Najpierw w maksymalnym skrócie – jesteśmy beznadziejni. Potem trzeba dorzucić drugie słowo – jesteśmy frajerami. No i trzecie – jesteśmy farciarzami. W meczu, w którym byliśmy absolutnym tłem dla drepczących reprezentantów Niemiec, mogliśmy pokusić się o historyczne zwycięstwo. Ale nie – najpierw na bezsensowny wślizg musiał zdecydować się Arkadiusz Głowacki, a potem – pięć sekund przed końcem spotkania – poślizgnął się Jakub Wawrzyniak. Niemożliwe są te nasze asy. Nawet jak Pan Bóg ich ciągnie za majtki w górę, nawet jak im zsyła Wojciecha Szczęsnego, to i tak zawsze coś spieprzą.
Ale w sumie może dobrze, że spieprzyli, bo przy tych wszystkich wspaniałych jedenastkach z przeszłości, które nie dały rady Niemcom, trochę głupio byłoby, gdyby historię miały pisać dzisiejsze ciamajdy.
Wynik tak czy siak całkowicie zamazuje obraz. Powinno być… Ha! Aż ciężko to oszacować! Cztery do dwunastu? Niemcy zdecydowanie nie wyglądali na drużynę, która walczy na śmierć i życie, za to przypominali zespół, który wolałby raczej nie przegrać. I nawet jak zdobyliśmy gola w doliczonym czasie gry, to Jurij Szatałow powiedziałby: – Za wcześnie! Bo to było za wcześnie, jak się ostatecznie okazało. Za wcześnie nawet na Niemców, którzy – co pokazał „Fakt” – spędzali czas na plaży w Sopocie.
Nie graliśmy dziś w piłkę. Grali – nieszczególnie, raczej na 40 procent możliwości – Niemcy i wjeżdżali w nas jak w masło. Lubimy szukać porównań, więc powiedzmy tak: Austria – Polska na Euro 2008. Przeciwnicy nas demolują, ale Boruc broni. Dzisiaj zamiast Boruca był Szczęsny, a reszta bez zmian. Jeśli ktoś liczył, ile razy w drugiej połowie mieliśmy piłkę pięć sekund lub dłużej – wystarczyło mu palców jednej ręki. Dlatego można się cieszyć z remisu, bo to przecież remis z czołową drużyną świata, ale trzeba pamiętać o jednym: to był trening. I ten trening nie nastraja optymistycznie przed Euro 2012. Reporter TVP coś tam bajdurzył, że to „Polacy długo trzymali inicjatywę”, ale to jeszcze jeden dowód na szerzącą się na Woronicza chorobę psychiczną i konieczność pilnego wprowadzenia obowiązkowych badań lekarskich. Kiedy Jacek Kurowski mówi, że „remis jest sprawiedliwy”, to też znaczy, że chyba mecz spędził tyłem do boiska.
Sorry, panowie.
Mamy dwóch piłkarzy. Pierwszy nazywa się Wojciech Szczęsny i jest kapitalnym bramkarzem, parada w drugiej połowie – kiedy sparował piłkę na poprzeczkę – była nadzwyczajna. Drugi to Robert Lewandowski, który doskonale czuł się w rozgrywaniu i aż żal, że Franciszek Smuda nie dał mu pograć razem z Pawłem Brożkiem. Skoro Lewandowski chce grać daleko od bramki, skoro to potrafi, to czemu mielibyśmy mu tego zabraniać? Cała reszta jest tylko tłem.
Wałdoch: – Widzałem mecz z Austriakami, wygrany 6:2. Zremisować z tym zespołem 2:2, to… chylę czoła.
A czy ten mecz nie mógł skończyć się wynikiem 6:2? Dajcie austriackiego bramkarza nam, a Szczęsnego Austriakom i będzie odwrotnie! Oni 2:2, my 2:6! Chyba, że mamy taką taktykę, że liczymy, iż napastnik drużyny przeciwnej nie będzie trafiał w bramkę, nawet praktycznie pustą? Rozróżnijmy naszą grę od zwykłego szczęścia, a raczej pecha przeciwnika. Miroslav Klose aż się sam z siebie śmiał: – Miałem tych sytuacji… Trzy, cztery, pięć?
