziennikarzami wypowiedział się opiekun Twente. – Siła Wisły tkwi w ofensywie, a słabości w tyłach. Wiemy, na jaką formację musimy wywierać presję. Powinniśmy też utrzymać posiadanie piłki, bo piłkarze Wisły potrafią grać w środkowej strefie, czekać na błąd i szybko przenosić się do ataku – cytuje go „Tubantia”, gazeta na bieżąco relacjonująca poczynania Twente. Szkoleniowiec Holendrów wspomina Michaela Lameya, określając go „niegdyś dużym talentem szkółki Ajaksu”. Kew Jaliensa pamięta jako najlepszego obrońcę Alkmaar, ale zaraz dodaje, że od tego czasu minęło już sześć lat.
„De Telegraaf” sugeruje, że Holendrzy zagrają dziś w ultraofensywnym ustawieniu. Za plecami Marca Janko znajdzie się miejsce dla kolejnego napastnika – Luuka de Jonga. Nie wystąpią kontuzjowani – Chadli, Boschker i Bengtsson.
Gdzieniegdzie musi oczywiście pojawić się notka o polskich kibicach. Właściwie – złych chuliganach. „Tubantia” informuje, że grupa 800 przyjezdnych z Krakowa nie zostanie wpuszczona do centrum Enschede. Z obawy przed rozróbami i zniszczeniami, trafi od razu do „fan zony” i w niej poczeka na pierwszy gwizdek. Restauratorzy narzekają, że planowali sprzedać dziś trochę więcej piwa. Ale mimo wszystko wolą chronić szyby swoich lokali…
PAWEŁ MUZYKA

