Reklama

Grajewski: Chce się rzygać, gdy śpiewają “nic się nie stało”

redakcja

Autor:redakcja

06 września 2011, 01:34 • 10 min czytania 0 komentarzy

W ostatnim czasie ściągnął do Bundesligi choćby Sławomira Peszkę. Od lat mieszka w Niemczech i działa w tamtejszym futbolu. A przy tym, jak się okazuje, ma sporo interesujących opinii i wniosków. Na temat kadry, Smudy czy Arboledy… O grze Perquisa w naszej kadrze mówi na przykład tak: “Jego dziadek podobno wyemigrował z Polski 80 lat temu. No, proszę pana… To tak, jakby jakiś Polak kupił sobie owczarka alzackiego i pojechał do Niemiec prosić o paszport… Dostałby takiego kopa w cztery litery, że chyba znalazłby się w Albanii”. Działacz i menedżer piłkarski – Andrzej Grajewski w rozmowie z Weszło na kilkanaście godzin przed meczem Polska – Niemcy.
Jak to spotkanie odbiera strona niemiecka? Tylko szczerze.
Z zaciekawieniem. Joachim Löw wziął sobie za zadanie wypróbować kilku młodych zawodników, o których już trochę wie, którzy od jakiegoś czasu regularnie grają Bundeslidze… Choćby z racji tego mecz na pewno będzie ludzi interesował. Inna sprawa, że w Niemczech każde spotkanie narodowej kadry to święto. I jestem w stu procentach pewien, że przed telewizorami usiądzie sześć do ośmiu milionów ludzi.

Grajewski: Chce się rzygać, gdy śpiewają “nic się nie stało”

Sama Polska chyba przesadnie nie elektryzuje.
Niemcy znają Lewandowskiego, Peszkę, Matuszczyka. Tych zawodników na co dzień oglądają w meczach Bundesligi, więc już sam fakt, że wiedzą coś o swoim rywalu skłania ich do większej uwagi. Jest to na pewno wyższy poziom zainteresowania niż – przypuśćmy – meczami z Bułgarią, Albanią czy Rumunią.

W kontekście reprezentacji Niemiec przestało już mówić się w kółko o Klose czy Podolskim. Pojawia się nowe pokolenie – Götze, Badstuber, Özil. Średnia wieku kadry – 24 lata.
Tak jak pan mówi. Do niemieckiej reprezentacji wchodzi cała plejada młodych, bardzo utalentowanych zawodników. Özil to taka wizytówka tego pokolenia. Nowej reprezentacji, która gra zupełnie inną piłkę – bardziej dynamiczną, szybszą i zdecydowaną. A oprócz tego – przez tę młodość, zaangażowanie i inną szybkość w rozgrywaniu akcji – Niemcy stali się bardzo bramkostrzelni. To wszystko w tym momencie cechuje całą nową falę piłkarzy.

Nic dziwnego, że Niemcy tyle sobie po niej obiecują.
Oczywiście. A trzeba powiedzieć, że mecze reprezentacji Niemiec nie zawsze były przecież oklaskiwane. Czasem też kończyły się gwizdami. Jednak dziś kibice są ze swojej drużyny bardzo dumni – oczywiście z tego Khediry, Özila, Schürrle… Ale i całej plejady ludzi z drugiego szeregu, którzy nadal czekają na swoją szansę. Jestem pewien, że będzie to nowa marka, nowy “qualität” niemieckiej kadry.

Niektórzy twierdzą, że jej największą siłą jest sam Joachim Löw.
Na tym etapie rozwoju drużyny udało mu się zachować dyscyplinę w szatni. Przychodzę do hotelu na zgrupowanie i widzę kolektyw. A z drugiej strony widzę też, jaki sztab ludzi – konkretnych fachowców – pracuje wokół trenera na jego sukces.

Reklama

Winfried Schaefer w wywiadzie dla “Polska The Times” mówi, że Polacy powinni wkalkulować porażkę z Niemcami w swoją naukę przed Euro.
Cenię go za osiągnięcia w Bundeslidze – w Stuttgarcie, Karlsruhe czy reprezentacjach spoza naszego kontynentu, ale jak to mawiał świętej pamięci Kazimierz Górski: “dopóki piłka w grze…” Dajmy Polakom jakąś szansę na te dziewięćdziesiąt minut. Chyba już najwyższy czas pokazać, że sama organizacja Euro 2012 nie musi być naszym jedynym sukcesem.

