Jedna z najbarwniejszych postaci w historii Calcio. Człowiek, który zawsze mówi to co myśli, nawet jeśli na poparcie swoich tez nie ma żadnych wiążących argumentów. Spisany przez wielu na straty Zdenek Zeman podjął niedawno kolejną próbę przebicia się do trenerskiego mainstreamu – został managerem powracającej do Serie B Pescary.
Dotychczasowa kariera tego czeskiego trenera obfitowała w mocno kuriozalne wydarzenia. Jak to możliwe, że rozchwytywany w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych szkoleniowiec od lat ma kłopoty ze znalezieniem pracy w Serie A? Po dobrych wynikach, osiąganych zarówno z Lazio jak i Romą, był czas, kiedy poważnie wymieniało się jego osobę w kontekście pracy z reprezentacją Italii, bo Włochy nieco przypadkowo stały się drugą ojczyzną urodzonego w Pradze trenera. Wszystko zaczęło się za sprawą wujka Zemana – Cestimira Vycpalka, który na początku lat siedemdziesiątych dwukrotnie doprowadził Juventus do scudetto. W 1968 roku ówczesny szkoleniowiec Palermo zaprosił do siebie na parę tygodni dwudziestoletniego siostrzeńca, ale na skutek wkroczenia wojsk radzieckich do Czech ten pobyt nieco się przedłużył i z kilkoma przerwami trwa do dziś. Młody Zdenek otrzymał włoskie obywatelstwo już w 1975 roku, niedługo potem ożenił się z Włoszką i rozpoczął karierę trenerską. Pierwszą poważną pracę dostał w Foggi, jednak na skutek konfliktu z prezesem nie pozwolono mu dokończyć sezonu 1986/87 w Serie C. Niedługo potem zgłosiła się grająca wówczas w drugiej lidze Parma, ale tam podziękowali Zemanowi już po siedmiu spotkaniach. Po krótkim epizodzie w Messinie nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji – do Czecha ponownie zgłosiła się Foggia. Prezydent Pasquale Casillo przyznał się do błędu, jakim było przedwczesne zwolnienie szkoleniowca dwa lata wcześniej i tym razem dał mu wolną rękę. Jak się okazało, tym razem Casillo wiedział co robi – młoda drużyna Foggi pod dowództwem Zemana zaczęła robić szokujące postępy, czego dowodem był awans w przeciągu dwóch lat do z Serie C do Serie A. Foggię z tamtego okresu zwykło się nazywać Zemanlandią, a drugie panowanie Czecha powszechnie uznaje się za najlepszy okres w historii klubu.
To właśnie wtedy piłkarski świat poznał piłkarską filozofię Zdenka Zemana – założenia taktyczne, którym hołduje zresztą po dzień dzisiejszy. „Nigdy nie zmienię moich zasad i metod treningowych. Ł»adna inna taktyka nie pozwala na zupełne pokrycie boiska tak jak ma to miejsce w ustawieniu 4-3-3” – powiedział kiedyś o swoim podejściu. Kibice Foggi oglądali wówczas niezwykle widowiskowo grającą drużynę – Zeman olbrzymią wagę przywiązywał przede wszystkim do morderczego pressingu, który miał owocować błyskawicznym przejęciem piłki po stracie. Ten pressing zaczynał się już od napastników i czasami przynosił opłakane w skutkach efekty, ponieważ posiadający futbolówkę rywal bywał atakowany nawet przez czterech lub pięciu podopiecznych Czecha. Jeśli udawało się odebrać mu piłkę, to była szansa na szybki kontratak, jeśli zaś rywal czujnie przenosił grę na przeciwległą stronę boiska, wówczas stwarzał sobie liczebną przewagę w okolicach bramki. Inne ważne elementy filozofii Zemana to gra z wysoko ustawioną linią obrony i podejmowanie częstych prób łapania rywali na spalonym. Szybkie ataki z piłką miały się opierać na błyskawicznym i niespodziewanym dla przeciwnika podłączaniu się zawodników z głębi pola. Sam czeski trener przyznał po latach, że jego pomysł na grę opierał się w dużej mierze na własnych doświadczeniach wyniesionych z gry… w piłkę ręczną.
