Ogólny szok i niedowierzanie po meczu Legii z Podbeskidziem. W telewizji eksperci mówią, że „to nie miało się prawa wydarzyć”, a w gazetach czytamy, iż goście „dokonali niemożliwego”. Roman Kołtoń w Cafe Futbol nazwał mecz „wypadkiem przy pracy” i od razu dodał, że spotkanie ze Śląskiem Wrocław (przegrane, oczywiście) też traktuje jako „wypadek przy pracy”. Łatwo o wypadki w dzisiejszych czasach.
Na Łazienkowskiej wciąż więc mają jakieś nieuzasadnione poczucie wielkiej siły – nieuzasadnione jak na drużynę, która od pięciu lat nie zdobyła mistrzostwa. I nieuzasadnione, jak na drużynę, z której stadionu w ciągu tych pięciu lat przynajmniej punkt wywozili:
– Podbeskidzie
– Śląsk (trzy razy)
– Bełchatów (trzy razy)
– Lechia
– Ruch
– Zagłębie (dwa razy)
– Wisła (dwa razy)
– Cracovia
– Polonia (dwa razy)
– Odra (dwa razy)
– Lech (dwa razy)
– Górnik
– Jagiellonia
– Groclin
Naprawdę, nie róbmy z Łazienkowskiej twierdzy nie do zdobycia, bo w ciągu pięciu lat Bełchatów częściej tu nie przegrywał niż przegrywał, podobnie jak Śląsk. Jak można powiedzieć, że zwycięstwo wrocławian jest tylko „wypadkiem Legii przy pracy”, skoro ostatni raz ta drużyna przegrała w Warszawie w 2008 roku? Na razie to wygląda na to, że zwycięstwo Legii byłoby „wypadkiem Śląska przy pracy”.