Niemiecka solidność pozwoli trochę odpuścić w meczu towarzyskim?
Oczywiście, że nie pozwoli, bo akurat zawodnicy, którzy dostaną szansę w Gdańsku mają bardzo wiele do udowodnienia. Nawet taki Mertesacker. Niedawno zmienił klub. Wysłannik Arsenalu usiądzie na trybunie, żeby zobaczyć czy on już w weekend może wybiec w pierwszym składzie w meczu ligowym, czy jeszcze nie. Do tego Götze, Schürrle – jeszcze raz powtórzę te nazwiska. To są ludzie, którzy bardzo głośno pukają do kadry i nie chcą być w niej tylko na zasadzie zamienników.

Co pana zdaniem jest dziś najlepszą wizytówką niemieckiej kadry?
Dyscyplina taktyczna. Niemcy nigdy nie grali na hurra, jak jeźdźcy bez głów. Nigdy w takim stylu, jak Hiszpania czy Brazylia. Czasem nie przynosiło to rezultatów, bo przeciwnik nie miał akurat wielu słabych stron. Ale jednak z jakiegoś powodu utarło się powiedzenie, że dwudziestu dwóch zawodników wchodzi na boisko, a na końcu i tak wygrywają Niemcy.

Tak pan już przesiąkł tą ideologią?
Nie. Ja cały czas uważam, że w Polsce można stworzyć dobrą reprezentację. Nie na poziomie 65. miejsca w rankingu FIFA i nie na tym poziomie, którym niektórzy zachwycają się po meczu z Meksykiem… Dla mnie akurat jego ocena powinna być jak najgorsza. Pokazaliśmy bardzo archaiczny styl gry, który na Niemców naprawdę nie wystarczy. Trzeba wiele, wiele więcej.

Przynajmniej wreszcie uda się zapełnić stadion…
Najważniejsza drużyna w najpopularniejszej dyscyplinie powinna w każdym meczu zapełniać trybuny, a jednak ciągle tego brakuje. Nie wiem, jakie są koszty organizacji spotkań. Ale prawda jest brutalna – w piłce nożnej zawsze najwierniejsi byli ci najbiedniejsi. Nie można tych ludzi karać za to, że nie mają pieniędzy i nie mogą przyjść na stadion, na mecz swojej narodowej drużyny. Znów odniosę się do Niemiec – tutaj przy okazji każdego spotkania, w każdym mieście kalkuluje się ceny biletów tak, żeby mieszkańców było stać za nie zapłacić. Mecz z Meksykiem w stolicy pokazał, że w Polsce się o tym nie myśli.

Pokazał też o ile lepszym zespołem, jeśli chodzi o kulturę gry, był nasz rywal.
O ile lepszym? No, o jakieś 40 miejsc… Nie chcę na siłę krytykować, bo wiadomo, jak jest w Polsce – selekcjonerów tysiące i każdy wie najlepiej. Ale jednego jestem pewien – gra w meczu z Meksykiem nie miała żadnego podtekstu taktycznego. Ł»e robię coś, bo na treningu to przećwiczyłem i teraz wiem, jak zagrać i gdzie pobiegnie jeden czy drugi partner. Tego absolutnie nie było. Meksykanie pokazali nam, czym jest indywidualne wyszkolenie techniczne. Piłka im nie przeszkadzała i tak, jak im się podobało, tak regulowali sobie tempo gry. To tylko uświadamia, że przed Smudą jeszcze wiele pracy przy składaniu drużyny. Nie tylko na boisku, ale i przy kartce papieru. Zostało dziewięć miesięcy, a nie pasuje tyle rzeczy, że nie wyobrażam sobie, że na Euro może wyglądać to w ten sposób.

Reklama

Na oczy pewnie i tak przejrzymy dopiero, gdy zagramy mecz o stawkę. Brutalnie zderzając się z rzeczywistością.
Tylko, że ta nasza gromada kandydatów do gry na Euro – bo nie chciałbym żadnego z nich nazywać pewniakiem – powinna w absolutnie KAŁ»DYM meczu pokazać, że im zależy i że właśnie prezentują selekcjonerowi wszystko, co mają najlepsze. Na razie za dużo rzeczy jest postawionych na głowie. Przychodzą jacyś zawodnicy, którzy jeszcze trzy dni wcześniej mieli inny paszport… Nie chce się w to zagłębiać. Mam nadzieję, że przyniesie to chociaż jakiś sukces. Bo jeżeli nie, niestety trzeba będzie całe towarzystwo rozgonić…