O metodach treningowych Zemana krąży wiele plotek – po słowach Dana Petrescu można go chyba postrzegać jako trenera hołdującego podobnym zasadom co Felix Magath: „Był trenerem najostrzejszym ze wszystkich. Moje treningi przy tym co on robił, to gry i zabawy z piłką. Gdybym z piłkarzami Wisły robił to, co on z nami, to zabiliby mnie. A to było moje pierwsze doświadczenie z zachodnią piłką. Wszyscy płakali, ale były wyniki. Lecz gdy Zeman poszedł do Turcji, po 10 treningach piłkarze zaczęli symulować kontuzje. I go wywali. Tak samo byłoby w Wiśle” – wspominał Rumun.
W pierwszym sezonie po powrocie do Serie A dowodzona przez Zdenka Zemana Foggia zdobyła aż 58 bramek – więcej od niej na koncie miał tylko mistrzowski Milan. Niestety, atrakcyjna, ofensywna gra wiązała się też z wspomnianym wyżej ryzykiem – po stronie strat widniało… również 58 goli – więcej w całej lidze wpadło tylko do sieci outsidera Ascoli. Szczególnie wymowna w tym względzie była wieńcząca sezon klęska 2-8 z Milanem. I ta statystyka z debiutanckiego sezonu dosyć dobrze oddaje problem filozofii Zemana w późniejszych latach – jego drużyny zawsze doskonale radziły sobie w ataku, niezupełnie odnajdując się w defensywie. Pod okiem Czecha doskonale poczynali sobie napastnicy – więcej goli od Francesco Baiano w sezonie 91/92 zdobyli tylko Roberto Baggio i Marco Van Basten. Razem z nim za skuteczność gry w ofensywie odpowiadali niezwykle utalentowani „młodzi wilcy” – Giuseppe Signori i Igor Szalimow, po których wkrótce zgłosiły się włoskie potęgi. Przy Zemanie swój potencjał rozwinął także Roberto Rambaudi, ale i on nie zagrzał w Foggi zbyt długo miejsca. W tamtych czasach pod czujnym okiem czeskiego szkoleniowca na szerokie wody wypłynęli też między innymi Jose Antonio Chamot, wspomniany Dan Petrescu czy Luigi Di Biaggio, jednak nawet pomimo sprzedaży gwiazd „Małe Diabły” miały problemy z utrzymaniem równowagi finansowej, przez co pole manewru trenera stawało się coraz bardziej ograniczone.
W 1994 roku Zeman postanowił poszukać nowych wyzwań – zabrał ze sobą Chamota i dołączył do grających wcześniej w Lazio swoich byłych podopiecznych – Rambaudiego i Signoriego. Mimo wielkich oczekiwań nie był w stanie dać Biancocelestim upragnionego scudetto – kończył ligę odpowiednio na drugim i trzecim miejscu i to pomimo tego, że jego Lazio było najefektowniej grającą wówczas drużyną w całej Italii. Tradycyjnie brylowali napastnicy – Signori, Casiraghi i Boksić, ale o dziwo to właśnie Zdenek Zeman uchodzi za odkrywcę talentu młodziutkiego Alessandro Nesty. Po rozczarowującym początku sezonu 96/97 Sergio Cragnotti podziękował Czechowi za współpracę, jednak trzeba przyznać, że zostało po nim parę imponujących wyników, jak na przykład 8-2 z Fiorentiną:
Albo 4-0 z Juventusem:
Przed rozpoczęciem kolejnego sezonu Zeman trafił do stołecznego rywala Lazio – Romy. I chociaż znowu nie udało mu się zdobyć mistrzostwa, to po raz kolejny zrobił podwaliny pod budowę wielkiego zespołu. Kibice rzymian do dziś wspominają niesamowite zwycięstwo w meczu z Fiorentiną, w którym podopieczni Czecha nie dość, że grali od początku bez swoich dwóch podstawowych środkowych obrońców – Aldaira i Zago, to jeszcze kończyli mecz w dziewiątkę po czerwonych kartkach Candeli i Di Biaggio, przegrywając od trzydziestej minuty po bramce Batistuty. W dramatycznej końcówce Roma odwróciła losy spotkania, po dwóch odważnych akcjach rezerwowego Gustavo Bartelta, które na bramki zamienili Alejniczew i Totti. Giovanni Trapattoni i drużyna dotychczasowego lidera wrócili do Florencji z niczym:
Trzeba też oddać czeskiemu trenerowi, że bez niego Francesco Totti prawdopodobnie nie byłby dziś piłkarzem tak wielkiego kalibru. Ówczesny szkoleniowiec od razu dostrzegł w młodym zawodniku wielki potencjał i nieustannie zachęcał go do dalszego rozwoju, choćby przez wręczenie koszulki z numerem 10. „Mam wymienić pięciu najlepszych włoskich piłkarzy? Totti, Totti, Totti, Totti i Totti. Francesco jest tak wszechstronnym piłkarzem, że może grać wszędzie” – w ten sposób Zeman zachwalał swojego byłego podopiecznego.
