W Legii ostatnio poczuli, jakby właśnie mianowano ich – tak zaocznie – królami ligi. Ale w tej lidze trzeba jeszcze grać w piłkę. Warszawski zespół przegrał drugi mecz z rzędu na własnym boisku, tym razem z Podbeskidziem, a przegrać u siebie z Podbeskidziem, to jak nie prześcignąć Maryli Rodowicz w biegu na 100 metrów albo dać się pokonać Monice Brodce w trójboju siłowym. Jest to oczywisty wstyd i dyshonor dla drużyny z ambicjami. Z moskiewskiego nieba czas więc zejść na ziemię, bo nie ma co udawać, że ta Legia nie ma nic wspólnego z tą z poprzedniego sezonu: ma bardzo dużo, przede wszystkim większość piłkarzy.
Piękny to był dzień dla kilku piłkarzy Podbeskidzia.
Tomasz Górkiewicz zadebiutował w ekstraklasie i na dzień dobry strzelił szczupakiem bardzo ładną bramkę. Facet pochodzi z Wadowic (ciekawe, czy Patryk Małecki wie, kto jeszcze pochodzi z Wadowic?), ale z Bielsko-Białą jest związany już od 2000 roku. Czekał, czekał i się doczekał. Taki gol, w takim meczu – to będzie się wspominać. A wspominałoby się jeszcze bardziej, gdyby nie…
…Sylwester Patejuk, który popisał się uderzeniem z innej bajki. To też ciekawa historia, bo Patejuk jest wychowankiem Hutnika Warszawa, a jeszcze nie tak dawno grał w innym klubie na Mazowszu, Koronie Góra Kalwaria. Teraz wrócił do stolicy w wielkim stylu, bo ten jego strzał był absolutnym majstersztykiem – o takich golach marzą przed snem najlepsi piłkarze świata (oczywiście z tą różnicą, że oni jeszcze kilka razy tak trafią, a Patejuk pewnie już nigdy).
Legia przygotowująca się do meczu z PSV chciała wygrać mniejszym nakładem sił i może by nawet wygrała, gdyby po podaniu Ljuboi Miroslav Radović trafił w bramkę. A że nie trafił, to po chwili zamiast 1:0, było 0:1.
A potem oglądaliśmy już nędzne bicie głową w mur. Mateusz Bąk, bramkarz Podbeskidzia, kilka razy błysnął, ale jednak przy dośrodkowaniach, bo po strzałach nie musiał interweniować chyba ani razu. No, jeśli na Łazienkowską przyjeżdża beniaminek i wygrywa, a jego golkiper piłkę ma incydentalnie, to nie świadczy to o Legii najlepiej. Cała ta nawałnica warszawskiej drużyny była tak samo groźna, jak wichura za oknem. Wystarczy podejść, zamknąć okno i iść spać.
Ciekawy był mecz Korony Kielce ze Śląskiem Wrocław. Śląsk wydawał się początkowo drużyną dużo lepiej poukładaną, dość spokojnie grał piłką, w końcu strzelił gola po beznadziejnym strzale Voskampa i beznadziejnej interwencji Małkowskiego. Wydawałoby się, że na to zespół Lenczyka czekał – jak ma już swój wynik, to będzie kontrolował grę w jeszcze większym stopniu. Ale nie, po chwili było już 2:1, nie bez udziału Kelemena – bo to nie był dzień bramkarzy.
W drugiej połowie wrocławianie zamiast przyspieszyć, to zwolnili. Pietrasiak do Wasiluka, Wasiluk do Pietrasiaka, Pietrasiak do Wasiluka, Wasiluk do Sztylki, Sztylka do Pietrasiaka, Pietrasiak do Spahicia, Spahić do Sztylki, Sztylka do Wasiluka. I tak do usranej śmierci. Sytuacji było więc jak na lekarstwo, w zasadzie zakotłowało się pod bramką Korony tylko dwa razy – zwłaszcza w momencie, gdy Celeban jakoś dziwnie kopnął piłkę i trafił w poprzeczkę. Kielczanie natomiast kontratakowali z zębem, agresywnie, szybko i jeśli śmierdziało golem, to dla nich, a nie dla Śląska. Kontuzja Grzegorza Lecha okazała się zbawieniem dla telewidzów, bo wreszcie przestał się mylić z Pawłem Sobolewskim (bardzo dobry mecz).
