Przegląd prasy zaczynamy od tabloidu, który jak zwykle przyłapał działaczy PZPN na chlaniu. Ale to chyba było tak samo trudne, jak przyłapanie Kuby Wojewódzkiego na randce z młodą laską.
FAKT
Dziś zaczynamy od „Faktu”, bo wreszcie – po dwóch czy trzech tygodniach posuchy – przypomniał o swoich możliwościach. Mamy więc zdjęcie Grzegorza Laty pijącego winko (pełna kultura, trudno coś zarzucić) i Zdzisława Kręcina ordynarnie walącego białą z kieliszka. W białej gustował też Rudolf Bugdoł.
Mnie nie trzeba namawiać na alkohol! – powiedział niedawno kategorycznie Zdzisław Kręcina (65 l.). Sekretarz PZPN nie chce być gołosłowny, co pokazał podczas spotkania z działaczami niemieckiej federacji piłkarskiej w restauracji na sopockim molo.
(…)
Kręcina, jak widać, niczego sobie nie robi z tego, że ostatnio został wyproszony z samolotu, bo – zdaniem pasażerów – był w stanie wskazującym na spożycie alkoholu, zachowywał się głośno i wulgarnie. Nasi dwaj bohaterowie z centrali PZPN nie mogli odpuścić takiej okazji jak spotkanie z Niemcami. Pokazali kolegom z tamtejszej federacji DFB, wśród nich wiceprezydentowi związku Reinhardowi Rauballowi, jak się biesiaduje w Polsce. I tak się toczyły te nocne rozmowy: – Hop, siup, cyk, łyk!
Z jednej strony – nie ma nic złego w tym, że się dorośli ludzie wieczorem napiją, gorzej gdyby nawaleni szli do pracy. Atakowanie więc działaczy PZPN za te akurat fotki zalatuje hipokryzją na kilometrów. Z drugiej jednak strony – jest coś w tym, że działaczowi PZPN łatwiej zrobić zdjęcie z wódką niż np. z laptopem.
Dostaliśmy też maila od jednego z czytelników. Napisał tak: „Dziś piją non stop od 9.00 rano. Mój kumpel zaczął już pracę i od rana rachunek za samą wódkę wynosi 1000 zł. Jak ta piłka ma wyglądać, jak działacze odpierdalają takie rzeczy?”.
O, i tu już jest gorzej. Jeśli ktoś rzeczywiście pije od 9.00 to znaczy, że ma ze sobą bardzo duży problem.
„Fakt” wynalazł też inną ciekawostkę. Franciszek Smuda chwalił się w niemieckiej gazecie: – Pokonaliśmy Wybrzeże Kości Słoniowej 3:1. Rywale mieli zawodników z Arsenalu, Chelsea, np.Didiera Drogbę. Potem otwieram gazetę i czytam, że taki wynik to za mało… Gazeta słusznie zauważa, że Drogbie nie chciało się w tym meczu zagrać i nawet nie przyleciał.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dzisiaj prawie nic, co zrozumiałe, ze względu na zabójczą dla gazety porę meczu Polska – Niemcy. Zastanowiły nas noty, bo kiedy zsumowaliśmy te dla naszej podstawowej jedenastki, to wyszło 67. A Niemcy uzbierali łącznie 56 punktów. Wychodzi na to, że byliśmy zdecydowanie lepsi.
SPORT
„Sport” nam się dzisiaj podoba bardziej od „PS”, oferuje więcej do poczytania na temat piłki. Niepodrabialny jest Antoni Piechniczek, który byłby chory, gdyby nie nawygadywał typowych dla siebie głupot.
Głupota pierwsza: „Mieliśmy wielu znakomitych siatkarzy, od Edwarda Skorka i Wiesława Gawłowskiego począwszy, wyedukowanych na znakomitych polskich AWF-ach, a sięgnęliśmy po farmera z Argentyny, który hodował konie, i jeszcze piejemy nad jego dokonaniami”.
Głupota druga: „Gdybyśmy zaufali polskim konstruktorom, którzy wiedzieli, jak to zrobić – a działo się to jeszcze za rządów marszałka Michała Czarskiego – to Stadion Śląski byłby już dawno zadaszony i gotowy do największych wyzwań. Wybraliśmy jednak niemiecką myśl architektoniczną i stało się, jak się stało”.
Panu Piechniczkowi przypominamy, że farmerów z Argentyny mieliśmy w ostatnim czasie dwóch. Jeden zdobył wicemistrzostwo świata, a drugi mistrzostwo Europy. Jest to pewien powód, by „piać nad ich osiągnięciami”. A Edward Skorek, o ile się nie mylimy, trenerem reprezentacji siatkarzy też był i nie wygrał NIC.
W „Sporcie” podoba nam się też felieton Łukasza Ł»urka. Fragment:
Gdybyś ktoś chciał zrobić na złość jednemu z obecnych sponsorów kadry, nakręciłby krótką reklamówkę – oczywiście z Adamiakową w roli głównej. Scenariusz bardzo prosty. Przychodzi kobiecina do lekarza i z wielką nadzieją w oczach informuje go o swoich dolegliwościach – mdłości z samego rana i zawroty głowy. Doktor też się uśmiecha, ale nie pozostawia złudzeń: „Nie, proszę pani. To nie ciąża. To tylko niedożywienie. Proszę lepiej jeść i więcej się ruszać”.
Byłaby to wcale niechybiona alegoria nawiązująca do obecnej kondycji kadry Franciszka Smudy. Mieliśmy nadzieję, że w ten wtorkowy wieczór wydarzy się coś naprawdę niezwykłego. Wcale nie musieliśmy wygrać pierwszy raz z Niemcami. I nie chodziło też o pierwszą po 31 latach bramkę. Wystarczyło zagrać tak, żeby porwać serca kibiców i sprawić, by wyczekiwanie na finały Euro 2012 wydało się nieznośnie długie.
Jeśli to się udało, to tylko w sumie przez kwadrans. Zdecydowanie za krótko, by uwierzyć, że poczęto coś, co w pełni rozkwitnie za dziewięć miesięcy – bo dokładnie tyle zostało do turnieju o mistrzostwo Europy…
GAZETA WYBORCZA
Jedna strona o meczu i w sumie sprawozdanie, które najprzyjemniej się czyta (autorstwa Roberta Błońskiego).