Kariera Czecha w Romie dobiegła końca w atmosferze skandalu po tym, jak pomówił gwiazdy Juventusu – Alessandro Del Piero i Gianlukę Viallego – o stosowanie dopingu. Sąd w Szwajcarii nie przyznał racji oskarżeniom Zemana i sam zainteresowany uważa, że to od tego momentu zaczęto go ignorować w wielkim piłkarskim świecie. Faktem jest – po odejściu z Romy zdążył zaliczyć epizod w Turcji (na który nowe światło rzuca wypowiedź Petrescu), nieudaną próbę odbudowania potęgi Napoli i trzy sezony w Serie B z Salernitaną. Ł»aden znany klub nie chciał podjąć ryzyka związanego z zatrudnieniem krnąbrnego Czecha aż do sezonu 2004/05, kiedy to Zeman niespodziewanie otrzymał szansę od włodarzy Lecce. Dysponując jednym z najmłodszych i najmniej doświadczonych zespołów w stawce, czeski manager odtworzył swoje patenty z przeszłości – jego Lecce grało porywająco, skończyło sezon z bilansem bramek 69-73! W tej drużynie odrodził się Mirko Vucinic, strzelec dziewiętnastu goli, który szybko wpadł w oko działaczom Romy i dziś jest uważany za jedną z gwiazd Serie A. Zeman po zakończeniu rozgrywek sam odszedł z drużyny i od tamtej pory nie wiedzieć czemu pozostaje na zupełnym marginesie szkoleniowej karuzeli. W poprzednim sezonie po raz trzeci trafił do Foggi, ale ten długo oczekiwany powrót nie przysporzył zbyt wiele dobrego ani jemu, ani klubowi i po roku podziękowano mu za współpracę.
„Ł»yjemy w świecie zdominowanym przez kłamstwa, a ja jestem uczciwy. W związku z tym czuję się osamotniony” – powiedział kiedyś Zeman. To chyba nie jedyny powód, dla którego ma ostatnio kłopoty ze znalezieniem zatrudnienia na wysokim poziomie, ale szkoda, że w latach jego świetności żaden z włoskich prezesów nie dążył w stopniu bardziej zdecydowanym do zapewnienia mu kompletnej i wyrównanej kadry. Z dzisiejszej perspektywy 4-3-3 Zemana można postrzegać jako pewną zapowiedź stylu gry obecnej Barcelony – jej gra również opiera się na bardzo podobnych założeniach.
Czy los sześćdziesięcioczterolatka może się jeszcze odmienić? Nie takie rzeczy działy się już w historii futbolu, więc nie odbierajmy mu szans. Natomiast jedno jest pewne – bramkowe overy na mecze Pescary (zwłaszcza na własnym boisku) to niemal pewniaki i jeśli chcecie szukać atrakcyjnej gry na zapleczu Serie A, to miejcie na oku Zdenka Zemana i jego piłkarzy.
KACPER BARTOSIAK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]