Zdarzają się w futbolu mecze niewytłumaczalne. Przeciwnik wszystko pieprzy, pudłuje, psuje, a jedna drużyna – bach, cud, gol. Ale zdarzają się rzadko. Jeśli nawet wtedy się nie wygrywa, to kiedy? Powiedzcie, czy można mieć więcej szczęścia, niż Polacy dzisiaj? Graliśmy dzisiaj w czternastu – było jedenastu piłkarzy i Trójca Święta. Ciągle za mało?
Oprócz Szczęsnego i Lewandowskiego, najbardziej istotne były następujące postaci.
Sławomir Peszko – miał trzy sytuacje sam na sam, ale wszystkie zepsuł, co można uznać za pech, a można za wrodzoną (lub nabytą) pierdołowatość. Skala nieskuteczności – dziesięć Ćwielongów!
Arkadiusz Głowacki – wieczny fatalista, przyciągający nieszczęścia, jak Zdzisław Kręcina kalorie. Nigdy nie wiadomo, co akurat odwali, więc trudno mieć do niego stuprocentowe zaufanie. Dzisiaj do kompletu zabrakło mu tylko odniesienia kontuzji (zazwyczaj jest to rozbity łuk brwiowy).
Jakub Wawrzyniak – maczał palce w obu golach, bo pierwszy wpadł po jego stracie. Drugi, wiadomo – potknięcie. Mógł być jeszcze trzeci i czwarty. Wawrzyniak ma jednak spokój: jest jednych z trzech czy czterech polskich lewych obrońców.
Ale nie ma co szukać kozłów ofiarnych, ponieważ my – jako zespół – nie graliśmy w piłkę. Napiszemy to jeszcze raz – nie graliśmy w piłkę. Mieliśmy bramkarza, który bronił i napastnika, który cofał się i rozprowadzał piłkę. Tylko tyle.
Dlatego niech Smuda nie narzeka na pecha i na sędziów, tylko ucałuje Wojciecha Szczęsnego i mu podziękuje, że nie dostał kompromitującego 4:12 czy 2:8. Smuda powiedział: – Nie rozumiem sędziego. Kiedy wpuszczałem Pawłowskiego, mówił „szesnaście sekund”. Czyli Pawłowski powinien zrobić pięć, sześć kroków i byłby koniec.
Franiu, przed Euro 2012 podszkol się w zasadach. Za zmianę sędzia dolicza 30 sekund, nawet jeśli jest to zmiana w doliczonym czasie gry. Dalej Smuda stwierdził też, że rzut karny był podyktowany niesłusznie, bo Głowacki nie trafił Muellera. To też oczywiste pieprzenie – otóż nie musiało być żadnego kontaktu, by arbiter miał prawo (obowiązek) zagwizdać. Głowacki wykonał wślizg, którym nie trafił w piłkę, za to uniemożliwił kontynuowanie akcji przeciwnikowi. Niemiec nie musiał dać sobie połamać nóg, by była „jedenastka”. Uciekał z nogami, bo musiał, tak jak się ucieka przed nadjeżdżającym tramwajem. I kiedy jakimś cudem ucieknie się przed tramwajem, to nie znaczy, że motorniczy nie popełnił wykroczenia.
Możemy się wszyscy sztucznie pompować, ale z całego meczu wyszła dupa. Po pierwsze – my słabi. Tak słabi, że od dziś Niemcy modlą się, by nas wylosować. Po drugie – atmosfera katastrofalna. Hańbą jest, że na takim spotkaniu nie było kompletu, ogromną porażką PZPN był też brak dopingu. Możecie panowie działacze udawać, że ten wasz śmieszny Klub Kibica ma jakikolwiek sens, ale po Euro 2012 – jak tak dalej pójdzie – Zdzisiek Kręcina będzie mógł chrapać cały mecz i nikt mu nie zwróci uwagi. Stadiony będą puste. Tak żenującej atmosfery na meczu kadry rozgrywanym w Polsce nie było odkąd interesujemy się futbolem.
PS To naprawdę kompromitujące, że mecz dla TVP komentuje RASISTA. Jak to możliwe, by nikt nie odłączył mikrofonu Dariuszowi Szpakowskiemu i by mógł on mówić na czarnoskórego zawodnika „kakao”? Wstyd i skandal na całą Europę.