Zaglądamy do wtorkowej prasy, ale „Przegląd Sportowy” zrzucamy na sam koniec – dzisiaj naprawdę w nim treści niewiele, zarówno biorąc pod uwagę główny grzbiet, jak i dodatek. Zaczynamy nietypowo, bo od „Faktu”.
FAKT
„Fakt” idzie śladem Magatha i wylicza piłkarzom Cracovii, ile powinni zapłacić kar za swoją fatalną grę. Dziennikarze zastosowali następujący taryfikator: 500 złotych za nieprzyjęcie wysokiej piłki z powietrza, tylko puszczenie jej w kozioł; 1000 złotych za niepotrzebne zagranie do tyłu w meczu, 10 000 złotych za brak powrotu na swoją pozycję po stracie piłki, 10 000 złotych za nierealizowanie założeń taktycznych. Pomysł z pewnością bardzo ciekawy i oryginalny, tylko wykonanie takie sobie – tzn. całość jest lekko przeterminowana, bo pod lupę wzięto mecz z ŁKS-em, a nie ten ostatni, ze Śląskiem. Rekordzistą okazał się Sławomir Szeliga, którego „Fakt” podsumował na 42 tysiące złotych. Dalej Struna (31 tysięcy), Cahalon zwany Kahlonem (30 tysięcy) i Nykiel (22 tysiące). Dziwi nas 20 000 kary od „Faktu” dla Kaczmarka – za nierealizowanie założeń taktycznych. A cóż to za założenia miał ów bramkarz, których nie realizował?
Jest też w „Fakcie” tekst o kontuzji Teodorczyka, który zaczyna się tak: „Świetna passa Łukasza Teodorczyka (20 l.) została w ułamku sekundy przerwana przez koszmarną kontuzję”. Hmm… Świetna passa? Znowu coś przeoczyliśmy.
A skoro jesteśmy już przy Polonii – zdjęcie Józefa Wojciechowskiego z maleńkim synkiem. Już wiadomo, kto będzie zwalniał trenerów za 30 lat. Oby nie poszedł w ślady młodego Ptaka, który kiedyś w czasie narady ze szkoleniowcem uznał, że nie ma sensu dalej gadać – wziął cukierniczkę i zdzielił tą cukierniczką trenera w łeb.
Co dalej? Interesująca zapowiedź meczu Rozwoju Katowice z Legią w Pucharze Polski.
– Oprócz mnie w Wujku pracują jeszcze Przemek Gałecki, Damien Mielnik, Adrian Świerczyński, Damian Gacki, Damian Sadowski, Maciej Tora czy Sebastian Gielza – wylicza Rafał Lis (33 l.), kapitan Rozwoju. Ł»eby zagrać z Legią, piłkarze… wezmą urlopy.
GAZETA WYBORCZA
Dwa materiały o piłce – rozpisano sensacyjną porażkę Realu Madryt z Levante oraz w interesujący sposób przedstawiono ten – zachowując skalę – klubik. Fragment…
– Nawet drugoligowcy płacą więcej od nas. Agenci uciekają, gdy słyszą, co możemy zaoferować piłkarzom. Stać nas na 300 tys. euro rocznie pensji. O transferach za pieniądze mowy nie ma – opowiadał dyrektor sportowy Manolo Salvador. Przez ostatnie trzy lata klub wypożyczał i zatrudniał piłkarzy bez kontraktu.
Rekord transferowy Levante pobiło cztery lata temu, gdy za Pedro Leona rzuciło 5 mln euro. Nie były to najlepiej wydane pieniądze w historii klubu, hiszpański skrzydłowy pokłócił się z kolegami i po roku odszedł do Valladolid za 300 tys. euro. Później trafił do… Realu za 10 mln euro. W Madrycie ta suma nikogo nie zszokowała, niedawno media podały, że „Królewscy” mają 0,5 mld euro budżetu.
Jest też tekst o Macieju Skorży, ale to już popłuczyny.
SPORT
W innym miejscu napisaliśmy o prezesie Podbeskidzia. Ponadto w „Sporcie” jest wywiad z Józefem Wojciechowskim, ale – wstyd się przyznać – nasz wzrok powędrował nie na literki, lecz na fotki.
