W rodzinnym Neapolu kibice najchętniej ukamienowaliby go w środku miasta lub utopili w wodach Morza Tyrreńskiego. W regionie Friuli uzyskał za to status lokalnego bożyszcza i z reguły wszyscy noszą go na rękach i pieją z zachwytu nad jego wyczynami. Mimo upływających lat wciąż robi swoje, zachwyca, strzelając po kilkadziesiąt bramek w sezonie. Na boisku niezwykle waleczny, poza nim, chodzący własnymi ścieżkami, bezkompromisowy, niezwykle rodzinny, nad wyraz ceniący swoją prywatność. Dobry mąż i ojciec. Antonio Di Natale – jeden z najlepszych włoskich zawodników, na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci ma szansę, po raz trzeci z rzędu, zyskać tytuł Capocannoniere, we włoskiej SerieA. Przed nim ta sztuka udała się zaledwie dwóm osobom – Michelowi Platiniemu i Gunnarowi Nordhalowi.
Antonio Di Natale urodził się w małej, położonej nieopodal Neapolu, mieścinie Castello di Cisterna. Z tej samej miejscowości wywodzi się chociażby Vicenzo Montella. Obaj panowie, mimo takiego miejsca urodzenia, nigdy nie założyli koszulki zespołu Napoli. Aktualny trener Catanii nie ma z tym problemu. Di Natale, wręcz przeciwnie. Zarówno jeden jak i drugi strzelali bramki zespołowi z Neapolu w barwach innych drużyn SerieA. Mimo tego, tylko popularny „Toto” znajduje się na samym szczycie czarnej listy wśród tifosich zespołu ze Stadio San Paolo. Nienawiść, żółć, nieskrępowana niechęć do Di Natale manifestowana jest nie tylko na trybunach, ale również na różnego rodzaju forach internetowych, czy portalach społecznościowych. Przykład.
Screen z facebooka, gdzie fani Napoli założyli grupę o wymownym tytule – „Nie jesteś i nigdy nie będziesz prawdziwym Neapolitańczykiem”. U podstaw tak pejoratywnego nastawienia leży nieopaczne zachowanie, dość naiwnie wypowiedziane, przez napastnika Udinese, zdanie. Po jednym ze spotkań pomiędzy ekipą ze Stadio Friuli a zespołem Napoli, w którym Di Natale oczywiście trafił do siatki, napastnik w taki oto sposób uzasadnił powstrzymanie się od eksponowania radości po zdobywanych bramkach – „nie cieszyłem się, bo jestem Neapolitańczykiem”.
Kibice nie przyjęli tego z rozrzewnieniem, wręcz przeciwnie, przypomnieli sobie wcześniejsze starcie obu ekip, ponownie z Antonio Di Natale w roli głównej i wytknęli krajanowi zaobserwowaną wówczas erupcję radości po trafieniach zapisywanych na konto Udine. Lawina obelg posypała się momentalnie. „Di Natale Ty kupo gówna” – to jedna z najpopularniejszych. Prosty komunikat. Skala niechęci wydaje się być grubo przesadzona. Vicenzo Montella może odetchnąć z ulgą, że nie błyszczał w starciach z Napoli i potrafił uważniej dobierać słowa, bo mógłby go spotkać podobny ostracyzm i skazanie na banicję.
Na szczęście Di Natale nie potrzebuje uwielbiania, a nawet zwykłego poszanowania ze strony rodzimych kibiców. W Udine, gdzie mieszka wraz z rodziną od kilku lat, cieszy się nieskalaną opinią. Kibice na Stadio Friuli uwielbiają „SuperToto” i nikt nie powie, nie odważy się powiedzieć, złego słowa na temat Il Capitano. Trudno się dziwić. Po przekroczeniu trzydziestego roku życia Di Natale osiągnął niebywałą, niespotykaną wcześniej formę i jest zdecydowanie największą gwiazdą drużyny Francesco Guidolina. 57 bramek i tytuły króla strzelców w ostatnich dwóch sezonach mówią same za siebie, a to jeszcze nie koniec – „Moim marzeniem jest zostać Capocannoniere trzeci raz z rzędu i połączyć to z sięgnięciem po tytuł mistrzowski z Udinese. Czuję się tutaj świetnie. Dla mnie to był wybór serca. Mam kontrakt do 2013 roku i chcę pozostać tutaj do końca kariery” – jasno deklaruje swoje plany.
Na początku 2010 roku wiatr najmocniej zadął w żagle Antonio, prowadząc do niesamowitego rezultatu 13 zdobytych bramek w ciągu zaledwie czterech spotkań. Nie bez powodu snajper Udine został wówczas uznany najlepszym zawodnikiem całej ligi. Długo czekał na to wyróżnienie, bo miał już wówczas 33 lata, ale w pełni na nie zasłużył. „Antonio Di Natale to zawodnik od którego każdy mógłby uczyć się zasad prawdziwego profesjonalizmu” – nie szczędzi komplementów swojemu podopiecznemu Francesco Guidolin.