Kiepściutki mecz obejrzeliśmy za to w Bełchatowie, oczywiście skończyło się 0:0. Tym razem trudno bełchatowianom odmówić walki, bo naprawdę się starali, wykonali pewnie rekordową liczbę rzutów rożnych, ale mimo że bite były dobrze, to do piłki zawsze doskakiwali widzewiacy. Była to więc typowa ligowa młócka w znanym rytmie „podanie, podanie, strata”. Komentatorzy rugali Nikę Dżalamidze, że do tego rytmu nie chce się włączyć, za to kiwa, a nam się zdaje, że najgorsze co może być, to jak Dżalamidze zacznie grać tak jak wszyscy wokół. Już kiedyś w podobny sposób zarżnięto fantazję Rogera Guerreiro. Przyjechał do Polski jako wspaniały lewoskrzydłowy, a wyjechał jako środkowy pomocnik, który podaje głównie do najbliższego. Dajmy więc Dżalamidze grać z fantazją i niekiedy egoistycznie, bo tych wszystkich Baranów, Jovanoviciów, Malinowski i Hanzeli naprawdę mamy dostatek.
Legia Warszawa – Podbeskidzie 1:2 (oceniał Wojciech Kowalczyk)
Legia: DuŁ¡an Kuciak 5 – Artur Jędrzejczyk 3, Michał Ł»ewłakow 3, Marcin Komorowski 3, Jakub Wawrzyniak 1 (46 Iñaki Astiz 4) – Michał Kucharczyk (15 Moshe Ohayon 3), Ivica Vrdoljak 3, Janusz Gol 4 (81 Michał Ł»yro), Miroslav Radović 4, Maciej Rybus 3 – Danijel Ljuboja 3.
Podbeskidzie: Mateusz Bąk 7 – Tomasz Górkiewicz 8, OndŁ™ej Ł ourek 6, Bartłomiej Konieczny 7, Krzysztof Król 6 – Sylwester Patejuk 8 (64 Adrian Sikora 4), Dariusz Łatka 7, FrantiŁ¡ek Metelka 6, Maciej Rogalski 6 (81 Dariusz Kołodziej), Marek Sokołowski 4 – Róbert Demjan 4 (52 Adam Cieśliński 5).
Korona Kielce – Śląsk Wrocław 2:1 (oceniał Grzegorz Szamotulski)
Korona: Zbigniew Małkowski 4 – Tadas Kijanskas 7, Pavol StaŁˆo 7, Piotr Malarczyk 6, Tomasz Lisowski 7 – Jacek Kiełb 6 (66 Paweł Kal 6), Vlastimir Jovanović 6, Aleksandar Vuković 6, Paweł Sobolewski 7 (90 Łukasz Cichos), Kamil Kuzera 7 – Maciej Korzym 7 (73 Michał Zieliński 5).
Śląsk: Marián Kelemen 4 – Piotr Celeban 5, Dariusz Pietrasiak 5, Marek Wasiluk 3 (84 Alexandre), Amir Spahić 4 – Waldemar Sobota 3, Dariusz Sztylka 5, Rok Elsner 4, Mateusz Cetnarski 3 (69 Cristián DÃaz 3), Łukasz Madej 5 (69 Piotr Ćwielong 4) – Johan Voskamp 5.
Bełchatów – Widzew 0:0 (oceniał Grzegorz Szamotulski)
Bełchatów: Łukasz Sapela 6 – Filip Modelski 4, Maciej Szmatiuk 5, Mate Lacić 4, Maciej Mysiak 5 – Tomasz Wróbel 4 (63 Paweł Buzała 3), Grzegorz Fonfara 4, Grzegorz Baran 4, Leszek Nowosielski 5 (70 Miroslav Boپok 2), Kamil Kosowski 5 – Marcin Ł»ewłakow 5 (83 Grzegorz Kuświk).
Widzew: Maciej Mielcarz 6 – Adrian Budka 5, Ugochukwu Ukah 4, Jarosław Bieniuk 5, Dudu ParaÃba 5 – Krzysztof Ostrowski 3 (46 Souheïl Ben Radhia 2), Bruno Pinheiro 4, Mindaugas Panka 3, Princewill Okachi 4, Nika Dzalamidze 4 (86 Piotr Grzelczak) – Przemysław Oziębała 2 (46 Igor Alves 2).