Ze „Sportu” dowiedzieliśmy się też w końcu, z kim gra Legia w Pucharze Polski – z Rozwojem Katowice czy jego rezerwami.
Wszystko zaczęło się od… pewnego zakładu. Przed rokiem drabinka Pucharu Polski podokręgu Katowice ułożyła się na tyle szczęśliwie, że pierwsza i druga drużyna Rozwoju wpadły na siebie dopiero w finale. Jako że trener Mirosław Smyła i jego asystent – a także opiekun rezerw – Marek Klama bardzo lubią wszelakiej maści zakłady, to skrzętnie skorzystali ze sprzyjających okoliczności. Stawką była butelka dobrej whisky. By jednak siły były wyrównane, Smyła „przerzucił” Klamie do drużyny kilku podstawowych zawodników. Po tym bratobójczym pojedynku zakończonym dopiero po dogrywce z wygranej cieszyły się rezerwy. A ci, którzy wtedy grali w pierwszej drużynie, znaleźli się na tzw. liście spalonych. Na każde pucharowe spotkanie sztab szkoleniowy Rozwoju mógł wybrać z niej dowolnych trzech piłkarzy. To nie przeszkodziło prowadzonej przez trenera Klamę drużynie w wygraniu PP na szczeblu Śląskiego ZPN (w finale 1:2 uległ jej Energetyk ROW Rybnik), a po letnich wzmocnieniach – już na szczeblu centralnym – odprawieniu z kwitkiem II-ligowców, Górnika Wałbrzych i Nielby Wągrowiec. Później los do Rozwoju się uśmiechnął – w 1/32 finału został skojarzony z przeżywającym ogromne problemy KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, który zmuszony był oddać to spotkanie walkowerem. Wtedy stało się jasne, że do Katowic zawita przedstawiciel ekstraklasy. – Garnitur już od jakiegoś czasu mam przygotowany. Trzeba dobrze wypaść – uśmiecha się Marek Klama.
PRZEGLĄD SPORTOWY
„PS” dzisiaj słabiutki, więc na końcu. Rozśmieszył nas Artur Sobiech, który powiedział, że nie jest brutalem, ponieważâ€¦ dostał dopiero drugą czerwoną kartkę w karierze. Hmm, 21 lat i 2 czerwone kartki to nie jest bilans aniołka. Dla Artura mamy ciekawą informację – Gary Lineker (nazwany ostatnio w telewizji Larrym Ginekerem) w całej karierze nie dostał ani jednej żółtej kartki, o czerwonych nie wspominając.
Dalej jest tekst o Shrikim, piłkarzu Górnika pozyskanym z Aszdod i… wypożyczonym do Aszdod. Zaczyna się tak:
Nawet 800 tysięcy złotych może stracić Górnik na transferze Izraelczyka Idana Shrikiego. Jeśli tak się stanie, to pozyskanie napastnika Ashdod S.C. okaże się największą pomyłką od czasów zatrudnienia Brazylijczyka Leo Markovskiego i Peruwiańczyka Willy Rivasa.
Ha! A jeszcze w połowie lipca ten sam autor pisał tak:
Najistotniejsze jest jednak to, że zabrzanie pozyskując Izraelczyka wiele nie ryzykują. W poprzednim okienku transferowym działacze Ashdod wyceniali Shriki’ego na 850 tys. euro. Nawet jeśli uznamy, że bardzo przesadzili, to jednak i tak wyjdzie na to, że w swoim kraju jest to zawodnik ceniony. Jeśli więc w Zabrzu się nie sprawdzi, to po zakończeniu rundy jesiennej Górnik łatwo będzie mógł go sprzedać. Przy Roosevelta mają jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. Ich zdaniem Shriki się sprawdzi. Piłkarza zachwala Paweł Zimończyk z agencji menadżerskiej Fair Sport. To on brał udział w transferze zawodnika, którego interesy generalnie prowadzi firma Top Sport Service. – Szybkość, technika, uderzenie z obu nóg, to największe atuty nowego nabytku Górnika – mówi Zimończyk.