Kibice na Stadio Friuli kochają Di Natale nie tylko ze względu na zdobywane bramki i przeprowadzony, głównie dzięki jego staraniom, renesans całego zespołu Udine, ale przede wszystkim za przywiązanie do barw klubowych i poszanowanie dla fanów i całej lokalnej społeczności. Po osiągnięciu życiowej dyspozycji, wywindowaniu zespołu na czołowe lokaty a siebie na szczyt klasyfikacji strzelców, usilne starania ściągnięcia „Małego Rycerza” podjęli działacze Juventusu Turyn. „Stara Dama” rozczarowana wpadkami, w kontekście transferów kolejnych drewnianych i kompletnie nieefektywnych napastników, szukała gwarancji sukcesu. A to uosabiał i wciąż uosabia Antonio Di Natale. Mimo kuszącej oferty kapitan Udinese odrzucił propozycję i pozostał w zespole „Zebr”, czym zaskarbił sobie dozgonne uznanie i estymę wśród tifosich ze Stadio Friuli, którzy chóralnie śpiewali: „Grazie Totooo”. Główny zainteresowany tłumacząc swoją decyzję podkreślał wspaniała otoczkę towarzyszącą zespołowi Guidolina – „Mam 33 lata, nie jestem już nastolatkiem, zmieniłem optykę, mam inne priorytety. Jestem szczęśliwy, że mogę grać w profesjonalnym klubie, gdzie jednocześnie panuje rodzinna atmosfera, zostałem ze względu na ludzi, którzy mnie tutaj otaczają”.
„Za wielkim człowiekiem zawsze stoi wielka kobieta” – mówi znane porzekadło. Media w regionie Friuli bardzo cenią małżonkę „SuperToto” – Ylenię Betti. Oboje poznali się jeszcze, gdy Antonio nie mógł narzekać na popularność, bo występował zaledwie w zespole primavery w Empoli. Włoscy dziennikarze podkreślają, że Di Natale cechuje wyjątkowe przywiązanie do rodziny, żony i dwójki dzieci.
Taka postawa to rzadkość, szczególnie w świecie gwiazd show biznesu, bo taki status posiadają najpopularniejsi ludzie calcio w Italii. „Sympatyczna, piękna i charyzmatyczna” – tak w jednym z artykułów opisana została życiowa partnerka Di Natale. Jeden z dziennikarzy zafrapowany ich zażyłością, zapytał, czy Antonio dedukuje jej swoje bramki, skoro tak często podkreśla ważkość ich wzajemnych relacji – „Nigdy nie zadedykował mi żadnej bramki. Zawsze powtarza mi, że nie chce publiczne okazywać przywiązania i robić wszystkiego w owczym pędzie. Zawsze był nonkonformistą, szedł pod prąd i tak też jest w tym przypadku. Pewnie gdyby nikt tego nie robił, to dedykowałby nam każdą bramkę, taki już jest” – tłumaczy zawiłości charakterologiczne małżonka.
Ma w planach zdobycie Scudetto z Udinese, nie myśli jeszcze o kończeniu kariery, ale wie już co będzie robić, po zawieszeniu butów na kołku – „Jeśli zostanie przy piłce to nie sądzę, by został trenerem. Ta rola mu nie odpowiada. Lubi obserwować, wyciągać wnioski, dlatego myślę że odkrywanie młodych, nowych talentów, byłoby dla niego dobrym zajęciem” – zdradza partnerka życiowa zawodnika. Di Natale nie musi martwić się o przyszłość swoją oraz rodziny. Zarobione pieniądze zainwestował tworząc w Udine i Empoli własną sieć sklepów z ubraniami. Wykorzystuje popularność reklamując własną markę w stroju biedronki. Zastanawia nas skąd pomysł na właśnie taki sznyt. Mimo wszystko, warto zobaczyć to na własne oczy.
Di Natale cieszy się uznaniem zarówno w Empoli jak i w Udine, dlatego kibice by pokazać uwielbienie dla swojego idola mogą nawet na pęczki zaopatrywać się w gadżety z biedronkami. Interes prowadzi wspólnie z żoną, może to jej pomysł. Z resztą, Di Natale wciąż biega po boisku, więc na razie pozostawmy temat inwestowanych pieniędzy na boku.
Każdy ma swoje dziwactwa. Wiele osób posiada również swoje przyzwyczajenia, nawyki językowe. Niekiedy mniej, lub bardziej denerwujące, czy rzucające się w oczy. Nie wiemy czy też to zaobserwowaliście, ale chociażby Michał Probierz bardzo często powtarza jedno słowo. Wskazówka wideo.
Włoscy dziennikarze okazali się bardziej perfidni i po zaproszeniu Antonio Di Natale do jednego z programów sportowych wyciągnęli mu kilka sytuacji, w których napastnik Udinese namiętnie wplatał w co drugie zdanie – “nieźle”.
Di Natale to akurat postać barwna i zawodnik, który mimo upływających lat wciąż ma wiele do zaoferowania. Nieźle zapowiada się najbliższy sezon i możliwe, że akurat będziemy świadkami zdobycia przez niego trzeciego z rzędu tytułu Capocannoniere. Naprawdę nieźle by to wyglądało a akurat wielu poważnych rywali, którzy mogliby mu zagrozić, nie widać.
PIOTR DUMANOWSKI
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]


