– Pamiętam, jak poleciałem z kumplem do Meksyku. Nie zabrałem nawet bagażu podręcznego. Jedynie kartę kredytową. Po tygodniu wróciłem z czterema torbami ciuchów – to słowa byłego piłkarza Chelsea Londyn. Chłopaka, który w błyskawicznym tempie roztrwonił nie tylko gotówkę, ale i swój talent. Niemały talent. Cristiano Ronaldo powiedział kiedyś o nim angielskiej prasie: „Jeśli myślicie, że jestem dobry, to poczekajcie aż zobaczycie w akcji Fabio Paima”. Anglicy poczekali, zobaczyli, ale byli dalecy od zachwytu. Pewnie dzisiaj mało kto w ogóle pamięta, że ktoś taki jak Fabio Paim krzątał się kiedykolwiek po Stamford Bridge. Obecnie to już piłkarski „no name”. Zamiast z Didierem Drogbą i Frankiem Lampardem, trenuje z Alainem Kizambą i Paulo Fukieto. W Benfice de Luanda. Dziesiątej drużynie ubiegłego sezonu ligi angolańskiej.
Do Chelsea ściągnął go Luis Felipe Scolari. Młody Portugalczyk został wypożyczony na dwanaście miesięcy, a w przypadku transferu definitywnego Sporting Lizbona miał zarobić na nim sześć milionów funtów. – Brak mi słów, żeby opisać moje szczęście. To coś niesamowitego. Najważniejszy moment w mojej karierze – mówił po podpisaniu kontraktu z The Blues. I miał rację. To rzeczywiście był najważniejszy moment w jego karierze. Punkt zwrotny. Po podpisaniu cyrografu z Chelsea, na jego konto zaczęła spływać znacznie większa gotówka, niż w Portugalii. Mówiło się o kwocie rzędu 300 tysięcy euro rocznie, co jak na piłkarza drużyny rezerw, było całkiem niezłą sumą.
Fabio Paim nie miał problemów z wydawaniem tych pieniędzy. Nigdy nie oszczędzał. Shopping, dziewczynki, imprezy. Ł»ył ponad miarę i szybko polubił Londyn. W ciągu tych dwunastu miesięcy kilka razy zmieniał samochody, a koledzy z pierwszej drużyny tylko przecierali oczy, jak gówniarz przesiadał się z Audi do Hummera, a z Hummera do Porsche. Co więcej, kiedy tylko miał kilka dni wolnego latał do kolegów z Lizbony, choć jeszcze częściej, to oni przylatywali do niego, by bawić się na jego koszt w londyńskich klubach. Ł»yło się fajnie, dopóki były pieniądze. A te skończyły się wraz z końcem wypożyczenia do Chelsea.
Oczywiście, działacze The Blues nie wykupili go ze Sportingu. Uznali, że to utracjusz. Duży talent, ale mentalnie nieprzystosowany do wielkiej piłki. Fabio, nie wystąpiwszy nawet w jednym meczu pierwszej drużyny Chelsea, wrócił więc do Lizbony i bawił się dalej. Najpierw w Rio Ave, potem w trzecioligowym Realu Massama, gdzie już piłkarsko zaczął ocierać się o dno. W końcu krzyżyk na nim postawiono także w Sportingu Lizbona i z końcem sezonu 2009/2010 nie przedłużono z nim kontraktu. Zostawił go także dotychczasowy menedżer, rekin piłkarskiego biznesu – Jorge Mendes. W ten sposób Fabio znalazł się na życiowym aucie, a zamiast Porsche, jeździł już starym Oplem Vectrą.
– On nie był przygotowany do życia w takim świecie. Miał za dużo pieniędzy i za dużo swobody. Myślał, że już zawsze tak będzie. Niestety, tak nie jest – komentuje jego upadek Jorge Vicente, pierwszy trener Paima, jeszcze z Estoril.
Popytaliśmy o niego kilku portugalskich dziennikarzy i wszyscy zgodnie twierdzą, że zbyt szybko zrobiono z niego gwiazdę. Taką bowiem łatkę przyklejono mu już w wieku 9 lat. W szkółce Sportingu Lizbona, do której trafił właśnie z Estoril, był najlepszy. Potrafił wygrywać mecze w pojedynkę. Zdobywał mistrzostwo kraju w każdej kategorii wiekowej, był kluczową postacią reprezentacji młodzieżowych i wydawało się, że oto rośnie piłkarz na miarę Eusebio. Trenerzy na niego dmuchali i chuchali, a warto dodać, że już w juniorach zdarzało mu się nie przychodzić na treningi. Od małego był lekkoduchem. Cholernie utalentowanym lekkoduchem. Kiedy miał 14 lat, francuska federacja proponowała mu i jego rodzinie przeprowadzkę nad Sekwanę oraz treningi w Clairefontaine. Nie skorzystał.
Dzisiaj, i to też przy nieco innym podejściu do zawodu, może co najwyżej upomnieć się o niego reprezentacja Angoli. Patrząc jednak na regres jego kariery, szczerze w to wątpimy. Jego pierwszy trener, wspomniany Jorge Vicente mówi: „Jeśli pewnego dnia Fabio zacznie grać na 50 procent swoich możliwości, to zobaczymy go jeszcze w reprezentacji oraz w dużym, europejskim klubie”. Ale jeszcze kilka imprez, kilka zmarnowanych miesięcy i wszyscy te słowa będą traktować z przymrużeniem oka, niczym tanią opowiastkę z gatunku urban legends.
JAKUB POLKOWSKI
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]