Czyli Polanskiemu, Perquisowi, Arboledzie mówi pan “nie”?
Jestem za tym, żeby drużyna klubowa ściągała jak najlepszych obcokrajowców, ale – do cholery – nie reprezentacja. Dlaczego nas, Polaków ma reprezentować jakiś nie-Polak? Facio, który daje wywiady, że czuje się Niemcem, po czym widzi, że w niemieckiej kadrze nie ma już szans grać i nagle i zaczyna czuć się Polakiem… Absurd. Co, jeśli chodzi o Perquisa… Jego dziadek podobno wyemigrował z Polski 80 lat temu, tak? No, proszę pana… To tak, jakby jakiś Polak kupił sobie owczarka alzackiego i pojechał do Niemiec prosić o paszport… Powiem krótko. Dostałby takiego kopa w cztery litery, że chyba znalazłby się w Albanii.

Obrazowe porównanie.
Z punktu widzenia Franza Smudy może i da się to wszystko zrozumieć, ale niesmak jest. Kolejne pytanie za trzy punkty – dlaczego nie gra u nas Koscielny?

Bo pojawiła się szansę gry dla Francji.
A, no właśnie! Więc już wszystko wiemy.

Jaki pan ma stosunek do samego Smudy?
Można powiedzieć, że kiedyś byliśmy na siebie zdani. Nasze drogi się zachodziły. Ja łaknąłem sukcesu, jakim było mistrzostwo Polski z Widzewem czy dobre występy na Zachodzie. Nauka ładnej, ofensywnej gry. A Franz… On po swojej przygodzie w Stali Mielec już prawdopodobnie nigdzie w Polsce nie dostałby pracy. Ale ja go akurat wybrałem i mówię: “słuchaj, jak się weźmiesz w garść, będziesz kiedyś dobrym trenerem”. Czy mu się to podobało, czy nie, musiał mnie wtedy słuchać (śmiech). Teraz poszedł swoją drogą, bo wydaje mu się, że wie już wszystko. A niestety – piłka to temat – rzeka. I ani żaden Smuda, ani żaden Grajewski nie wie o niej wszystkiego… Ale jeszcze taka dygresja, można?

Jasne.
Mówiłem, że wiele spraw stoi na głowie. No i dzisiaj na przykład dowiaduję się, że Michał Probierz przyjmuje pracę w ŁKS-ie. Dla mnie, szczerze mówiąc, to jest rozczarowanie roku. Uważam, że ten trener miałby szansę na dłużej usadowić się wysoko, wysoko w hierarchii polskich trenerów. A nagle przychodzi do klubu, który boryka się z problemami finansowymi, gdzie nie ma wyników, nie ma drużyny, którą sam sobie stworzył i przygotował… Jakie on tam ma szanse?

Prawdopodobnie nie da rady.
No, nie da. Właśnie nie da. Chyba, że po tym, jak go zwolnili z Jagiellonii poszedł na szybki kurs do Copperfielda.

Pan kiedyś o Smudzie powiedział, że to trenerski Copperfield…
To akurat odnosiło się do meczu Widzewa w Kopenhadze. Trener Duńczyków był tak zadufanym człowiekiem, że zdejmował dwóch najlepszych zawodników, żeby pokazać Polaczkom: “słuchajcie, wy to najwyżej do orania pola, a my do grania w piłkę”. Siedząc na ławce czułem się tak, że najchętniej wkręciłbym się w ziemię, jak korkociąg, żeby nikt mnie nie widział. A jednak w oczach Franka cały czas coś było. On cały czas wierzył. Trzeba mu oddać, że chemia z drużyną wtedy się jak najbardziej zgadzała.

Jedna z anegdot głosi, że kazał mu pan zwracać się do siebie po niemiecku, bo po polsku trudno było zrozumieć…
Wie pan, jak Franz przyjechał do Niemiec – a ja do tej pory nie bardzo wiem czy on jest Niemcem, czy Polakiem (śmiech) – miał duże problemy z komunikacją. Z przekazywaniem dokładnych informacji na temat gry czy taktyki w języku polskim. Więc ja mu pewnego dnia mówię: “Franiu, weź ty spróbuj powiedzieć to po niemiecku, może cię wreszcie zrozumiem”. No i tak poszło. Ktoś usłyszał, powtórzył, powstała anegdota… Ale to sama prawda.

