Legia nie umiała grać do przodu, a Wisła do tyłu

redakcja

Autor:redakcja

15 września 2011, 23:33 • 4 min czytania

Nadszedł historyczny dzień – dwie polskie drużyny zagrały w fazie grupowej LE. Gorzej, że historię zaczęto pisać od dwóch porażek. Najpierw Legia potrzebowała 45 minut, by zrozumieć, że w piłce nożnej chociaż przez przyzwoitość czasami warto przekroczyć linię środkową boiska i wymienić dwa podania, potem Wisła Kraków tyle samo czasu musiała popatrzeć na grającego po profesorsku przeciwnika, by przypomnieć sobie, o co w futbolu chodzi. Uczyć się od lepszych oczywiście można, a nawet trzeba, ale nauka kosztuje. Dlatego rywale mają po trzy punkty, a my ani jednego.
Najpierw na boisko wyszła Legia i Maciej Skorża mógł przetestować taktykę, o której marzył od dawna – pamiętacie te zapowiedzi o trzech defensywnych pomocnikach, prawda? No i Radović poszedł na ławkę, a grali Borysiuk, Gol i Vrdoljak. Efekt był taki, że Legia przeszkadzała, a raczej próbowała przeszkadzać i Holendrzy sobie grali na luzie, dłubiąc w nosie, poprawiając getry, opowiadając sobie dowcipy, pozdrawiając rodziny, gadając przez komórki, gotując obiad i oczywiście przy tym wszystkim strzelając też gola. Warszawski zespół był tak bezradny jak Grzegorz Lato w hiszpańskiej restauracji, próbujący zamówić golonkę. Trochę żal było patrzeć na tę nieudolną próbę antyfutbolu i można było się nawet obawiać, że Legia nie zdoła oddać ani jednego strzału, chociażby niecelnego. Na szczęście druga połowa była już bardzo przyzwoita – oczywiście, PSV było lepsze i miało więcej okazji, ale Legia w końcu zaczęła grać w piłkę i nawet oddała dwa celne strzały. Momentami naiwne polskie serca mogły zadrżeć.

Legia nie umiała grać do przodu, a Wisła do tyłu
Reklama

Co jednak rzucało się w oczy – absolutna bezradność z przodu i brak jakiegokolwiek pomysłu na ofensywę. Przy tym Manu po raz kolejny potwierdził, że wyróżniać może się tylko i wyłącznie ananasem na głowie – chyba że na kimś wrażenie robią rekordowe liczby niecelnych podań. Słabo grał Vrdoljak, słabo inni, słabo też Ljuboja, który lubi podać w poprzek, a potem zostać tam, gdzie stał.

Wisła przegrywać wyżej powinna już do przerwy, ale zlitował się nad nią sędzia, zwłaszcza ten „bramkowy”, na którego oczach Jaliens wyciął Utakę. Z Jaliensem to dziwna sprawa, bo jak na obrońcę jest w bardzo dobrym wieku, ma – jak na warunki polskiego klubu – niesamowite CV, a gra jak ostatni ogórek. No, Chavez też się w tym spotkaniu nie popisał, ale ten wślizg Jaliensa to był kuriozalny. Patrzymy tak na Holendra i patrzymy na Marcina Komorowskiego – i przestajemy rozumieć futbol. Jak to jest, że Komorowski nakrywa czapką gościa, który grał w reprezentacji Holandii w finałach mistrzostw świata?

Reklama

Odense prezentowało futbol dojrzały – każdy wiedział, gdzie którędy ma się poruszać i po co, gdzie ma stanąć, a gdzie ma pobiec. Wisła miała swoje momenty w drugiej połowie, kiedy mogła nawet wyjść na prowadzenie, ale chyba nikt nie miał wątpliwości, który zespół prezentował się dojrzalej. Ostatecznie o losach spotkania przesądził błąd Pareiki, któremu ubzdurało się, że w polu bramkowym jest nietykalny. Otóż z tą nietykalnością to taka przenośnia i nikt mu nie będzie schodził z drogi, tylko dlatego, że to pole bramkowe. Bramkarza nie można trącać w czasie, gdy podejmuje interwencje, ale można sobie stać w miejscu. Dlatego gol był jak najbardziej prawidłowy. Trzeci – to już juniorski błąd Chaveza i późniejsza egzekucja.

Ktoś dobrze napisał – Legia nie umie grać do przodu, a Wisła do tyłu. Co nie znaczy, że gdyby złożyć te dwie drużyny w jedną, to wyszedłby zespół zdolny cokolwiek ugrać z PSV lub Odense.

Na tę chwilę warszawianie chyba mają większe szanse na wyjście z grupy, ze względu na przeciwników. Wisła z tym teoretycznie najsłabszym już przegrała u siebie, a teraz stopień trudności będzie tylko rósł. Chociaż my się nie znamy. Dzisiaj w radiu słyszeliśmy wypowiedź Franciszka Smudy, który stwierdził (przekaz wygładzony z tych wszystkich „yyyy”, „eeee” oraz teraz to ja sram „ssssss”):- Myślę, że Legia wylosowała trudniejszych rywali, bo Fulham, Twente i Odense to są drużyny do ogrania.

Hmm… Skoro Fulham, Twente i Odense są do ogrania, to PSV, Rapid Bukareszt i Hapoel Tel Awiw nie? Przeciwstawiamy Twente zespołowi PSV – lepsze Twente. Fulham kontra Rapid – lepsze Fulham. No i Odense kontra Hapoel – chyba lepsze Odense. Dziwny ten nasz selekcjoner. Prawdopodobnie jedyny w Europie, który nie interesuje się futbolem.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama