Korona obroniła pozycję lidera – w sobotę Lechia nie miała na kielczan żadnego pomysłu. Inna sprawa, że jakoś na zawodników Korony nie potrafimy patrzeć z podziwem, bo ciągle w pamięci mamy poprzedni sezon: najpierw grali znakomicie, a potem w tym samym składzie zaczęli się kompromitować i w końcu zwolnili trenera. Jak traktować poważnie zespół, który przez pół roku potrafi być w czubie tabeli, a przez kolejne pół w jej ogonie? Albo coś potrafisz i prezentujesz się podobnie zawsze, albo coś jest z tobą nie tak. Wahania formy są oczywiście normą, ale o 20 czy 30 procent, a nie o 90…
Widzimy więc Koronę na pierwszym miejscu i… zupełnie nas to nie wzrusza. W poprzednim sezonie kielczanie po siedmiu kolejkach mieli zbliżoną liczbę punktów (14, teraz mają 15), by wiosną na tych samych rywalach zrobić tylko 6. Nauczeni doświadczeniem czekamy tylko, aż gwiazdorzy Korony znowu zaczną gwiazdorzyć i aż obrona zacznie grać tak jak w rundzie rewanżowej, kiedy osiągnęła najgorszy wynik w całej lidze (31 straconych goli).
Oczywiście, dzisiejszą grę Korony można i trzeba docenić. Lechia zupełnie nie wiedziała, jak się za kielczan zabrać i tak naprawdę ani razu nie zdołała zagrozić bramce Zbigniewa Małkowskiego. W kółko się pisze o tym, jak gdański zespół się rozwija i jak widowiskowo gra, a my tam ani specjalnych widowisk nie potrafimy zaobserwować, ani rozwoju. Sezon w sezon to samo – kilka niezłych meczów, kilka nędznych, w sam raz na ósme miejsce. Tomasz Kafarski stwierdził: – Pierwsza bramka ustawiła ten mecz. Potem wprawdzie mieliśmy kontrolę nad spotkaniem, ale nie stworzyliśmy sobie okazji bramkowej.
No cóż – zajebista kontrola. Lechia kontrolowała wynik 1:0 dla Korony. Jest nawet przysłowie na ten temat: „Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”.
Korona na tle takiej Lechii prezentowała się o klasę lepiej – wiedziała, że chce wygrać i co ważniejsze – wiedziała, jak. Gola strzelił Jacek Kiełb, któremu powrót do Kielc dobrze zrobi. Wprawdzie będzie się o nim mówić, że to gwiazdor tylko lokalny i że nie powinien wyściubiać nosa poza Kielce, ale lepiej być gwiazdorem lokalnym niż niewypałem na skalę krajową. Strzał Kiełba na wagę trzech punktów – naprawdę ładny.
Wszystkie trzy sobotnie mecze obejrzał Wojtek Kowalczyk i prosił, żeby napisać: „Zmieniały się stadiony, zmieniały się koszulki, zmieniały się wkłady do koszulek, ale mecz chyba ciągle był ten sam”. Faktycznie, nie były to spotkania, które przejdą do historii ekstraklasy i mieliśmy chyba najnudniejszą sobotę w tym sezonie. Podbeskidzie z Ruchem – wiadomo, jak to Podbeskidzie z Ruchem. Składne akcje łącznie ze trzy albo cztery, strzałów celnych prawie nie obserwowano (z tych obronionych to jeden Piecha i jeden Patejuka, chyba nic więcej). O wyniku przesądziła ładna akcja Piecha z Jankowskim, no i Metelka – jedyny defensywny pomocnik, który widząc wychodzącego na dobrą pozycję napastnika cofa nogę, zamiast faulować. Ale w sumie dobrze, że cofnął – i tak w tej lidze wszyscy się głównie koszą.
W zasadzie jedyne, co nas w meczu Podbeskidzie – Ruch zaskoczyło, to że bramkarz Podbeskidzia gra w stroju innej firmy niż reszta zespołu. To chyba rzadko spotykane w profesjonalnych (mimo wszystko) rozgrywkach.