Smuda ma pojęcie o taktyce? Z Meksykiem, na przykład, kompletnie nie potrafiliśmy zagrać w ataku pozycyjnym.
Może trzeba najpierw zapytać Smudy, jaka jest jego definicja ataku pozycyjnego? Ja dam panu przykład… Proszę zobaczyć Barcelonę i przez chwilę się zastanowić – czy oni w ogóle grają z kontry? No, rzadko. A już Real – jak najbardziej. Ma takiego stumetrowca, jak Ronaldo, który będzie to wszystko napędzał. Smuda właśnie w ten sposób powinien się nad tym zastanowić. Człowiek, który być może nie jest pewny, na czym polega atak pozycyjny, powinien usiąść przed telewizorem i przyjrzeć się, w jaki sposób robią to najlepsze, nowoczesne drużyny. Przykro to mówić, ale uważam, że jeszcze wiele czasu upłynie zanim zaczniemy czerpać od mądrzejszych od nas.

Czyli mecz z Niemcami nie musi nas niczego nauczyć.
Od oceny tego są ważniejsi niż my – selekcjoner i działacze. Ale ja powiem panu coś innego – typowo po polsku. Mnie się, za przeproszeniem, rzygać chce, gdy kibice na trybunach śpiewają “nic się nie stało, Polacy nic się nie stało”. Jak to – nie stało? Dla mnie to jest przykre i bardzo tanie. Nigdy nie staniemy się poważnym piłkarskim krajem, jeśli będziemy cieszyć się z remisów czy porażek w dobrym stylu…

Telewizyjni eksperci wmówią nam, że styl był. A następnym razem będzie jeszcze lepszy.
Wie pan, ja w pewnym momencie wyłączam głos, bo już tego koncertu życzeń nie mogę słuchać. Dziwię się, że w Telewizji Polskiej jest to akceptowane. To jest dramat. Po prostu dramat. W Niemczech ludzie, którzy oceniają zawodników muszą być krytyczni i obiektywni, bo tylko przez krytykę można coś naprawić. Tylko takie konstruktywne opinie mogą dać do myślenia. A w Polsce? Zawsze znajdzie się dwóch czy trzech intruzów, którzy oglądają chyba inny mecz.

Padło trochę gorzkich słów. Pan generalnie należy do grona pesymistów? Czy wersja – jakoś to będzie?
“Jakoś to będzie” dawno już nam się przejadło. W tej chwili piłka bywa przewrotna. Jedenastu gwiazdorów nie da czasem tyle, co jedenaście złożonych ze sobą charakterów. Pod tym względem widzę w naszej kadrze duże rezerwy i niedociągnięcia. Ale nie jestem selekcjonerem i nie ja decyduję. Kiedyś decydowałem w Widzewie, to mieliśmy sukcesy… Był Sławek Majak, Andrzej Kobylański, cała plejada… Marek Citko – dla mnie w tych czasach jeden z najlepszych pomocników w Europie. Radek Michalski, niesamowity lider Tomasz Łapiński. Można powspominać.

Ale do rzeczy – wierzy pan czy ani trochę?
Choć wiele rzeczy w kadrze mi się nie podoba, życzę Frankowi jak najlepiej. Patrząc przez pryzmat tego, co było, jego porażka byłaby prawie moją porażką. Ma teraz swoich doradców, słucha innych ludzi, nie dostrzega życzliwych porad i nic na to nie poradzimy. Oby tylko ta jego drużyna zagrała na Euro tak, żebyśmy po trzecim meczu nie musieli tego towarzystwa rozgonić.

Pan chciałby doradzać Smudzie?
Zmieniłbym wiele, ale na dziewięć miesięcy przed turniejem niezdrowo byłoby już tam wchodzić i mieszać mu w głowie. Cały czas wierzę, że ma jakąkolwiek koncepcję… Chociaż jeśli będziemy dalej prezentować ten sam archaiczny futbol, co z Meksykiem czy inną Litwą, wielu okazji do radości nie będzie…

ROZMAWIAŁ PAWEŁ MUZYKA

Najnowsze

Francja

Frankowski z asystą w meczu Ligue 1. Pierwsza w tym sezonie [WIDEO]

Bartosz Lodko
0
Frankowski z asystą w meczu Ligue 1. Pierwsza w tym sezonie [WIDEO]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...