Dobra, kto tam jeszcze grał? Aaa, ŁKS z Górnikiem Zabrze. Górnik – frajerzy sezonu jak na razie. Cztery razy grali na wyjeździe i trzy razy wychodzili na prowadzenie. Ile ostatecznie spotkać wygrali? Ani jednego. Z ŁKS-em oczywiście też wyszli na prowadzenie, a że ŁKS grał fatalnie, to mogli mieć nadzieję, że w końcu zwyciężą. Ale nie – jak zwykle coś musiało pójść nie tak. W doliczonym czasie gry obie drużyny miały jeszcze szansę na zwycięstwo, bo każda miała po jednym słupku, ale w sumie bliżej zwycięstwa byli łodzianie. Po pierwsze – Szałachowski trafił w słupek jako pierwszy. Po drugie – miał naprawdę wymarzoną sytuację.
ŁKS Łódź – Górnik Zabrze 1:1 (oceniał Wojciech Kowalczyk)
ŁKS: Pavle Velimirović 4 – Paweł Golański 4 (86 Cezary Stefańczyk), Michał Łabędzki 3, Piotr Klepczarek 5, Marcin Kaczmarek 6 – Agwan Papikjan 3 (59 Tomasz Nowak 5), Mladen KaŁ¡ćelan 4, Antoni Łukasiewicz 6, Marcin Mięciel 4 (81 Maciej Bykowski), Sebastian Szałachowski 6 – Marek Saganowski 6.
Górnik: Łukasz Skorupski 6 – Paweł Olkowski 4, Adam Banaś 6 (34 Michał Pazdan 5), Adam Danch 5, Adam Marciniak 6 – Paul Thomik 5 (89 Marcin Wodecki), Krzysztof Mączyński 4, Mariusz Przybylski 5, Aleksander Kwiek 6, Préjuce Nakoulma 6 (72 Arkadiusz Milik 3) – Tomasz Zahorski 3.
Podbeskidzie Bielsko-Biała – Ruch Chorzów 0:1 (oceniał Wojciech Kowalczyk)
Podbeskidzie: Mateusz Bąk 6 – Tomasz Górkiewicz 4, OndŁ™ej Ł ourek 3, Bartłomiej Konieczny 3, Krzysztof Król 4 – Marek Sokołowski 3, FrantiŁ¡ek Metelka 2 (52 Liran Cohen 5), Dariusz Łatka 4 (77 Sebastian Ziajka), Sylwester Patejuk 6, Maciej Rogalski 4 – Róbert Demjan 2 (46 Adam Cieśliński 4).
Ruch: Matko Perdijić 6 – Igor Lewczuk 3, Rafał Grodzicki 5, Piotr Stawarczyk 6, Marek Szyndrowski 6 – Wojciech Grzyb 5, Marcin Malinowski 5, Gábor Straka 4, Maciej Jankowski 6 (70 Paweł Lisowski 5), Łukasz Janoszka 4 (88 Marek Zieńczuk) – Arkadiusz Piech 6 (83 Paweł Abbott).
Korona Kielce – Lechia Gdańsk 1:0 (oceniał Grzegorz Król)
Korona: Zbigniew Małkowski 6 – Piotr Malarczyk 6, Pavol StaŁˆo 6, Hernâni 7, Tomasz Lisowski 6 – Paweł Sobolewski 6, Vlastimir Jovanović 6, Aleksandar Vuković 5, Maciej Korzym 6 (78 Łukasz Cichos), Jacek Kiełb 7 – Michał Zieliński 4 (64 Artur Lenartowski 5; 87 Krzysztof Kiercz).
Lechia: Sebastian Małkowski 3 – Deleu 4, Luka VuÄko 4, Rafał Janicki 4, Vytautas AndriuŁ¡keviÄius 3 – Ivans Lukjanovs 3 (78 Marcin Pietrowski), Łukasz Surma 4, Mateusz Machaj 4, Piotr Wiśniewski 5 (90 Tomasz Dawidowski), Lewon Hajrapetjan 4 (66 Mateusz Łuczak 3) – Josip Tadić 3.